Coś mi się wydaje, że musimy zwiększyć produkcję wazeliny. Na myślenie po polsku trudno liczyć.
Wojska carycy Katarzyny II szły na Polskę wyekwipowane suto. Wpierw kilka statków angielskich dowiozło do rosyjskich portów sukno, z których szynele uszyto i złoto, które później znalazło się w pułkowych „dienieżnych jaszczikach”. Zorientowani twierdzą, że te „podarki” zachęciły Katarzynę do działań, na które ponoć nie miała ochoty. Jakoś tak było i są realne podstawy, aby w to wierzyć. Polska jako naturalny sojusznik Francji była dla „angoli” „przyjacielem swego wroga” a więc państwem wrogim i coś z tym fantem należało zrobić. Dlatego jak przychodzi 14 października to czczę rocznice bitwy pod Fuengirolą (kampania hiszpańska), gdzie kpt. Franciszek Młokosiewicz spuścił niezłe manto tym specjalistom od geopolityki i zakulisowych rozgrywek. Szkoda, że tylko raz i szkoda, że pomagaliśmy im w czasie wojny. Mogli trochę bardziej dostać w d… to może by coś zrozumieli.
Amerykanie (można powiedzieć: ten typ tak ma) upublicznili swoje akta katyńskie. Można powiedzieć: rychło w czas. Dla nie ma żadnego usprawiedliwienia dla tego milczenia. To jest najnormalniejsze polityczne qreswo i inaczej tego nazwać nie można. Mieliśmy siedzieć cicho. Naszym „przyjaciołom” potrzebne były ruskie dywizje do likwidacji zwasalizowanego przez Japonię państwa Mandżukuo.
Słucham komentarzy i uszy mi więdną. Jakie wszechogarniające zrozumienie dla tej „konieczności dziejowej”. Jaki spokój w argumentacji. Jaka wdzięczność. Pytam się: wdzięczność – za co? Jakże kontrastuje to z promocją „żołnierzy wyklętych”, którzy nie zaakceptowali Jałty i Teheranu. Dziwna to mieszanka pragmatyzmu z promocją sytuacji beznadziejnych.
Coś mi się wydaje, że musimy zwiększyć produkcję wazeliny. Na myślenie po polsku trudno liczyć.
ps.
to że na listach katyńskich znajduje się moje imię i nazwisko nie jest przypadkowe. Leży tam mój stryj.