Prokuratorski terror – metody pracy Prokuratury Wojskowej
26/08/2012
1641 Wyświetlenia
0 Komentarze
15 minut czytania
„Znam masę opowieści o tym, że służby systemu uwielbiają skarżyć poszkodowanych przez nich o zniewagę, a jak to nie pomaga, to prowokują przemocą do reakcji, na podstawie której wygenerują oskarżenie o czynną napaść”.
Krystyna Górzyńska, znana czytelnikom jako Rebeliantka, wypowiedziała się na temat metod stosowanych przez służby. „Znam masę opowieści o tym, że służby systemu uwielbiają skarżyć poszkodowanych przez nich o zniewagę” – mówi. Jeśli to nie pomaga, przemocą prowokują do reakcji, która wygeneruje oskarżenie o czynną napaść. W przypadku, gdy dopuszczą się nadużyć prawa, a ofiara się poskarży lub zawiadomi o przestępstwie, wytaczają procesy z ich katalogu fałszywych oskarżeń. Ulubione zarzuty koncentrują się wokół znieważania, naruszania nietykalności, czynnej napaści, gróźb karalnych, naruszenia dóbr osobistych. W ten sposób poszkodowany przez funkcjonariuszy nie tylko nie może dojść sprawiedliwości, ale sam zostaje oskarżony o czyny kryminalne i wplątany w kosztowne procesy cywilne. Często też zostaje skazany na podstawie takich fałszywych oskarżeń – dodaje dziennikarka, którą znamy pod pseudonimem „Rebeliantka”.
Doskonała ilustracja słowna do działań oficera byłych WSI i Służby Kontrwywiadu Wojskowego, płk. Krzysztofa Badei, który wciągnął do swych fanatycznych gierek cały aparat państwowy – łącznie z prokuraturą. Dziś będzie o metodach pracy Wojskowej Prokuratury Garnizonowej w Warszawie.
Dla zrozumienia haniebnego udziału Wojskowej Prokuratury Garnizonowej w Warszawie w rozwoju i kanalizowaniu konfliktu wywołanego przez Badeję, warto uchwycić perspektywę czasową 2005 r., kiedy to dysponowałam wystarczającymi przesłankami dowodowymi, uzasadniającymi podejrzenie Krzysztofa Badei m.in. o czyny z art. 231 i 267 kk. Najważniejszym dowodem obciążającym był numer telefonu: 840-829, który Badeja przekazał niektórym osobom, aby te donosiły na mnie.
Pomimo groźby wojskowego prokuratora Jacka Kudlińskiego, że czeka mnie „proces Kafki”, złożyłam zawiadomienia do prokuratury wojskowej w Warszawie o podejrzeniu popełnienia na moją szkodę przestępstw z art. 231 i 267 kk. Uzyskałam status pokrzywdzonej w sprawach o sygn. akt: PG. Śl. 63/05, PG.Śl.136/05, PG.Śl.195/05, PG.Śl.55/08.
Od chwili zgłoszenia moich podejrzeń, wokół postępowań sygn. akt: PG.Śl. 63/05, PG.Śl.136/05 panowała atmosfera permisywności dla utrącania mojej wiarygodności i przerzucania na mnie odpowiedzialności za czyny podejrzewanych funkcjonariuszy (K. Badeja, A. Polak, funkcjonariusze żandarmerii wojskowej i policji). U podłoża zjawiska leżała m.in. zgoda WPG w Warszawie na pastwienie się nade mną – przy użyciu prawa karnego !
Była nawet sytuacja, że po konfrontacji z Krzysztofem Badeją w obecności prokuratora Jacka Kudlińskiego(w trakcie której nie wolno mi było nic notować, z której nie powstał żaden protokół !), zgodziłam się na wycofanie wniosku o ściganie karne Badei (16 czerwiec 2005 r.) – mając na względzie całą moją przyszłość. W odpowiedzi na gest pojednania otrzymałam od mojego pracodawcy, prof. Andrzeja Koźmińskiego wypowiedzenie stosunku pracy. Za kilka dni taki sam dokument przysłał mi Uniwersytet Jagielloński – uczelnia, w której rozpoczęłam pisanie pracy habilitacyjnej.
Zrozumiałam, że zostałam oszukana i utwierdziłam się w przekonaniu, że Krzysztof Badeja jest psychopatą. Zaznaczam jednak (i tym samym usprawiedliwiam się), że w chwili podejmowania decyzji o „pojednaniu” nie czytałam obrzydliwych zeznań K. Badei, w których ten oficer WP nazwał mnie: „mitomanką”, „nimfomanką”, osobą „chorą psychicznie” etc. W placówce Żandarmerii Wojskowej w Zegrzu st. chor. szt. Jan Turecki nie udostępnił mi do wglądu akt sprawy.
