Festiwal hipokryzji, obłudy i kłamstw trwa. Nepotyzm i przekręty na wszystkich szczeblach władzy a w mediach idylla – nawet oksfordzki akcent Komorowskiego przeszedł bez echa.
Prezydent Komorowski podobno już od dawna pobiera intensywne nauki języka angielskiego … Kiedyś różne lisy, wrońskie i inne wołki potrafiły dzień i noc nie złazić z Kaczyńskich tłukąc, jak to na czele państwa musi być ktoś kto zna perfekt angielski. A jak się śmiali, bo śp. Lech Kaczyński zwrócił komuś uwagę … A teraz wszyscy mieli okazję zobaczyć "ożywioną" "rozmowę" prezydenta z kandydatem na prezydenta USA i … głucha cisza!? Tak bardzo wszyscy zajęci są naprawianiem państwa? W związku chyba z tą naprawą właśnie, doradca prezydenta Tomasz Nałęcz opowiedział wczoraj nawet niezły kawał:
"Ja wiem! Donald Tusk jest człowiekiem pryncypialnym"
Mało nie spadłem z krzesła z wrażenia! Tak mnie poraziła ta wiadomość, że natychmiast usiadłem do pisania:
Od wielu dni przez Polskę przetacza się fala dyskusji na temat nepotyzmu, który niby jest a jakoby jego nie było. Generalnie każdy się oburza na powszechność tego zjawiska i moralizuje, starając się siebie przedstawiać jako Zagorzałego Bojownika o Wolność i Demokrację a nawet o Sprawiedliwość! Tylko dziwnym trafem, za każdym razem ci sami widzą nadużycia gdzieś hen na horyzoncie – nigdy wokół siebie lub u siebie. A że temat ogólnie jest bardzo śliski, przez co zwykłe czerskie cyngle i radiowi goście pod dowództwem Janiny Paradowskiej, nie dawali sobie rady z problemem – z problemem, jaki przekaz powinien wyjść do ludu i co temu "głupiemu ludowi sprzedać, by nie widział tego co ma na wyciągnięcie ręki, czego jest pełno tuż pod samym nosem – więc zaczęto ściągać posiłki w postaci Gadających Głów z tytułami naukowymi. Dzięki temu nadarzyła się okazja poznania mentalności kolejnych paru doktorów i profesorów, ich sposobu patrzenia na życie i to w szerszym kontekście zważając, że nie jeden z nich, to także wykładowca, wychowawca młodzieży!
No i właśnie, taki "niezły" tandem stworzył w Superstacji duet: psycholog biznesu dr Leszek Mellibruda z prof. Antonim Kamińskim z Instytutu Studiów Politycznych PAN. Gdyby nie fakt, że żyjemy w czasie, w których takich jak oni jest pełno wszędzie, że wyskakują z każdego kąta – nawet jeśli się nie otwiera lodówki – to należałoby stwierdzić, że dzięki relatywizowniu wszystkiego co się da, to im właśnie należy się palma pierwszeństwa za zdobycie szczytów hipokryzji i lizusostwa m.in. w temacie nepotyzmu, urzędników państwowych, przejrzystości państwa … Bo i jak przyjąć ich tłumaczenie przypadku Damiana Kalemby, jako mieszczący się w standardach, dzięki 10-cio letniej karierze od gońca do kierownika działu – i to na pewno bez udziału tatusia, który przecież dopiero teraz został ministrem – skoro umknęło im, że tatuś, Stanisław Kalemba, jest nie tylko posłem z ramienia PSL-u, znacznie dłużej niż te 10 lat:
"W 1975 wstąpił do ZSL. W 1991 pierwszy raz został wybrany na posła na Sejm z listy PSL. Od tego czasu skutecznie ubiegał się o reelekcję w 1993, 1997, 2001 i 2005 … 2007, 2011 … Zabiegał o przyjęcie przez Sejm projektu ustawy o zmianie ustawy o gospodarowaniu nieruchomościami rolnymi Skarbu Państwa oraz o zmianie niektórych innych ustaw, zakładającej wyłączenie 30% gruntów dzierżawionych od Skarbu Państwa z obszaru największych gospodarstw rolnych i przekazanie ich do zasobów zarządzanych przez Agencję NieruchomościRolnych, co miałoby docelowo zwiększyć ilość gruntów dostępnych dla gospodarstw średniej wielkości …"
