Francja bez prostytucji?
22/07/2012
793 Wyświetlenia
0 Komentarze
9 minut czytania
Socjalistyczny rząd chce zlikwidować we Francji najstarszą profesję świata. Marne szanse, ale jest czym zająć opinię publiczną, bo na tym wszyscy się znają.
Poszarpana błękitna foliowa torba na kiju trzepocząca się przy leśnej szosie to dla laika we Francji tylko jeszcze jeden niedopilnowany śmieć. Ale niedaleko takiego znaku zawsze można dostrzec kuso ubraną laskę w wysokich białych kozaczkach, która podejdzie, gdy się tylko zatrzymasz i obsuniesz szybę w swoim samochodzie. Prostytucja, którą systematycznie przegania się z bardziej eleganckich ulic Paryża, oraz z centrum, bez trudu znajduje sobie inne miejsca nieco dalej. Już dawno nie ma jej na placu Pigalle, ani na St.Denis, ani tych najdroższych na Avenue Foch, gdzie do samochodu wsiadał raczej alfons, dobijał targu i prowadził dalej. Obecnie jest jej natomiast wciąż pełno w obu większych laskach na skraju Paryża (Boulogne i Vincennes), i coraz więcej w lasku St. Germain-en-Laye, oraz na imigranckim Boulevard Barbes w 18. arrondissement, gdzie biznes kwitnie na chodnikach w dzień i w nocy.
W ubiegłym miesiącu pani Najat Vallaud-Belkacem (NVB), 34-letnia socjalistyczna ‘ministra’ ds. kobiet i zarazem rzeczniczka rządu Hollande’a wsadziła kij w mrowisko deklarując, że jej zamiarem, podobnie jak celem Partii Socjalistycznej, jest zlikwidować prostytucję w ogóle. „Mon objectif, comme celui du PS, c’est de voir la prostitution disparaitre”, oświadczyła 23 czerwca w wywiadzie dla tygodnika Journal de Dimanche. Z jej licznych wystąpień i wywiadów wyziera spora osobista determinacja w tej sprawie, która czyni ją z miejsca jedną z najlepiej znanych osób publicznych we Francji. Temat jest ogólnie śliski, ale akurat ona może sobie nań pozwolić, bo jest to piękna i inteligentna kobieta, którą można króciutko obejrzeć poniżej, jeszcze w kampanii wyborczej jako rzeczniczkę Hollande’a mówiącą o społecznych problemach zaniedbanych gett i przedmieść wielkich miast
Już rok temu francuskie Zgromadzenie Narodowe stwierdziło, że dla Francji przyszłością i celem jest społeczeństwo bez prostytucji. Sam proceder nie jest karalny, ale burdele są nielegalne i stręczycielstwo jest przestępstwem. To ostatnie jest zresztą formalnym zarzutem wysuniętym w marcu br. pod adresem seksualnego skandalisty Dominika Strauss-Kahna (DSK). Obecnie jednak Francja, czyli NVB całkiem poważnie chce wprowadzić kary na klientów za korzystanie z usług prostytutek.
W proteście przeciw tym planom rządu 3 czerwca ulicami Paryża przeciągnęła malownicza demonstracja wzburzonych cór Koryntu i ich najwierniejszych klientów. Niektóre szły w maskach, inne jako transwestytki, dumnie wypinając silikonowe gruczoły z plakietkami „Fille de joie” (córa uciechy) lub machając transparentami, na których wypunktowano ich główne argumenty. Penalizacja sprawi mianowicie, że sex-biznes zejdzie do podziemia, co zwiększy ryzyko zarażeń chorobami wenerycznymi i wzmoże wyzysk kobiet przez alfonsów i handlarzy żywym towarem. Wiele z nich ma bowiem do spłacenia dług oscylujący zwykle między 5.000 a 50.000 euro na rzecz tych, którzy nielegalnie przeszmuglowali je do Francji. Przeszmuglowali, bo większość tych pań to cudzoziemki. Przez ostatnie 15 lat obce mafie wyparły starą rodzimą francuską sieć w tym biznesie. Jeszcze w 1994 roku ponad 75% prostytutek to były rodowite Francuzki. Dziś ponad 90% z nich przyjechało zza granicy, podobnie jak ponad 2/3 alfonsów. Większość pochodzi z Europy Wschodniej, Bałkanów i z Afryki. Słowianki nadal cieszą się dużym wzięciem, zwłaszcza Rosjanki i Ukrainki, ale najnowszy krzyk paryskiej mody seksualnej to czarne, anglojęzyczne Nigeryjki.
