– Pipik!!! Pipik!!! – sygnał telefonu rozdarł nocną ciszę zalegającą mieszkanie Hiobowskich.
– Czyj to telefon?! – warknął dziadek.
– Mój – odezwał się zaspanym głosem Łukaszek. – Pewno znowu esemes, że coś "niby wygrałem"… O! To o szkole!
Hiobowscy się rozbudzili. Treść wiadomości brzmiała następująco: "Zapraszamy do obowiązkowej gry miejskiej pod tytułem ZNAJDŹ SWOJE GIMNAZJUM". Czekaj na znak".
– Łał! – zawołała siostra Łukaszka. – Nocna przygoda! Jakie to ekscytujące!
– Jak coś co dotyczy budy może być ekscytujące – wzruszył ramionami jej brat. – Poza tym nie wiadomo czy "nocna". Może ten znak przyjdzie rano? Może wieczorem? Może wcale?
– I co, gimnazjum cię ominie? – ziewnął tata Łukaszka. – Dobrze, że coś wreszcie przysłali, bo nie wiedzieliśmy już na którą masz iść do szkoły…
– I dokąd! – wtrąciła się mama Łukaszka. – Przecież nadal nie wiedzieliśmy do jakiej szkoły pójdziesz!
– Bo tak wariowali z tą reformą, że nie wiadomo było czy te gimnazja zostaną czy nie – westchnął dziadek Łukaszka.
Mama się oburzyła.
– No, moja droga – rzekła lodowato babcia Łukaszka. – Chyba nie zaprzeczysz, że los gimnazjów zmieniał się równo ze wzrostem albo spadkiem słupków sondażowych.
– Nieprawda! – zaperzyła się mama. – Zresztą, Łukasz… Łukasz? Łukasz! Gdzie jesteś!?
– Śpię!!! – doleciał wściekły głos z pokoju Łukaszka. – Jest pięć po trzeciej w nocy! A nie wiem jak wy, ale ja się musze wyspać, bo idę jutro do szkoły! Co za życie!!
Kolejny esemes nadszedł o piątej pięćdziesiąt dwa. Zawierał współrzędne punktu, do którego należało się udać.
– Sam nie pójdziesz! – zadecydowała mama.
– Powinien pójść z tobą ktoś mądrzejszy! – powiedział tata Łukaszka.
– To ja z nim pójdę! – zaszczebiotała siostra Łukaszka.
– Powiedziałem "mądrzejszy" – przypomniał tata Łukaszka i kandydatura siostry upadła. Mama musiała iść do pracy, tata też. Pozostali babcia i dziadek.
– O Jezu, jak mnie krzyż boli! – stęknął dziadek.
– Katolik, a kłamie! – warknęła babcia. – Powiedz raczej, że wolisz iść na poranną mszę! Dobrze, pójdę!
I Łukaszek poszedł razem z babcią. Nie, we wskazanym miejscu nie było gimnazjum. Był za to niewielki stolik pod namiotem i pani wydająca formularze.
– Kawaler do gimnazjum, tak? Tu proszę się podpisać, a tu proszę formularz… Trzeba udać się do następnego punktu po piecząteczkę. Tam skierują do…
– Do gimnazjum? – spytała zaniepokojona babcia Łukaszka.
– Nie. do następnego punktu.
– A tych punktów jest…
– Piętnaście.
– Daleko to?
– Proszę pani, to gra miejska i obejmuje całe miasto!
– Chyba jednak będziesz biegać sam – szepnęła babcia Łukaszkowi. – Ja nie dam rady.
– Nie będę latał z kartką po mieście jak jakiś debil – wzruszył ramionami Łukaszek. – Babcia, daj no komórkę.
– Co ty kombinujesz? Esemes? Przecież to kosztuje! Do kogo? Przecież to twój numer! Łukasz! Oddaj zaraz…!
– Cicho, bo się kapną…
– Pipik!!! Pipik!!!
– Proszę pani – Łukaszek podszedł ponownie do pani za stoliczkiem. – A ja przed chwilą dostałem esemesa, że ten bieg anulowano!
I pokazał na ekranie treść esemesa przezornie zasłaniając nadawcę palcem.
– Faktycznie… Dziwne… – pani zasępiła się patrząc na łukaszkowy telefon. – A tak fajnie miało być! No nic, trudno. gimnazjum będzie tutaj…
– Przecież… – zaczęła babcia i urwała, bo wnuk boleśnie nadepnął jej na nogę. Nie omieszkała mu tego wypomnieć kiedy już odchodzili od stolika.
– Poza tym to adres twojej starej podstawówki!
– Oj babciu, przecież wiem!
I wtedy wpadli na jakiegoś faceta. Facet miał rozbiegany wzrok szaleńca i trzymał w ręku kartkę podobną do ich kartki.
– Przepraszam! Przepraszam! – nieszczęśnik zaczął się odruchowo giąć w ukłonach.
– O rany, ofiara urzędników! – załamała ręce babcia. – Kto to panu zrobił?
Facet zaczął pokazywać swoje siedzenie.
– Dupa? Pupa? A, Powiatowy Urząd Pracy! – zorientowała się babcia.
– Pan też szuka gimnazjum? – zainteresował się Łukaszek.
– Nie, ja muszę pozaliczać te punkty kontrolne, żeby… – i tu facet pokazał im esemesa jakiego otrzymał. "Ja pan nie będzie za pół godziny w punkcie kontrolnym numer szesnaście na drugim końcu miasta, to straci pan status bezrobotnego na pół roku! Muahaha!".
– Ten status bezrobotnego to coś dobrego?- zapytała babcia Łukaszka. – Płacą coś?
– Nie. Nic!
– To po co to wszystko?
– Jak to po co? – facet popatrzył na nich obrażonym wzrokiem. – Dzięki temu mogą za darmo iść do lekarza, posiedzieć w poczekalni…
– no, ale pan wygląda zdrowo, chyba pan nie choruje…
– Tu nie o chorobę chodzi. A gdzie ja się zimą ogrzeję?
Poznaniak. Inzynier. Kontakt: brixen@o2.pl lub Facebook. Tom drugi bloga na papierze http://lena.home.pl/lena/brixen2.html UWAGA! Podczas czytania nie nalezy jesc i pic!