pl.wikipedia.org/wiki/Stanis%C5%82aw_Kalemba
ale i jest aktywny od lat – nie w polu – ale na polu polityki rolnej, gdzie to firma, w której pracuje syn, odgrywa niepoślednią rolę, dzieląc pieniądze:
"Obok KRUS, Agencji Nieruchomości Rolnych i AMRiR, Agencja Rynku Rolnego to kolejny urzędniczy moloch, istniejący w celu wspierania polskiego rolnictwa. Jest to wyspecjalizowana agencja płatnicza, która przekazuje środki finansowe uczestnikom Wspólnej Polityki Rolnej"
www.bankier.pl/wiadomosc/Po-co-nam-Agencja-Rynku-Rolnego-2596549.html
Znając choćby tylko te fakty, jakoś teraz trudniej jest się zgodzić – nie umniejszając zainteresowań i kompetencji pana Damiana Kalemby – że zarówno na przyjęcie do pracy, jak i na cały przebieg jego kariery, nie mogła wpłynąć w jakimś stopniu pozycja ojca.
Ale … Niech im będzie! Im – czyli duetowi dr Mellibruda & prof. Kamiński!
Jednak gdy podobnie mieli zająć się synem premiera, to zupelnie potracili głowy i wyszedł z nich serwilizm w tej najbardziej obrzydliwej śliskiej postaci, jaką nie raz widzimy u innych wołków, kuczyńskich czy niesiołowskich, kiedy to – by nie urazić swoich Stałych Mocodawców i spełnić oczekiwania Zapraszającego Płatnika, kluczenie w temacie wprost kłuje w oczy a oni udają, że mówią na poważnie. Otóż według tych panów, skoro to opozycja domaga się wyjaśnień, jak doszło do zatrudnienia syna premiera w państwowej firmie i na jakich warunkach, więc w tym momencie argumenty merytoryczne przestają mieć jakiekolwiek znaczenie a należy zająć się "popadaniem w paranoję, kiedy to opozycja chce decydować, kogo zatrudniać ma rząd w administracji państwowej". A żeby tego było mało, to na taką sytuację doktorsko profesorskie łby wymyśliły coś takiego: W takim przypadku nie dość, że żadnego nepotyzmu nie ma, to należy zobaczyć właśnie dobre strony takiego rozwiązania: Przecież taki syn premiera – w porównaniu ze zwykłym zatrudnionym na takim samym stanowisku – dźwiga na sobie o wiele większe brzemię odpowiedzialności i musi o wiele bardziej się starać, by nie zawieść zaufania i nie narobić wstydu ojcu (sic!) To go może mobilizować do pracy, dodaje aureoli … A w ogóle, to ważne jest, kto jest szefem firmy, to on powinien pilnować standardów a do tych niżej zatrudnionych, to już można podchodzić luźniej …
Chyba każdy przyzna, że taka "argumentacja" usprawiedliwiająca ewidentny nepotyzm, godna jest najwyższego "podziwu". Może ona swobodnie konkurować z uzasadnieniami orzeczeń, wyroków Sądu Najwyższego lub Trybunału Konstytucyjnego ! 🙂
By jeszcze bardziej poczuć się w klimatach PRL-u, jakie zafundowali widzom siedzacy w studiu "polemiści", należy wspomnieć o SMS-owej sondzie, zorganizowanej przez goszczącą ich stację, stanowiacej wymowną puentę całego występu telewizyjnego obu utytułowanych panów: doktora Mellibrudy i profesora Kamińskiego. W sondzie tej widzowie mieli odpowiedzieć na pytanie:
"Czy synowie premiera i ministra rolnictwa powinni zrezygnować z pracy?"
