„Wiara i rozum są jak dwa skrzydła, na których duch ludzki unosi się ku kontemplacji prawdy”. – Jan Paweł II: „Fides et ratio”.
Lecz człowiek nie jest aniołem, więc nie poleci na nich bez miłości, która przywraca zdrowy puls, równowagę i harmonię do ziemskiego środowiska dualnego świata. Duch i materia potrzebują spoiwa miłości, żeby mogło trwać i rozwijać się zycie.
Zacznijmy od paradoksu: „Człowiek czasami nie wie, co w nim samym jest wiarą”. (Józef Stanisław Tischner). To jakby mały detal większego problemu: Człowiek często nie wierzy nawet w to, czego doświadcza i co wie. Trzyma się wówczas ślepej wiary, która odrzuciła widzenie i kontemplację prawdy w imię zabobonu lub wprasowanych w mózg przekonań.
Przejdźmy do absurdu. Znana formuła Tertuliana, zawarta w dziele „O Ciele Chrystusa” (De Carne Christi): „I umarł Syn Boży, co wręcz dlatego jest wiarygodne, że jest niedorzeczne. I złożony w grobie zmartwychwstał – to jest pewne, bo niemożliwe”, da się przełożyć w duchu łączenia wiary z niedorzecznością na prostą sentencję: wierzę, bo to jest absurdalne.
To osobiście wyznam: Nie wierzę w nic absurdalnego, a więc również i w to, że wiara jest absurdalna i poprzez to nadprzyrodzona. Jestem gotowy do wygłoszenia credo: odrzucam wiarę, gdy ta chce odlecieć od miłości i prawdy w kierunku niedorzeczności. Sic! Nie odlatuj miła do absurdu, przecież nie jest z ciebie taki znowu cud – żeby nie tworzyć bytów ponad konieczność, sparafrazuję słowa znanej piosenki.
Wiara w Boga czyni wszystko możliwym – również Zmartwychwstanie. Niech zaprzeczy ten, kto neguje istnienie Jestem, który Jestem , a odpowiem mu cytatem ze Stanisława Jerzego Leca: „Ślepej wierze źle z oczu patrzy”. Głucha kura nie usłyszy natomiast trzykrotnego piania koguta. Tak to jest: głucha wiara nie słyszy, że Bóg istnieje, zaś wiara słysząca Słowo to po prostu wie.
Światło miłości i dźwięk miłości, w których zawiera się doświadczenie prawdy – oto przewodnik dla wiary, która widzi i słyszy. „Rozumiej, abyś mógł wierzyć, wierz, abyś mógł rozumieć”. (Aureliusz Augustyn z Hippony). To tylko wzór o dwóch nitkach, ale wystarczy, jeśli nauczymy się je wplatać w światło i dźwięk boskości tu i teraz obecnej. Ten wzór potrafi być przynajmniej zdrowy i naturalny.
Bo w życiu potrzebna jest harmonia, która wynika z dobra. Bo dla życia potrzebna jest przestroga przed złem negatywnych myśli i chorych emocji. Fałszywa wiara zakotwicza w naszym umyśle i/lub sercu platformy dla lądowania negatywnych myśli podczas sztormu naszego życia na tym świecie. My niby walczymy o czynienie sobie ziemi poddaną, a w gruncie rzeczy dryfujemy przykuci niczym galernicy na platformach rozbitego serca i umysłu po wzburzonym morzu destrukcyjnych myśli, które przyciągamy i które nas kontrolują. Pod kontrolą tych myśli dekonstruujemy Boga prawdziwego i konstruujemy sobie w to miejsce jakiś obraz.
Ten obraz obraża Prawdziwego i zasłania.
Myśli, które nie mają w sobie ani okrucha dobra i miłości, nie mogą pochodzić od Boga. Kto je więc nadaje? Dobrze pomyśl, zanim uknujesz kolejną teorię spiskową dziejów lub zaczniesz walkę z takimi teoriami.
Wiara potrzebuje ożywiającego ducha prawdy, by człowiek mógł być uzdrowiony.
Bez prawdy staje się fałszywym obrazem, zwodzicielem duchowym i łańcuchem zniewoleń nakładającym obrożę na ludzką wolną wolę.
Wiara potrzebuje prawdy. Niekoniecznie tej nadprzyrodzonej, koniecznie tej płynącej z doświadczenia duchowego, które mówi trzy rzeczy: wierzę, lecz sprawdzam, w co i jak wierzę; kocham, lecz źródłem dobra i miłości jest Bóg; wybieram pokorę wobec Boga, gdyż w tej postawie otwiera się droga do źródła prawdy, dobra i piękna.
„Prawdy nie da się powiedzieć tak, aby ją zrozumiano, ale w nią nie uwierzono”. – William Blake: „Zaślubiny Nieba i Piekła”. A jeśli jej nie rozumiemy, czy nie mówimy? Więcej: jeśli jej nie rozumiemy, mamy skłonność do uskarżania się na zło, które nas osacza i oskarżania zła, które nas niewoli. Taka ludzka przywara wynikająca z gadulstwa negatywnych myśli – nieuleczalna (?) potrzeba pisania dramatycznego losu własną krwią i chorobą. Zło lubi dużo gadać, dobro raczej kontempluje prawdę w milczeniu.
„Czym staje się diabeł, kiedy przestaje wierzyć w Boga?” (Stanisław Jerzy Lec). Może niemową? Może nieobecnym na naszych ścieżkach duchowych analfabetą? A może przestaje być wówczas potrzebny Panu Bogu i przechodzi w niebyt? Nie wiem.
