Czy pan prezydent, mówiąc, że stać nas na stadion za 130 mln wziął pod uwagę ryzyko nie otrzymania dotacji z MSiT? Co będzie w sytuacji, kiedy tych pieniędzy braknie?
Rozbudowa i modernizacja stadionu w Tychach była jednym z filarów kampanii prezydenckiej Andrzeja Dziuby w Tychach w 2010 roku. Filar ten jednak okazał się chwiejnym słupem, zbudowanym na licznych i niedotrzymanych obietnicach.
Na pierwszym w nowym roku posiedzeniu Komisji Finansów Publicznych w Tychach 24 stycznia 2012 roku prezydent miasta A. Dziuba stwierdził, że „czas budowy stadionu w ogóle nie jest zagrożony”, czyli zostanie zrealizowany do końca 2013 roku. Słowa te padły w kontekście unieważnienia pierwszego przetargu. Po ogłoszeniu drugiego przetargu termin otwarcia ofert przesunięto na 5 kwietnia 2012 roku. Kiedy okazało się, że kwota najniższej oferty przekracza prawie dwukrotnie sumę środków, które zostały przeznaczone przez miasto na realizację zadania, stało się jasne, że drugie podejście do inwestycji zakończyło się fiaskiem. Czyżby działało tu jakieś prawo serii? Kto zawinił, że projekt stadionu tak daleko odbiegał od realiów? W tyskim magistracie nie pyta się o winnych. Tworzy się genialny pomysł – „odchudzanie projektu”! Brzmi to bardzo atrakcyjnie dla każdego, bo przecież odchudzanie jest w modzie. Prezydent znowu nie traci na wizerunku, gdyż wychodzi na oszczędnego gospodarza, ale de facto traci pieniądze każdy tyszanin, bo za „odchudzony” projekt też pewnie trzeba zapłacić!
Po awansie GKS Tychy do I ligi w maju 2012 roku pan prezydent obiecywał, że w ciągu dwóch tygodni zostanie ogłoszony nowy przetarg. 2 sierpnia (po, bagatela, trzech miesiącach) wreszcie doczekaliśmy się – to już trzecie podejście! Prezydent chwali się, że zaoszczędził 25-30 milionów złotych. To kolejny przykład zręcznej nowomowy. A na czym ta oszczędność polega? Jeśli wziąć pod uwagę fakt, że już drugi sezon tyska drużyna piłkarska gra na obcym boisku w innym mieście (a nie wiadomo jeszcze jak długo), co oczywiście generuje straty, to owo oszczędzanie nie jest tak oczywiste! Za wynajem stadionu trzeba przecież zapłacić. Każdy doskonale wie, iż pierwszoligowe rozgrywki w rodzinnym mieście drużyny to czysty zysk dla kasy miejskiej i wielu drobnych przedsiębiorców, nie wspominając już o reklamie. Tymczasem w Tychach nie dba się o dotrzymanie terminu budowy stadionu, by jak najszybciej mecze przenieść na rodzimy grunt, tylko „rozgrywa się” kolejne przetargi. Co wyniknie z trzeciego podejścia, pokaże życie. Wiadomo na pewno, iż prezydent A. Dziuba nie dotrzyma obietnicy w kwestii terminu ukończenia budowy stadionu.
Wątpliwości budzi także pomysł budowy obiektu sportowego bez parkingów. Trudno sobie wyobrazić, że kibice przybywający na mecze pierwszoligowej drużyny będą parkować swoje pojazdy na trawnikach Skweru Niedźwiadków! Wszyscy tyszanie doskonale wiedzą, że w otoczeniu stadionu nie ma miejsc parkingowych, a przynajmniej jest ich śladowa ilość. Jeśli w projekcie zakłada się, że trybuny pomieszczą 15 tyś. widzów, to gdzie zmotoryzowani goście zaparkują swoje pojazdy? A może za jakiś czas miasto ogłosi nowy przetarg na budowę parkingów i w ten sposób obejdzie problem? Kto więc tu mówi o odchudzaniu projektu?
Jeszcze kilka uwag o finansach – jeśli miasto przeznaczyło na budowę stadionu 82,75 mln zł, a Ministerstwo Sportu i Turystyki na razie nie zaplanowało dotacji na tyską inwestycję, na którą liczy prezydent w wysokości 50 mln zł, to skąd wezmą się pieniądze na sfinansowanie pozostałej części projektu? Skoro kondycja miejskiej kasy nie jest najlepsza, bo zamyka się szkolne stołówki, gdyż nie stać miasta na ich utrzymanie, to czy udźwignie koszt tak wielkiej inwestycji? Kto zapłaci za kolejne etapy budowy? Dlaczego nikt nie zapyta tyszan, czy zgadzają się na zaciągnięcie kredytu, który solidarnie będą musieli spłacać w postaci licznych obciążeń? Czy pan prezydent, mówiąc, że stać nas na stadion za 130 mln wziął pod uwagę ryzyko nie otrzymania dotacji z MSiT? Co będzie w sytuacji, kiedy tych pieniędzy braknie? Czy sztandarowa inwestycja miasta podzieli losy niedokończonych „szkieletorów”, które do dziś straszą w Tychach?
Ewa Węglarz
Solidarna Polska Tychy
"W życiu nie chodzi o to jak mocno możesz uderzyć, ale o to jak mocno możesz dostać i dalej iść do przodu."„I call myself a Peaceful Warrior…because the real battles we fight are on the inside.”„Pan Bóg nie lubi tchórzy!”