Skoro tak sformułowano pytanie – bez zwracania uwagi na zdecydownie odmienne uwarunkowania w jakich znajduje się Damian Kalemba a w jakich Michał Tusk – nie trudno się domyślić, że wynik sondy był następujący: 34% TAK, 66% NIE!
Widać wyraźnie – i to nie tylko w tej stacji, ale praktycznie we wszystkich mediach, które "obrabiają" i powielają ten temat – jakie oczekiwania ma władza wobec mainstremowych mediów. Polecenie jest jedno: Wbić opinii publicznej, że nepotyzmu obecnie tak naprawdę nie ma, taśm Serafina też nie było:
To tylko "antysystemowa opozycja" coś tam sobie ubzdurała!
A jak już ktoś się upiera i koniecznie chce oceniać, wyciągać wnioski, to musi uznać oba przypadki dwóch synów polityków, za identyczne!
Jak błędne jest to założenie, bardzo łatwo wykazać, odwołując się do faktów. Nawet przyjmując to, co nam od razu logika podpowiada, że za każdym razem mamy do czynienia z nepotyzmem, to jednak skala zagrożeń jest nieporównywalna! Z jednej strony mamy syna, dość przeciętnego i mało rzucającego się w oczy, posła PSL-u, którego możliwości ewentualnego załatwiania, są prawdopodobnie dość ograniczone – być może musi "pukać" wyżej. No i nawet zakładając, że taka pomoc była na początku, to jak na razie, nie ma żadnych informacji i nie ma też podstaw, by sądzić, że przez te 10 lat, wykonując swój zakres pracy w agencji, Damian Kalemba musiał dodatkowo jeszcze korzystać z pomocy ojca.
Z zupełnie odmienną sytuacją mamy do czynienia w przypadku Michała Tuska. Jak w poprzednim przypadku, to ewentualnie Stanisław Kalemba mógł być wdzięczny Agencji, że zechciala zatrudnić jego syna, tak tutaj to Gazecie Wyborczej zależało na zatrudnieniu syna znanego polityka. Własnie w roku 2005 Donald Tusk był znany nie tylko jako jeden ze współtwórców Platformy Obywatelskiej, ale jako wicemarszałek Sejmu, jako lider partii mającej szansę objąć władzę w kraju z nim jako premierem oraz jako kandydat na prezydenta. Zatrudnienie syna takiej osoby, to nawet dla tak wielkiego koncernu jak Agora, było gratką – choć ze względów taktycznych wcale tym się nie chwalili. Fakt, że zatrudnieniem Maleszki TW "Ketmana", też Gazeta się nie chwaliła! Nie wiem czy nawet po przejęciu władzy przez PO, znany byl szerzej fakt pracy syna premiera w Gazecie Wyborczej. A przecież taki stan rzeczy stwarzał szerokie pole do różnego rodzaju sugestii, nacisków, które w demokratycznym kraju nie miały prawa mieć miejsca! Tym bardziej, że Gazeta Wyborcza, jako jeden z największych opiniotwórczych dzienników w kraju, słynął także z bezpardonowych ataków na ludzi i ugrupowania polityczne o innych niż Gazeta sobą reprezentowała, poglądach. Dysonansem wobec "polityki miłości" byłoby przypominanie gdzie pracuje syn premiera … a jakby jeszcze użyć słów rzecznika prasowego gdańskiego lotniska, Michała Dargacza: "Wielokrotnie podpowiadał nam rozwiązania, które potem były wdrażane",to kto wie, czy spod pióra tego "wybitnie uzdolnionego" młodego człowieka. oprócz artukułów o kolejnictwie, nie wyszedł jakiś paszkwil na opozycję – możliwe, że odczuwał pociąg także do innych tematów, niekoniecznie związanych z tiltingiem.
