Najbardziej niebezpiecznym odłamem socjalistów w Polsce są PiSowcy. Co prawda WCzc.Jarosław Kaczyński, z urodzenia i przekonań centrowiec, trzyma ich w ryzach – ale gdy Go zabraknie…
Przyjdzie Ziobro – i wyrówna
Jednym z takich zawziętych ideologów socjalizmu jest p.prof. Jerzy Żyżyński. Jak ktoś chce pływać po oceanach bełkotu, to może zajrzeć tutaj:
http://realnieoekonomii.nowyekran.pl/post/71593,kompromitacje-polskiego-panstwa-2-ochrona-zdrowia
gdzie p.Profesor pisze – w Swoim mniemaniu – „Realnie o Ekonomii”.
W rzeczywistości jest tam tylko wyrzekanie na złe działanie „służby zdrowia” z tezą, że „pieniądze muszą się znaleźć” – co jest, rzecz jasna, całkiem nierealistycznym postulatem – bo nikt jeszcze nie wymyślił banknotu z poziomo ułożona „ósemką”. P.Paweł, który zwrócił mi uwagę na elukubracje p.Profesora bezbłędnie wybrał z nich najistotniejszy fragment:
"Oczywiście publiczna służba zdrowia nie ma nic wspólnego z socjalizmem, jest to po prostu racjonalna, pragmatyczna realizacja postulatu, wedle którego zdrowie jest dobrem publicznym, czyli powszechnym, a system opieki zdrowotnej ma działać pro publico bono, czyli dla dobra wspólnego, powszechnego – to pojęcie wymyślili starożytni Rzymianie, a nie żadni socjaliści. System republikański też realizuje zasadę pro publico bono – jakby nie wszyscy zdają sobie sprawę, z tego, że słowo rzeczpospolita to spolszczenie od republika, a to od łacińskiego właśnie res publica – rzecz powszechna, wspólna."
Otóż p.Żyżyński nie zdaje sobie sprawy, ze wszystkie wady „służby zdrowia” wynikają właśnie z tego, że moje prywatne zdrowie jest uważane za „dobro publiczne”. Jeśli jest to „dobro publiczne” to już nie ja o nim decyduję – tylko teoretycznie Ogół – a w praktyce jakiś urzędnik. I to właśnie dlatego taki urzędnik albo wydaje na leczenie chorego za dużo (bo dał się oszukać spółce lekarz – pacjent) albo, przeciwnie: daje za mało, bo jest przekonany, ze lekarz z pacjentem chcą okraść Skarb Państwa.
Bo na ogół rzeczywiście chcą okraść. Bo jak coś jest „wspólne”, to każdy chce z tego „dobra wspólnego” wyszarpać jak najwięcej. Boli mnie mały palec – i chcę z tej okazji pojechać na koszt państwa do Ciechocinka…
…a dlaczego nie? Jak za darmo?!?
Cytuję: „Przez całe miesiące oglądaliśmy spektakl targów o refundację leków. Spektakl żenujący, którego kompromitujący charakter wynikał z wielu złych pomysłów, wśród nich szczególnie niemądrego, że refundacja przysługuje tylko wtedy, gdy lekarz przepisał lek według wskazań rejestracyjnych”. Chodzi o to, że zdarzają się sytuacje, w których lek na serce pomaga również na wątrobę – a NFZ nie pozwala go refundować! Nie pozwala, bo w 90% przypadków chodzi o lek dla kogoś nieubezpieczonego, który lekarz z litości lub za łapówkę wypisuje „na ciocię-emerytkę”. Ale w 10% wypadków jest to lek potrzebny ubezpieczonemu. Ale NFZ wszystkich traktuje, jak złodziei – bo jak ma ich odróżnić?
Ostatni akapit tego tekstu brzmi:
„Oczywiście muszę dodać, że w racjonalnym systemie opieki medycznej musi być też miejsce na prywatną praktykę, indywidualne ceny i jakąś namiastkę rynku – tam, gdzie mogą znaleźć swoją realizację pewne atrybuty rynku: gdzie jest możliwość wyboru, działa konkurencja i nie ma istotnego problemu asymetrii informacyjnej. Prywatne i publiczne mogą się znakomicie uzupełniać, pod warunkiem, że system zostanie dobrze skonstruowany”.
Otóż jest to niemożliwe.
Jeśli połowa ludzi jest ubezpieczona, to państwo do ich leczenia dopłaca. W wyniku tego koszt leczenia idzie w górę. Np. w USA po wprowadzaniuu „Blue Cross”u i „Medicaid”u w ciągu 20 lat ceny usług wzrosły (już zuwzględnieniem inflacji) 10-krotnie!!!! Jak nie płacę nic (lub pokrywam np. 10% kosztów leczenia) to wybieram drogie usługi i szastam pieniędzmi ile się da (i na ile NFZ pozwoli).
Ja na swoje leczenie wydaję tyle samo: koszty wzrosły 10-krotnie – ale ja płacę 10%. Wszelako nieubezpieczony też musi teraz płacić 10 razy więcej. Właśnie dlatego w USA ludzi nieubezpieczonych nie stać na leczenie.
Tych systemów nie można połączyć. Albo czysta komuna, gdzie zdrowie jest dobrem wspólnym, a lekarze opłacani, jak lekarz cesarza Chin: za każdy dzień, kiedy pacjent jest zdrowy – albo wolny rynek.
Tertium non datur.