Zwłoki ofiar władz komunistycznych były nie tylko chowane
w tajnych miejscach, ale też niszczone – wynika z ostatniego znaleziska dokonanego przez ekipę ekshumacyjną pracującą na warszawskich Powązkach Wojskowych.
– Jest jedna jama grobowa, w której udało się odnaleźć szczątki dziewięciu ludzi, różniąca się od wszystkich pozostałych, dlatego że tam mamy do czynienia z ogromnym stopniem zniszczenia materiału kostnego – mówi w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" kierujący pracami na Powązkach prof. Krzysztof Szwagrzyk, szef wrocławskiego oddziału IPN.
– Wszystkie dotychczas wydobyte szczątki, nawet w otoczeniu tego grobu, mają dobrze albo nawet bardzo dobrze zachowane kości. W tym przypadku wygląda to bardzo dramatycznie – podkreśla. Szwagrzyk zastrzega, że konieczne są badania chemiczne, które pozwolą stwierdzić, czy i jaki środek chemiczny został tutaj użyty.
– Musimy uzyskać potwierdzenie z badań chemicznych, ale w tym miejscu zastosowano prawdopodobnie jakiś środek chemiczny, którym polano albo posypano zwłoki ofiar, a który przyspiesza rozkład. Trudno inaczej wytłumaczyć taką skalę zniszczenia kości osób, które zostały tu pochowane – ocenia historyk.
Skąd takie działania władz więziennych z Mokotowa, które w tym miejscu na obrzeżach cmentarza Powązkowskiego tajnie chowały ofiary represji komunistycznych?
– Myślę, że chodziło o tę konkretną egzekucję, komuś zależało, żeby jakoś zatrzeć ślady po tych osobach – uważa Szwagrzyk.
Ekipa ekshumacyjna odkryła już szczątki 63 osób. Prace mają potrwać do końca sierpnia. Na ich wstępie oceniano, że uda się odnaleźć kilkadziesiąt do nawet stu osób. Wszystko wskazuje na to, że tak się stanie. Badacze sukcesywnie poszerzają teren wykopów. W ostatnich dniach usunięto kilka drzew.
– Pozwoliło nam to na otwarcie przestrzeni wcześniej zamkniętej – podkreśla Szwagrzyk.
Pobrano materiał genetyczny od kolejnych osób. Badacze apelują do rodzin ofiar zbrodni komunistycznych, aby zgłaszały się w celu pobrania materiału genetycznego.
– To niezbędny element procesu identyfikacji ofiar – wskazują. Rodziny ofiar proszone są o kontakt z prof. Krzysztofem Szwagrzykiem (tel. +48 604 853 825) lub dr. Andrzejem Ossowskim (tel. +48 606 270 035), pracującymi na cmentarzu.
Prace ekshumacyjne obejmują w pierwszym etapie niewielki obszar wokół pomnika ofiar okresu stalinowskiego. W kwaterze na Łączce w latach 1948-1956 pochowano kilkuset zmarłych i straconych w więzieniu mokotowskim w Warszawie. IPN ma nadzieję, że uda się odnaleźć m.in. szczątki rtm. Witolda Pileckiego, gen. Augusta Emila Fieldorfa "Nila" – szefa Kedywu Komendy Głównej Armii Krajowej, mjr. Zygmunta Szendzielarza "Łupaszki" – dowódcy 5. Wileńskiej Brygady AK, i ppłk. Łukasza Cieplińskiego – przywódcy Zrzeszenia "Wolność i Niezawisłość".
http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/7410,na-laczce-niszczono-zwloki.html
Ależ sukinsyny musieli się ich bać, to przechodzi percepcję normalnego człowieka aby jeszcze się na trupami znęcać, żeby ich i ich potomstwo szlag trafił na wieki. Nie mam słów aby wyrazić swoje oburzenie.
"My musimy komunizm wyniszczyć, wyplenić, wystrzelać! Żadnych względów, żadnego kompromisu! Nie możemy im dawać forów, nie możemy stwarzać takich warunków walki, które z góry przesądzają na naszą niekorzyść. Musimy zastosować ten sam żelazno-konsekwentny system. A tym bardziej posiadamy ku temu prawo, ponieważ jesteśmy nie stroną zaczepną, a obronną!". /Józef Mackiewicz dla mieniących się antykomunistami/