O tym, że praca Michała Tuska w Gazecie Wyborczej powinna była być potraktowana jako układ korupcjogenny i ścigana z urzędu, jako zgrożenie dla bezpieczeństwa państwa, niech świadczy choćby taki fakt, że informacje do swoich artykułów Michał Tusk czerpał także bezpośrednio od premiera państwa – a to chyba jest poważnym przestępstwem, że dziennikarz jakiejś gazetki korzysta z informacji tajnych służb …
"Michał Tusk pytany o przyczynę katastrofy stwierdza, że najprawdopodobniej był to błąd człowieka. Czy to jest urządzenie z XIX wieku, czy najnowocześniejsze urządzenie komputerowe, to nie ma to znaczenia. Te urządzenia będą tak samo zawsze działały i to w całej Europie – w rozmowie z TVN24 stwierdza Tusk.
Syn premiera przyznał, że konsultował się z ojcem Donaldem Tuskiem, by uzyskać od niego najbardziej rzetelne informacje. Wykorzystywałem go, żeby dowiedzieć się czegoś więcej, czegoś co mogłoby być istotne – wyznaje Michał Tusk."
W jakich jeszcze sytuacjach i na jakie tematy Michał Tusk otrzymywał informacje od premiera, którymi później mógł dzielić się nawet z kolegami z pracy, z Gazety Wyborczej – gdy dotyczyły innych spraw niż kolejnictwa???
W sprawie wyjaśniania przyczyn katastrofy kolejowej pod Szczekocinami – a w kotekście obecnej cenzury na ten temat – nie wolno pominąć także roli Bronisława Komorowskiego, który równie szybko jak syn premiera obwieścił błąd człowieka, jako główna przyczynę katastrofy. Obecnie nie wolno nawet zadawać pytania: Czy tym człowiekiem czasem nie był jakiś jego kumpel, którego chciał kryć?
"Popierał Komorowskiego, remontował trefny tor
Zwrotnice na odcinku Psary–Kozłów, na którym w sobotę doszło do tragicznej katastrofy, remontowała spółka Kombud SA. Jej prezes Ryszard Szczygielski jest związany z Platformą Obywatelską, w 2010 r. był członkiem komitetu wyborczego Bronisława Komorowskiego. Rok później, podczas jubileuszu 20-lecia powstania Kombudu, okolicznościowy medal przyznany przez Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej wręczyła Szczygielskiemu ówczesna minister zdrowia Ewa Kopacz.
List pochwalny do zarządu spółki wysłał też ówczesny przewodniczący Parlamentu Europejskiego Jerzy Buzek (PO). W czerwcu 2011 r. Polskie Linie Kolejowe ogłosiły, że to właśnie radomska spółka wygrała przetarg na prace remontowe na odcinku Psary–Kozłów. Koszt usługi wyniósł 12 mln 750 tys. zł. Prace zostały ukończone w niecałe pół roku – odcinek oddany został w grudniu. Spółka remontowała m.in. urządzenia Sterowania Ruchem Kolejowym (np. zwrotnice). To właśnie ich awaria mogła być jedną z przyczyn tragedii."
naszeblogi.pl/31100-zakazane-artykuly-z-gpc
To nie jedyny podejrzany profil działalności "dziennikarskiej" syna premiera. Okazało się, że był on wielkim zwolennikiem kolei szybkich prędkości, zakupu pendolino … Z tej dziedziny także mamy taki "kwiatek", zadający kłam nie tylko fachowości Michała Tuska, ale wręcz rzetelności jego pracy jako dziennikarza:
"W sytuacji gdy Alstom złożył ofertę dostawy taboru bez
wychylnego pudła, aż tragikomicznie brzmią słowa „jednego z
pracowników kolejowej centrali, czyli PKP S.A.”, na które w swoim
tekście z 9 października 2010 r. powoływał się orędownik zakupu
pendolino Michał Tusk, dziennikarz gdańskiej „Gazety Wyborczej”,
prywatnie syn premiera: – W przetargu na szybkie pociągi, który
prowadziliśmy w latach 90. zapisaliśmy warunek wychylnego pudła,
dużo o tym mówiliśmy i skutek był taki, że z jednej strony oferta była
droga, a z drugiej, wszyscy podejrzewali, że sprawa była
„ustawiona”. Teraz tego błędu nie popełniliśmy. Startować mógł
każdy producent. Co prawda wystartował tylko Alstom z pociągiem
pendolino, ale plan się powiódł, bo oferta jest atrakcyjna cenowo.
