Bo wszystko wskazuje na to, że wnuk i syn Pani Ani to Walentynowiczowie z krwi i kości, a historia pokazuje, że w starciu z reżimem pojedynczy ludzie potrafili wygrywać.
Prokuratura zaciera ślady /Relacja Ewy Stankiewicz/
Oby tylko nie Kraków i nie Wrocław – to były pierwsze moje myśli, kiedy dowiedziałam się o ekshumacji ciała Anny Walentynowicz. Zapamiętałam te ośrodki medycyny sądowej jako dyspozycyjne i nierzetelne, gotowe na telefon do tuszowania komunistycznych zbrodni. I choć prokuratura wyznacza na badania ośrodek w Krakowie i Bydgoszczy, podczas ekshumacji jakaś aparatura się psuje, no i ciało ląduje… a jakże, we Wrocławiu!
Kilka miesięcy wcześniej właśnie we Wrocławiu badane było także ciało Zbigniewa Wassermanna. Fakt, że zdecydowano się na wybór tego skompromitowanego ośrodka kompletnie zaskoczył rodzinę, przekonaną, że ciało będzie badane w Krakowie.
„Eksperci” na telefon
To właśnie „eksperci” z Krakowa i Wrocławia udowadniali, że Stanisław Pyjas, opozycyjny student z lat 70., prześladowany przez Służbę Bezpieczeństwa, spadł ze schodów i sam się zabił. Kiedy przygotowywałam dokument filmowy o Stanisławie Pyjasie, a potem śledziłam dalsze losy historii wyjaśniania jego śmierci – mogłam sobie wyrobić zdanie, niestety jak najgorsze, o ekspertach medycyny sądowej, których nazwiska, zawsze te same, wyskakują w wypadku konieczności badania, a następnie wydania opinii na temat zgonów budzących wątpliwości z powodów politycznych. Zmarły już prof. Zdzisław Marek z Krakowa wraz z żyjącym i aktywnym zawodowo dr. Janem Kołodziejem zaświadczali, że Pyjas po prostu spadł ze schodów. Sam Marek był przekonany, że Pyjas został pobity, czego dowodem jest nagrana z nim rozmowa, ale nie zmieniło to faktu, że Marek jako ekspert medyczny udowadniał wersję nieszczęśliwego wypadku.
Wersję tę po latach poświadczyła Barbara Świątek z Instytutu Medycyny Sądowej z Wrocławia. I to właśnie ona – wypróbowana Barbara Świątek – „niespodziewanie” stała się odpowiedzialna za badanie ciała Anny Walentynowicz. Ona także kilka miesięcy wcześniej podpisała się pod protokołem badania ciała Zbigniewa Wassermanna, również„nieoczekiwanie” skierowanego do Wrocławia.
Wybór tych miejsc i tych ludzi do badania szczątków Anny Walentynowicz jest dla mnie poważnym ostrzeżeniem i sugestią, że może dojść do mataczenia i zacierania śladów przez prokuraturę.
Tajne łamane przez poufne
Druga nad ranem, poniedziałek 17 września, Gdańsk. Jesteśmy z Grzegorzem Braunem na cmentarzu Srebrzysko. Powoli zaczynają zbierać się ludzie. Pełnią wartę honorową, chcą się pomodlić i po prostu być z Anią Walentynowicz, bo jej się to należy. Andrzej i Joanna Gwiazdowie, Krzysztof Wyszkowski, Sławomir Cenckiewicz, posłanki Anna Fotyga i Dorota Arciszewska-Mielewczyk oraz kilkadziesiąt innych osób, niektóre z transparentami i flagami.
Obstawa policji i żandarmerii wojskowej jest taka, jakby właśnie miano dokonać zamachu na elektrownię jądrową. Nie wiadomo, przed czym prokuratura chce tak szczelnie się zasłonić, bo rodzina życzy sobie transparentności w sprawie ekshumacji i cieszy się ze wsparcia ludzi.
Policjanci i żandarmi w mundurach i po cywilnemu bronią wejścia na cmentarz. I wygląda to imponująco. Niestety, na zasłanianiu obiektywu kamery profesjonalizm służb się kończy. Kiedy ludzie zaczynają się burzyć i wchodzą na cmentarz, nagle znikają policyjni dowódcy, zostawiając na drodze kilku wystraszonych funkcjonariuszy, którzy nie są w stanie upilnować wszystkich. Część osób zwyczajnie wchodzi na cmentarz. Natomiast skutecznie, używając siły fizycznej, wspomniani policjanci powstrzymują przed wejściem na cmentarz dwie posłanki Rzeczypospolitej – co stoi w oczywistej sprzeczności z prawem. Policja powołuje się na nocną porę i na to, że przebywanie na terenie cmentarza w godzinach jego zamknięcia jest wykroczeniem. Na pytanie, czy policja została oddelegowana do pilnowania cmentarza w nocy, już nikt nie umie odpowiedzieć.