Wówczas jeszcze nie przyszło mi do głowy, że oficer Wojska Polskiego, którym niestety był Krzysztof Badeja, mógł złożyć fałszywe zeznania przeciwko mojej czci, godności i autorytetowi. Przecież ten człowiek, nasz sąsiad, cały czas udawał przyjaciela !!!
W 2006 r. stało się dla mnie oczywiste, że zostałam oszukana przez Krzysztofa Badeję, który doprowadził do zwolnienia mnie z pracy przez mojego bezpośredniego szefa prof. Lechosława Garbarskiego (Akademia Leona Koźmińskiego w Warszawie). Było to równoznaczne z tym, że moje oświadczenie woli -w postaci zgody na wycofanie wniosku o ściganie karne K. Badei – stało się nieważne! Wniosłam o podjęcie na nowo postępowania sygn. akt PG.Śl. 63/05, podając nowe okoliczności faktyczne. Lecz 31 sierpnia 2006 r. Kierownik Działu Postępowania Karnego Prokurator WPG w Warszawie odmówił podjęcia na nowo tego postępowania.
W aktach sprawy PG.Śl. 63/05 można zauważyć skutki metod pracy bardziej typowe dla służb specjalnych, niż dla Prokuratury. Metody te sprowadzają się m.in. do: lekceważenia niewygodnych dowodów rzeczowych, tuszowania wątków najbardziej istotnych dla jednoznacznych rozstrzygnięć, celowego ukrywania pozyskanych dowodów, „odwracania kota ogonem”, sprowadzania na niewłaściwe tory, złowrogiego przetwarzania danych i ich intencjonalnego gromadzenia w kolejnych postępowaniach, czy przesłuchania świadków bez udziału osoby pokrzywdzonej.
Postępowanie o sygn. akt PG.Śl.136/05, w którym przyznano mi status osoby pokrzywdzonej, posłużyło do brutalne,j, wielomiesięcznej inwigilacji i do szykanowania mnie. Prokurator wojskowy Radosław Wiszenko, czując na mnie oddech służb, dający mu bezkarność, pastwił się nade mną i mataczył w śledztwie, sprowadzając je na poboczne i fałszywe tory. To znajduje pełne odzwierciedlenie w aktach sprawy i w moich skargach do WPO w Warszawie. Nieprawidłowości zostały jaskrawo wskazane w Postanowieniu Wojskowego Sądu Okręgowego w Warszawie z dn. 13 lutego 2006 r.(sędzia Leszek Hołubowicz).
Skutki niewłaściwych metod pracy prokuratora Radosława Wiszenko przejawiały się m.in. w postaci: wykorzystywania naruszonej tajemnicy śledztwa do przygotowywania świadków do zeznań po uprzednim wprowadzaniu świadków w błąd, umyślnego niedbalstwa i stronniczości w przesłuchiwaniu świadków, umniejszania, a wręcz niwelowania wagi najważniejszych, acz niewygodnych dowodów (numeru 840-829, którym posługiwał się Badeja), lekceważenia dowodów przemawiających na moją korzyść oraz tuszowania najbardziej istotnych wątków – bez specjalnej nawet dbałości o zachowanie pozorów.
Prokurator (wówczas ppor) R. Wiszenko, który od początku postępowania nie był w stanie prawidłowo ocenić sytuacji, zniwelował wagę kluczowego dowodu (numeru 840-829) i nie pozyskał bilingu połączeń przychodzących na numer komórkowy 606 303 633 mojej karty SIM (operator Era GSM) – pomimo, że wydał na tę okoliczność stosowne postanowienie w dn. 24 lutego 2006 r. Zamówionego przez prokuratora wykazu nie było jeszcze 28 października 2006 r., choć inne, o które prokurator wystąpił w tym samym czasie i obejmujące podobny okres, znalazły się w aktach sprawy.
Na moje żądania zarządzenia ujawnienia przez operatora sieci Era GSM bilingów połączeń na numer 606 303 633 Wojskowy Prokurator Garnizonowy nie odniósł się ani pisemnie, ani w żaden inny sposób. Nie wiadomo, co się stało z bilingiem połączeń na numer abonencki 606 303 633. Można się jedynie domyślać, że biling został sporządzony, lecz z bardzo ważnego powodu nie został załączony do akt sprawy.
Prokurator Wojskowy pozostawiał także bez rozpoznania moje wnioski, które dotyczyły przesłuchania świadków w mojej obecności. Zamiast odnieść się do tych wniosków i przeprowadzić czynności procesowe, WPG w Warszawie wydał 15 marca 2007 r. postanowienie o umorzeniu śledztwa.
W Postanowieniu tym zawartych jest wiele umyślnych kłamstw, wynikających m.in. z zeznań fałszywych świadków. Jedno z nich świadczy o zamiarze wprowadzenia w błąd organów nadrzędnych (str. 11 Postanowienia o umorzeniu śledztwa). Matactwo prokuratora R. Wiszenki dotyczyło podciągnięcia przepisów regulujących okres przechowywania połączeń przez operatorów sieci stacjonarnej (12 miesięcy) dla wytłumaczenia braku istnienia w aktach sprawy „zamówionych” w dniu 24 lutego 2006 bilingów dla numeru 0 606 303 633 – przyporządkowanego przecież telefonii komórkowej, a nie stacjnarnej !