Wygląda na to, że Alstom spodziewał się konkurencji.
A więc „plan się powiódł”, „błędu nie popełniliśmy”, nagle jednak
okazało się, że pendolino nie będzie miało wychylnego nadwozia…"
Jak dodamy do tego oszustwo, jakiego względem opinii publicznej dopuścił się ówczesny minister infrastruktury Cezary Grabarczyk … to mamy pełny obraz współpracy reżimowego dziennikarza z rządem, której celem było zakłamywanie rzeczywistości:
"Zawarcie wieloletniej umowy musiał zaakceptować
rząd – stosowna uchwała została podjęta przez radę
ministrów 23 listopada 2010 r.
Dalsze kroki zostały podjęte już następnego dnia – na uroczystości
Grupy PKP z okazji święta kolejarza. Resort infrastruktury oficjalnie
poinformował, że 24 listopada 2010 r. „minister infrastruktury
Cezary Grabarczyk oraz prezes zarządu PKP Intercity Grzegorz
Mędza podpisali umowę. Umowa obejmuje realizację przewozow
międzywojewodzkich oraz nowe zadanie – uruchomienie połączeń
nowoczesnym taborem na linii Warszawa – Gdynia. Zawarta została
na 10 lat i zakłada dofinansowanie w wysokości 240 mln zł rocznie”.
Pendolino bez pendolino
Już wydawało się, że cały plan realizacji dwuipółmiliardowej
inwestycji zakupu wychylnego pendolino został misternie
dopracowany, gdy nagle cała konstrukcja zaczęła się walić.
Na przełomie listopada i grudnia producent taboru Alstom
niespodziewanie ogłosił na łamach portalu „Rynek Kolejowy”, że
składy zespolone dla Polski… nie będą posiadały wychylnego
nadwozia. Informację potwierdziła Małgorzata Sitkowska, rzecznik
prasowa PKP Intercity: – Zaakceptowana przez zarząd PKP Intercity
oferta składów zespolonych złożona przez Alstom nie zawiera
technologii wychylnego pudła. Jest to zgodne z wymogami
specyfikacji istotnych warunków zamówienia.
Fakt wyposażenia składów pendolino dla Polski w system
wychylnego nadwozia wydawał się zupełnie oczywisty – konkretne
zapewnienia padały nawet ze źródeł związanych z PKP. Należąca do
podmiotów Grupy PKP spółka „KOW” jeszcze 9 listopada 2010 r.
zamieściła na swoim portalu internetowym informację, że „Alstom
zaproponował pociągi Nowe Pendolino z wychylnym pudłem”.
Gdy brak systemu wychylnego nadwozia wywoływał coraz
większe kontrowersje, nagle – wbrew wcześniejszym zapewnieniom
Ministerstwa Infrastruktury – portal „Rynek Kolejowy” ujawnił, że
24 listopada 2010 r. wcale nie doszło do podpisania wieloletniej
umowy między Ministerstwa Infrastruktury a PKP Intercity, lecz
jedynie do jej wstępnego parafowania. Przed ostatecznym podpisem
umowa musi jeszcze zostać zaakceptowana przez Komisję
Europejską oraz rząd z uwagi na zobowiązania wieloletniego
finansowania przewozów.W czasie uroczystego „podpisania”
umowy na listopadowej gali z okazji święta nikt słowem nie
wspomniał, że ma miejsce jedynie parafowanie dokumentu."