Wiem, że bez prawdy wiara jest skorupą nawyków, przekonań i przyzwyczajeń. Bez dobra, świadczonego spontanicznie i będącego świadectwem życia osoby, wiara jest ironią z ludzkiego serca, które depta zwodniczymi wierzeniami w imię fałszywych bogów. Bez piękna traci kontakt z naturą i drugim człowiekiem, pogrąża umysł i serce w imitacji sztucznych światów, gdzie obrazy świętości deformują naturę boskości. Bez miłości, wreszcie, jest martwa.
Martwa wiara niesie w sobie umartwienie dla człowieka; więcej: staje się niczym pomór dla rozwijającej się – od niewidzialnej dysharmonii duchowej do widzialnych entropii energii witalnej – choroby człowieka i świata. Nic nie jest warta dla powrotu do zdrowia ducha i ciała, nic dobrego z niej nie wynika dla ludzkości i zbawienia duszy. Historia pokazała, że z takiej wiary rodzą się potwory wierzeń, teologiczne konstrukcje bytów zniewalających świątynię, które pragną nie miłosierdzia, lecz ofiary.
„Anioł nigdy nie upada. Diabeł upada tak nisko, że nigdy się nie podniesie. Człowiek upada i powstaje.” (Fiodor Dostojewski.) Bo anioł raczej ma szansę tylko raz upaść tak nisko, że już się nie podniesie i tylko raz ma szansę stracić wiarę w Boga Żywego i stać się diabłem. Człowiek natomiast ma szansę tracić wiarę i ją odzyskiwać. Wpadać w skorupę martwych wierzeń, którą ma szansę jednak rozbić. Gdyby miał tylko mocną pokorę, żeby walnąć w czerep zwodniczych przekonań oraz dogmatów i uwolnić siebie z iluzji, by kontemplować prawdę. Pokorę konieczną do odmowy zagrania swojej roli w teatrze diabła.
Martwa wiara jest jedną z istotnych przyczyn łańcucha światowej przemocy. Martwa wiara potrzebuje autorytetu władzy religijnej, blichtru i celebry. Kapłanów i owieczek, panów i niewolników, nadajników propagandy i jej odbiorników, elit i plebsu. Popycha człowieka ku śmierci, lecz rozpala w nim żądzę urojeń lub naprzemiennie: przekonanie o grzesznej naturze i wolę mocy. To kosmiczna pomyłka. Teatr cieni, gdzie nie doświadczysz prawdziwego życia.
Prawda jest wspólnym fundamentem wiedzy i wiary. Kontemplacja tego doświadczenia to nic nadzwyczajnego. I wiedza i wiara pochodzi z jednego źródła – od Boga. A jednak dojdziemy przytomnie do prostego wniosku: „ Bez wiary potykamy się o źdźbło słomy, z wiarą przenosimy góry” (Soren Kiergegaard), lecz bez wiedzy nie uprawimy zboża, by wypiec z niego chleb na górze i w dolinie, które błogosławimy za to, że są fragmentami krajobrazu ziemi.
„Cud jest najukochańszym dzieckiem wiary”. (Johann Wolfgang Goethe.) „Wierzyć to znaczy ufać, kiedy cudów nie ma”. (Jan Twardowski.) A kiedy cudów nie ma? Nie ma takiej drogi do Boga, która nie byłaby jednym wielkim cudem – cudem świętości życia i cudem miłości. Cudem zwyczajnej przytomności, w którym źródło rodzi ocean. Ufaj. Zaufaj Bogu i sobie. Droga jest cudem.
To ta sama prawda, o której Jezus mówił, że ma moc wyzwalania, pasowania człowieka na rycerza wolności. Bez zaufania nie da się być wolnym człowiekiem, bo wolność rozpada się na zniewolenie od rzeczy i do rzeczy. I wówczas zaczyna się światowa polityka pomyłek, dyplomacja pozorów, ekonomia lichwiarskich gier wyzysku. Jednym słowem wojna, która udaje, że walczy o pokój.
„Starość we wszystko wierzy. Wiek średni we wszystko wątpi. Młodość wszystko wie”. (Oscar Wilde). Lecz mądrości nie mierzy się miarą wieku. Ona jest tkana całkiem inaczej, bo z nitek przytomności, która wie, że też nie wie i która wątpi i sprawdza, by uwierzyć. Jaki wątek uda się nam utkać w ciągu najbliższej godziny na osnowie miłości? Nie wiem. Sprawdź.
„Pamiętajcie, że i niewiara może być czyimś najświętszym uczuciem. Nie szargajcie jej”. (Stanisław Jerzy Lec.) Pamiętajcie, że i niewiedza może być produktem uczonego rozumu. Nie wierzcie jej. Nie wierzcie w niewiedzę tylko dlatego, że pochodzi od autorytetu, lecz nie odrzucajcie prostego: „nie wiem”, by przykryć marnością intelektu niewiarę, w której tapla się niczym świnia w błocie zarozumiałe ego.” Nie wiem” przenosi bowiem wiarę do wiedzy i utrzymuje w jej polu harmonię wartości. (Jak i o co chodzi? – może innym razem!)
Bo Adam Mickiewicz, jak zwykle bez szkiełka i oka, trafia w samo sedno, gdy pisze: „Wierzysz, że się Bóg zrodził w betlejemskim żłobie, lecz biada ci, jeżeli nie zrodził się w tobie”. Bo po to jest Bóg, by się rodził. A gdzie się ma rodzić na tym łez padole?
sciezki duchowe w labiryncie zycia i smierci sa otwarte. Ten blog to ostatnie miejsce, gdzie bedziemy je zamykac kluczami doktryn i dogmatów.