Stało się to w sytuacji, gdy obowiązujące wówczas przepisy obligowały operatorów telefonii komórkowej do przechowywania danych retencyjnych przez okres 60 miesięcy (5 lat). Takiego zabiegu nie można nazwać zwykłym niedbalstwem.
Sformułowane we wniosku z dn. 29 września 2008 r. zarzuty karne pod adresem R. Wiszenki nie przyniosły ani konsekwencji prawnych, ani dyscyplinarnych dla tego prokuratora, co oznacza pełną akceptację przełożonych z Okręgowej Prokuratury Wojskowej i Naczelnej Prokuratury Wojskowej dla metod pracy Prokuratora.
Umyślnym niedbalstwem, a nawet celowym zabiegiem, było odsunięcie Żandarmerii Wojskowej od wykonywania czynności dochodzeniowo-śledczych. Prokurator Garnizonowy miał przecież świadomość, że Żandarmeria Wojskowa dysponuje wszelkimi nowoczesnymi środkami rozpoznawczo-operacyjnymi, pozwalającymi skuteczniej niż prokuratura prowadzić czynności dochodzeniowo-śledcze.
Pomimo tego, Prokurator Ireneusz Szeląg (obecnie prokurator Wojskowej Prokuratury Okręgowej) zakazał udziału w śledztwie fachowców z Komendy Głównej Żandarmerii Wojskowej, co przekonuje, że wojskowe organy ścigania nie miały dobrej woli i nie były zainteresowane rzetelnym rozpoznaniem wszystkich okoliczności sprawy, a jedynie realizowały z góry przyjętą koncepcję, mającą doprowadzić do z góry założonego wyniku – ochrona Krzysztofa Badei.
Do tego celu potrzebni byli prokuratorowi Wiszence fałszywi świadkowie, których zeznaniom (słowom) prokurator ten zawsze dawał wiarę i które nie były weryfikowane adekwatnym, obiektywnym materiałem dowodowym, choć istniała taka możliwość !
Wobec mataczenia WPG w Warszawie, sama zdobyłam historię numeru 840-829 i poinformowałam prokuratora, że należał on do grupy PBX z numerem prowadzącym (840-860), co oznaczało, że wykazy połączeń związanych jedynie z numerem 840-829 nie mają wiarygodnej wartości dowodowej.
W odwecie zdenerwowany prokurator – podporucznik poddał moją wiarygodność ocenie biegłego psychologa !
Takimi zastępczymi metodami, które wykraczają poza uchybienia stricte etyczne, prokurator Radosław Wiszenko tuszował najbardziej istotne wątki śledztwa i dobrze się nim bawił (pewnego razu powiedział do mnie: „pogram sobie z panią inaczej”). Moje pogarszające się położenie, spowodowane utratą pracy i krzywdzącymi mnie bardzo umyślnymi błędami w prowadzonym śledztwie, nie robiło na prokuratorze Wiszenko żadnego wrażenia.
Takie zachowanie prokuratora można wytłumaczyć tylko w jeden sposób: postępowania w WPG w Warszawie były prowadzone w warunkach zewnętrznej presji na wynik i w warunkach agresywnego zaburzania mojego funkcjonowania (straszenie procesem Kafki, oszukiwanie, pozbawienie pracy i – na skutek zubożenia – pozbawianie ochrony prawnej), przy jednoczesnym przerzucaniu winy oficerów WSI na mnie i usprawiedliwianiu ich czynów poniżającymi mnie oraz obniżającymi moją wiarygodność wirusami informacyjnymi. Decyzje prokuratorskie były wydawane z naruszeniem prawa, a uchybienie wymienionym przepisom miało istotny wpływ na ostateczny wynik spraw.
Naczelny Prokurator Wojskowy, który był do niedawna w Polsce Zastępcą Prokuratora Generalnego – Ministra Sprawiedliwości, nigdy nie odniósł się merytorycznie do zarzutów pod adresem Wojskowej Prokuratury Garnizonowej w Warszawie.
Moja aktywna postawa nie podobała się organom ścigania i wyzwoliła, jak się wydaje, samosterujący mechanizm, polegający na nieustannym karaniu mnie za to, że pomimo ostrzeżeń i opresji domagałam się egzekucji praw, wyrażając zrozumiały brak akceptacji dla narzucanego mi siłą i groźbą status quo, wynikającego ze stanu psychicznego Krzysztofa Badei, który to stan powinien stać się przedmiotem zaawansowanych badań. Zaburzenia w psychice tego funkcjonariusza są widoczne gołym okiem, a krzywdy, jakie wyrządza nie tylko mi, są brzemienne w skutkach.