Francja ma za sobą długą historię ujarzmiania i obłaskawiania prostytucji. Za Napoleona burdele były legalne, a prostytutki rejestrowane i zobowiązane do regularnej kontroli zdrowia u wyznaczonych lekarzy. Córy uciech przechadzały się wtedy swobodnie ze swymi klientami pod arkadami pałacu królewskiego. Z ich usług korzystali jawnie ogólnie znani dżentelmeni. W roku 1840 w Paryżu funkcjonowało około 200 burdeli. Najbardziej eleganckie były ozdobione malowidłami Degasa lub Toulouse-Lautreca, a ich regularnym i zapalonym klientem był np. król angielski Edward VII. Ta sielankowa tolerancja urwała się nagle sto lat później, w roku 1946, kiedy domy publiczne zostały zakazane i wyjęte spod prawa. Od tego czasu ustawodawca systematycznie przykręca prostytucji śrubę.
Policja skupia się dziś głównie na zwalczaniu siatek handlu żywym towarem, czyli tym, co minister spraw wewnętrznych Manuel Valls nazywa „nowym niewolnictwem”. W roku 2010 policja francuska rozbiła aż 39 międzynarodowych sieci przerzutu dziewcząt i kobiet, głównie z Bałkanów i Europy ruskojęzycznej. Jednakże najnowszy pomysł, aby karać klientów, tak jak to już ma miejsce w Szwecji, wymagałby nie tylko nowego prawa, ale także przeszkolenia i nowego podejścia ze strony organów ścigania.
Jak na razie wydaje się, że prostytucja jest niezniszczalna. Można ją co najwyżej przepędzić z jakiegoś miejsca, ale wtedy przejdzie w drugie. W 2003 roku Nicolas Sarkozy, gdy był jeszcze ministrem spraw wewnętrznych, stanowczo zdelegalizował stręczycielstwo. W niektórych okolicach rzeczywiście prostytucja wtedy przyschła. Ale za to rozwinęła się w innych. W samym Lasku Bulońskim według danych policji liczba prostytutek latem podwoiła się tylko w roku 2011. Kiedy ostatnio policja zaczęła usuwać spod tego lasku zaparkowane tam busiki i vany, do których prostytutki doprowadzały ułowionych klientów na konsumpcję umówionej usługi, pojawiły się one w większej liczbie pod laskiem Saint-Germain.
Paryż do tego stopnia przywykł zresztą do powszechnej obecności prostytucji, że wielu Francuzom pomysł jej zwalczania wydaje się absurdalny i niepotrzebny. Traktują to jako dziwactwo nowego lewactwa. Starzy trockiści traktowali prostytucję bez skrupułów. Np. w Polsce, nieżyjący już „autorytet moralny” i idol Michnikowej lewizny, „profesor nasz drogi Bronisław”, który karierę mediewisty zrobił właśnie na tematyce prostytucji w Paryżu i z usług tirówek korzystał aż do ostatniej chwili swego życia, na samą wieść o takich zamiarach wobec tej paryskiej tradycji chyba się ze zgrozy pod swoją macewą na kirkucie przewraca.
Bogusław Jeznach
Dodatek muzy:
Paryski wróbelek, Edith Piaf śpiewa swą słynną „Non, je ne regrette rien” (Niczego nie żałuję)