Była dokładnie godzina osiemnasta, kiedy do mieszkania Hiobowskich doleciał jakiś potworny łomot, a potem rozległ się ryk kilku nieskoordynowanych męskich głosów.
– Łukasz! – zawołali na wszelki wypadek.
– Ja jestem tutaj – oznajmił Łukaszek wynurzając się z korytarza. – A to łupnęło gdzieś nad nami…
Wyjrzeli na klatkę schodową. Sąsiedzi już zaczęli się gromadzić i faktycznie, tak jak mówił Łukaszek, wszyscy pchali się po schodach na górę. Kiedy weszli piętro wyżej od razu rzuciło im się w oczy: wyłamane drzwi, zakłopotani antyterroryści, zakłopotana rodzina na progu mieszkania i jakaś pani na korytarzu.
– …jestem komisarzem do spraw wychowania dzieci w duchu i zgodnie z nurtem – przedstawiła się pani i wyjęła tablet. Popukała w niego kilka razy palcem i zaczęła zadawać pytania:
– To państwo są rodzicami?
– Tak – odparli zgodnie pan i pani stojący na progu.
– Hm… – głos pani komisarz nie wróżył niczego dobrego. – Heterycy… A dzieci adoptowane?
– Własne.
– Hm… Hm…
– Ale o co właściwie chodzi? – spytał ojciec dzieci.
– Chodzi o to proszę pana, że musiałam interweniować w asyście policji, ponieważ doszły na nas informacje, że państwo wychowujecie dzieci bezfrytkowo!!
– Że niby jak? – zapytał któryś z sąsiadów na schodach. Pani komisarz obejrzała się i teraz dopiero zauważyła jaką ma liczną publiczność.
– Bez-fryt-ko-wo!! – powtórzyła. – Ich dzieci nie wiedzą w ogóle co to frytki! Nawet tego słowa nie znają! Zgroza! Co za zacofanie! I pomyśleć, że mamy dwudziesty pierwszy wiek!
– Skąd pani wie, że nasze dzieci są wychowywane bezfrytkowo? – spytała matka dzieci.
– Nie możemy zdradzić, że to była sąsiadka z naprzeciwka – wtrącił się dowódca antyterrorystów. Sąsiadka z naprzeciwka jęknęła rozdzierająco i zniknęła za drzwiami swego mieszkania.
– Specjalnie wychowujemy dzieci bezfrytkowo – przyznał ojciec dzieci. – Nie wiedzą co to są frytki i dzięki temu się ich nie domagają.
– Robimy to dla ich dobra – dodała pospiesznie matka dzieci. – Frytki robione są z ziemniaków modyfikowanych genetycznie…
– To państwa nie tłumaczy – stwierdziła pani komisarz. – niestety, stwierdzam, że z premedytacją manipulowaliście państwo psychiką dziecka. Za to grozi piętnaście lat więzienia.
– Ile???!!! – krzyknęła matka dzieci. – A gangsterom dają po półtora roku!
– Proszę pani, kodeks karny polega na tym, że za różne winy są różne kary, a nie ciągle jedna i ta sama. I tak na przykład za dowcipy z prezydenta jest dwadzieścia pięć lat.
– A ile jest za dowcipy o premierze? Tak tylko pytam… – odezwał się kolejny sąsiad na schodach.
– Nie ma dowcipów o premierze – wycedziła pani komisarz. – To wszystko prawda!
– Chcecie truć nasze dzieci GMO?! – krzyknął zrozpaczony ojciec dzieci.
– Proszę pana, żyjemy w demokracji! – przypomniała mu pani komisarz. – Mają prawo się otruć!
Tata Łukaszka skorzystał z okazji i pociągnął za rękaw stojącego obok antyterrorystę. Ten zareagował nerwowo i przystawił tacie Łukaszka lufę do głowy. zaraz jednak przeprosił i pocieszył tatę, że tej plamy moczu na spodniach prawie wcale nie widać.
– Chciałem się spytać o jedną rzecz – kontynuował tata Łukaszka. – Dlaczego interweniowaliście o tej porze? Przecież zawsze wpadaliście o szóstej rano.
– No właśnie dlatego – odparł antyterrorysta. – Wszyscy już wiedzieli, że wpadamy zawsze o szóstej rano. A podstawą naszego działania jest przecież zaskoczenie. Wpadamy do jednego czy drugiego, a ten już nie śpi, siedzi w kuchni, ubrany albo i nawet spakowany i tylko czeka! Jeden nawet zęby zdążył umyć! I jak tu potem takiego sfilmować jak leży w majtkach skuty na podłodze?
– Przecież nie skuwacie ich w majtkach tylko w nadgarstkach – zauważyła siostra Łukaszka.
– Niech pan nie zwraca na nią uwagi – poprosił tata Łukaszka. – I co z tą godziną?
– no… To już wszystko. Stwierdziliśmy, że zmieniamy godzinę. Od tej pory zamiast o szóstej rano wpadamy o szóstej po południu.
Poznaniak. Inzynier. Kontakt: brixen@o2.pl lub Facebook. Tom drugi bloga na papierze http://lena.home.pl/lena/brixen2.html UWAGA! Podczas czytania nie nalezy jesc i pic!