A gdyby tak jeszcze zbadać, ile milionów złotych poszło na reklamy ukazujące się w mediach przed ostatnimi wyborami a pokazującymi, jak uśmiechnięci, szczęśliwi ludzie pędzą kolejami szybkich prędkości po torach wschodnich województw Polski, to uzyskalibyśmy jeszcze pełniejszy obraz przekrętów tego rządu!
Również po dokładniejszym przyjrzeniu się postępowaniu Michała Tuska – który w związku z przenosinami do nowej pracy i pojawiającymi się tu i ówdzie różnymi wątpliwościami, jawił się nam jako wielki specjalista i wyzywał swoich krytyków na pojedynek z wiedzy na temat kolejnictwa – obraz jego możliwości okazuje się mniej kolorowy. Bo i skoro on przez tyle lat napisał tysiące artykułów, m.in. na temat zakupu składów pendolino, to jak to się stało, że tak wielki fachowiec (w inwestycji na lata!) przeoczył taki "drobiazg", że ministerstwo wraz z PKP zapomniało o przebudowie trakcji elektrycznej, która w optymalny sposób będzie mogła zasilić nowe składy? Co z tego że będzie "pendolino" skoro nie będzie miało po czym jeździć i z czego czerpać energię???
No i jeszcze dwa pytania. Jedno w kontekście znanej afery związanej z wycieczką Michała Tuska do Chin, sfinansowaną przez firmę powiazaną z "pechowym" budowniczym odcinka autostrady, firmą "Covec":
Co się stanie z tą "wiedzą" (o tiltingu) nabytą podczas wyjazdu do Chin, skoro jak na razie, kosztowała ona nas podatników prawie 700 mln zł a dysponent tej "wiedzy" zmienia profil swojej działalności?
I drugie pytanie:
Czy rzecznik prasowy lotniska Michał Dragacz kłamał mówiąc:
"Wielokrotnie podpowiadał nam rozwiązania, które potem były wdrażane."
Bo jeśli nie kłamał, to niech Michał Tusk i Zarząd Portów Lotniczych w Gdańsku przedstawią faktury związane zarówno z realizacją tych pomysłów, jak i z wynagrodzeniem dla autora pomysłów. Przecież nie wolno za darmo, bez uiszczania podatków ot tak sobie wdrażać coś lub pracować na czarno!
"Swoją wiedzą wielokrotnie już udowodnił, że zna się doskonale na obowiązkach, które mu powierzyliśmy
Tuska zatrudniono bez konkursu, a zasłużyć się miał tekstami, które publikował w gdańskim dodatku "Gazety Wyborczej". Dragacz dodaje:
Wiele artykułów, które Michał Tusk pisał jako dziennikarz, dotyczyło właśnie spraw lotniczych. Wielokrotnie podpowiadał nam rozwiązania, które potem były wdrażane.
„SE” przypomina, że młody Tusk wiele razy pisał o porcie im. Lecha Wałęsy. Najczęściej rozpływał się w pochwałach."
No i na koniec pytanie ogólnie do premiera Tuska i jego rodziny:
Ile rodzina zarabia na reklamach z udziałem premiera?
news.dziecigwiazd.pl/354/donald-tusk-ponownie-zostanie-dziadkiem
Pewien prezydent kiedyś próbował zareklamować firmę meblową, ale szybko się wycofał …
Premier Tusk ma obowiązek zamieścić ogólnodostępne informacje – tak jak i ma obowiązek zamieszczać oświadczenia majątkowe – o korzyściach płynących z reklamowania prywatnych firm oraz prywatnego bloga swojej córki Katarzyny!
Od odpowiedzi na powyższe pytania i od szczegółowych informacji o profitach i koneksjach premiera i jego rodziny zależy, czy opinia publiczna uzna postawione w tytule pytanie za retoryczne czy nie …
Link do zdjęcia wprowadzającego:
wpolityce.pl/site_media/media/cache/6d/28/6d286da76e3c2389f595604063b50e3a.jpg
Nie musisz komentować. Wystarczy, że przeczytasz ... i za to Ci również dziękuję.