Nie wpuszczono na cmentarz także dwóch pań z sanepidu, których nazwisk nie ma na dostarczonej prokuraturze liście osób uprawnionych do uczestniczenia w ekshumacji. Panie odjeżdżają i na ponowny ich przyjazd trzeba czekać. Tak więc czekamy. Wszystko jest rozstawione: namioty, sprzęt, światło, agregat. Wokół spacerują pracownicy różnych służb, jacyś tajniacy, prokuratorzy, fotografowie, rozstawione w okolicy patrole kilkudziesięciu policjantów i żandarmów. Czeka też rodzina Pani Ani i mec. Hambura. Ekshumacja opóźnia się o 2,5 godz. Patrząc na kompletnie niepotrzebną tak potężną obstawę cmentarza, wnuk Pani Ani mówi, że za te pieniądze można było zatrudnić trzech Michaeli Badenów. Ale prokuratura nie wyraziła zgody na udział w ekshumacji tego światowej sławy niezależnego eksperta, choć nie musiała za niego płacić.
Scena jak z filmu „Bierz go!”
Z kolegami we czwórkę przekraczamy cmentarny mur i szukamy miejsca ekshumacji. Namiot nad grobem otoczony jest na kilkadziesiąt metrów biało-czerwoną taśmą, a w odległości kilkuset metrów od taśmy chodzą patrole żandarmerii wojskowej, błyskając silnymi latarkami na wszystkie strony. Nie mogę uwierzyć w absurd tej sytuacji. To państwo potrafi, zginając nisko kark przed KGB-owcem Putinem, wystawić na śmierć prezydenta i porzucić jego szczątki w błocie, ale wobec grupy ludzi, którzy po prostu chcą pomodlić się na cmentarzu – wystawia kilkudziesięciu lub nawet kilkuset mundurowych, którzy prężą groźną pierś i zasłaniają obiektyw kamery. Żałosne. W tym wszystkim my, którzy idziemy – mogę powiedzieć – skradamy się (!) przez ciemny cmentarz. Nagle ktoś świeci mi prosto w oczy latarką i słyszę komendę „Bierz go!”. Byliśmy przekonani, że zaraz rzuci się na nas jakiś pies, ale komenda była skierowana do drugiej osoby z patrolu.
Awantura, spisywanie dokumentów i próba wyrzucenia nas nie daje rezultatu. Jesteśmy zdeterminowani, żeby zostać. Nie mam najmniejszego zaufania do tej władzy. Byłam świadkiem tylu jej matactw w związku z katastrofą smoleńską, że postrzegam ją jako wspólnika w zacieraniu śladów istotnych dla wyjaśnienia tej tragedii. Co dziwne, policja i żandarmi zachowują się tak, jakby sami mieli podobną świadomość i testowali, na ile w tej sytuacji mogą sobie pozwolić, żeby nie było zbyt dużego krzyku. Tak więc zostajemy przy taśmie, a po kilku godzinach dołączają do nas inni dziennikarze, którzy weszli na cmentarz po jego otwarciu i z powodu opóźnienia ekshumacji także mogą uczestniczyć w wydarzeniu. Wychodzi na to, że rzeczywiście policjanci pilnowali cmentarza do momentu jego otwarcia. A to, że ekshumacja wciąż trwa, nie ma znaczenia. Po raz kolejny państwo zdało egzamin na miarę ambicji Bronisława Komorowskiego.
Prawdziwi bohaterowie
Jak się okazało, to był tylko wstęp do popisu władz III RP, które są bardzo sprawne i profesjonalne w ściemie, czyli w zasłanianiu istoty rzeczy, a bardzo nieudolne w rzeczywistych działaniach, do których zostały powołane.
W Warszawie prokuratura zamknęła niemal do południa cały Cmentarz Powązkowski. Kiedy część dziennikarzy znalazła się na terenie nekropolii, w tym także i ja, wszyscy zostaliśmy stamtąd usunięci siłą, a Grzegorza Brauna zatrzymała policja. To, co nastąpiło później, było chyba najbardziej wstrząsające. O starciu dziennikarzy z policją przed bramą cmentarną, zachowaniu TVP Info i TOK FM wobec dramatycznej sytuacji, o pytaniach, które wtedy padły, a których nie można przemilczeć, napiszę następnym razem.
Tymczasem przed oczami mam syna i wnuka Anny Walentynowicz oraz mec. Hamburę, którzy pomimo działań prokuratury nastawionych na wycieńczenie ich fizycznie i emocjonalnie, dzielnie stają naprzeciw tej groźnej i nieprzewidywalnej machiny. I wbrew pozorom wynik tego starcia nie jest przesądzony. Bo wszystko wskazuje na to, że wnuk i syn Pani Ani to Walentynowiczowie z krwi i kości, a historia pokazuje, że w starciu z reżimem pojedynczy ludzie potrafili wygrywać.
http://niezalezna.pl/33079-prokuratura-zaciera-slady
I tak POkrótce wygląda „rzetelność” prokuratury wojskowej, co tu dużo gadać jesteśmy Pod okupacją a więc wojna!!
"My musimy komunizm wyniszczyć, wyplenić, wystrzelać! Żadnych względów, żadnego kompromisu! Nie możemy im dawać forów, nie możemy stwarzać takich warunków walki, które z góry przesądzają na naszą niekorzyść. Musimy zastosować ten sam żelazno-konsekwentny system. A tym bardziej posiadamy ku temu prawo, ponieważ jesteśmy nie stroną zaczepną, a obronną!". /Józef Mackiewicz dla mieniących się antykomunistami/