Dzisiejszy wywiad z synem premiera w „Gazecie Wyborczej” miał na celu kontrolowane zwodowanie niewygodnej dla premiera informacji. Fakt, że premierowicz pracował dla firmy o wątpliwej reputacji, jest kompromitacją przede wszystkim naszych służb.
Jest wiele firm prywatnych, które marzą o zatrudnieniu dzieci premiera lub prezydenta. Rodziny najważniejszych osób w państwie teoretycznie znajdują pod tzw. zabezpieczeniem. Nie mamy co prawda guzika z bronią atomową, ale chodzi o uniknięcie sytuacji, w której osoba, która pełni ważny urząd publiczny będzie szantażowana. Tego typu procedury obejmują nie tylko najważniejszych urzędników, ale także szefów mediów publicznych i strategicznych firm kontrolowanych przez państwo (np. PGNiG).
Próba zatrudnienia syna Tuska przez firmę, która wygląda na klasyczną piramidę finansową powinnia skończyć się na notatce ABW przestrzegającej premiera przed grożącym ryzykiem. Sam Tusk również powinien był w tej sprawie interweniować. Szczególnie, że – jak wynika z wywiadu – syn Michał powiedział mu o całej sprawie i Tusk był przeciwny. Oczywiście Tusk nie może synowi nakazywać wyboru miejsca pracy, ale wówczas powinien fakt takiego zatrudnienia podawać do publicznej wiadomości, wraz ze swoim stanowiskiem.
Trudno dziś powiedzieć czy i jak był wykorzystywany przez Amber Gold fakt zatrudniania syna Tuska przez należące do tej firmy linie lotnicze Olt Express. Dla części partnerów biznesów nazwisko premiera wraz porozumiewawczym uśmiechem biznesmena mogło stać się decydującym argumentem o nawiązaniu współpracy z Olt Express, a nawet powierzeniu depozytu Amber Gold. "Wicice, rozumicie", pracuje dla nas syn premiera, nie możemy splajtować – chcąc nie chcąc takie atut młody Tusk dał do ręki przedsiębiorcy o wątpliwej reputacji.
Dziś "Puls Biznesu" ujawnił, że Amber Gold brakuje około 40 mln zł na wypłatę depozytów dla wszystkich klientów. Pensji za lipiec nie otrzymała też część pracowników.
W całej tej sprawie są dwa wątki, na które warto zwrócić uwagę. Pierwszy to żenujący wywiad w "Gazecie Wyborczej", w którym nie pada żadne trudne pytanie. A także fakt, że "GW" tonuje swoją publikację. Nie pierwszy i nieostatni to przypadek, w których media głównego nurtu de facto osłaniają polityka, zamiast maksymalnie wykorzystać "newsa".
Druga, jeszcze ważniejsza, to kompromitacja ABW. Jak widać służba jest przeciążona ganianiem za dziennikarzami i nie daje sobie już rady z wykonywaniem obowiązków. Pytanie gdzie musiałabo znaleźć pracę dziecko polskiego premiera, aby służby uznały tę sytuację jako zagrożenie?