Dziennikarz powinien być jak czujnik gazu w kopalni.
Powinien ostrzegać przez niebezpieczeństwem, alarmować o zagrożeniu, ratować w razie potrzeby. Niestety, większość polskich dziennikarzy pozwoliła się powyłączać politykom. Lub sama się wyłączyła w oczekiwaniu na katastrofę.
Metafora z czujnikiem metanu w kopalni jest o tyle obrazowa i pożyteczna, że pokazuje w wielkim skrócie rolę wolnych i niezależnych mediów dla właściwego ładu politycznego w kraju. Obowiązkiem dziennikarza winno być stałe monitorowanie różnego rodzaju niebezpieczeństw, patologii, nieprawidłowości. Jeśli media dobrze działają, to ich głośne wycie powinno ostrzegać o nadchodzącym niebezpieczeństwie i ratować ludzi oraz całe państwo przed zagrożeniami. Jeśli ów wskaźnik nie działa prawidłowo, państwo jest zagrożone.
I właśnie z taką sytuacją mamy w Polsce do czynienia od co najmniej 2005 roku – ogromna część mediów przestała prawidłowo wskazywać poziom metanu politycznego i wyła przy byle okazji. W latach 2005-2007 nastawiła swoją skalę na bardzo niską emisję zagrożeń – co tydzień odzywały się ryki i wrzaski, że żyjemy w dyktaturze, że rządzi nami junta wojskowa, że ludzie są wyprowadzani o świcie za byle co, że to gorsze niż władza Securitate. I przez ten ciągły ryk, przez fakt, że ostrzegała wiele razy o czymś, czego nie było, straciła swoją ochronną moc, wprowadzała ludzi w błąd.
Po 2007 roku doszło do zjawiska odwrotnego – wskaźniki zostały prawie wyłączone i nawet przy bardzo wysokim poziomie politycznego metanu milczały. Spokojnie przypatrywały się, jak niebezpiecznie zbierają się trujące dla demokratycznego społeczeństwa substancje, jak dochodzi wielokrotnie do łamania przez władze podstawowych procedur i zasad. Z beztroską patrzyły jak manipuluje się w sytuacji niebezpiecznej dla prawidłowego funkcjonowania całego systemu. Z niechęci do poprzedniego sztygara, wybaczały obecnemu wszelkie nieprawości i podłości.
Powyższe rozważania są prawdziwe w odniesieniu do większości mediów, ale nie oznacza to, że nie było sytuacji doskonale odwrotnej. Bo poprzedni sztygar też ma oddane sobie tabuny propagandzistów, którzy są w stanie oddać mu wszelką przysługę – są na jego jedno skinienie i chętnie wysadziliby całą kopalnie w pierony, byle tylko on mógł choć chwilę porządzić i poustawiać wszystko po swojemu. Niewiele różnią się do agitatorów drugiej strony – tych, którzy dziś biegają po wydrążonych chodnikach i rozwalają czujniki metanu, żeby przez przypadek nie ostrzegły o grożącym nam niebezpieczeństwie. Oni natomiast świadomie straszą ludzi i podkręcają atmosferę. Są lustrzanym odbiciem tych, którymi pogardzają i którymi się brzydzą.
Jest i trzecia kategoria dziennikarzy – najrzadsza. To są ci, którzy solidnie wykonują swoją robotę. Przychodzą na szychtę i rzetelnie sprawdzają poziom metanu – jak jest za wysoki, krzyczą, żeby spier…ć , a jak jest w normie, to informują o tym spokojnie ludzi. Czyli robią to, co do nich należy. Ich praca jest jedyną, którą warto się przejmować. Pozostałych ciuli, jak to się mówi u nas na Śląsku, należy mieć w rzyci.