Z prokuratorskich zeznań wynika, że urzędnicy premiera Tuska, byli dobrze poinformowani o planach wizyty Lecha Kaczyńskiego w Katyniu, i co ciekawe planowali jeden, wspólny wyjazd polskiego prezydenta oraz premiera.
W mediach trwa festiwal hipokryzji obrońców premiera Donalda Tuska. Jedni mówią, że to co zeznał premier nie ma większego znaczenia, ponieważ nie wpłynęło na katastrofę smoleńską. Warto przypomnieć, że ci ludzie mówili dokładnie to samo, kiedy okazało się, ze gen. Błasik nie naciskał na pilotów i nie było go w kokpicie. Drudzy, jak mantrę powtarzają kłamliwą tezę, że Lech Kaczyński postanowił lecieć do Katynia, żeby zepsuć spotkanie Putina z Tuskiem.
Tymczasem z prokuratorskich akt można się dowiedzieć wiele ciekawych rzeczy. Wynika z nich, że przez długi czas urzędnicy premiera zakładali, że Donald Tusk 10 kwietnia 2010 poleci razem do Katynia z prezydentem Kaczyńskim. Lech Kaczyński, jako pierwsza osoba w państwie miał stać na czele tej delegacji.
[a]
Beata Lampardzka z Departamentu Spraw Zagranicznych w KPRM: "Na spotkaniu 19 stycznia w Radzie Ochrony Pamięci Walki i Męczeństwa zostały zaprezentowane 2 scenariusze uroczystości; obydwa zakładały udział premiera i prezydenta. Nie było 3 scenariusza". Notatka ta była dekretowana przez Tomasza Arabskiego.
Z powyższej noty jasno wynika, że wcześniej była planowana tylko jedna wspólna wizyta premiera oraz prezydenta, planowana na 10 kwietnia 2010 r. Dopiero później KPRM zmieniła plany: "W momencie podjęcia decyzji o realizacji wizyty premiera Tuska w Rosji planowanej na dzień 7 kwietnia 2010 roku, KPRM wycofał się z przygotowań do obchodów w 10 kwietnia, 2010, bo tam nie przewidywano obecności premiera. Do tego czasu KPRM było zaangażowane w przygotowanie obchodów 10 kwietnia z powodu planowanego udziału Premiera" – zeznała inna urzędniczka z KPRM.
Rosjanie zauważyli rozdzielenie wizyt polskiego premiera oraz prezydenta i jednoznacznie podkreślili, że prezydencką wizytę z 10 kwietnia będą traktowali jako prywatną. Komunikat rosyjski oznaczał mniej więcej tyle, że za bezpieczeństwo wizyty Lecha Kaczyńskiego będzie odpowiedzialne tylko i wyłącznie polskie państwo.
23 marca 2010 Andrej Kremer wysłał do Kancelarii Prezydenta notę, w której informował o tym, że Rosjanie nie gwarantują bezpieczeństwa lotniska w Smoleńsku. Nota doszła do adresata 12 kwietnia 2010 roku – dwa dni po katastrofie smoleńskiej. 14 dni zajmuje przebycie tego pisma niewielkiej odległości. Choćby ten fakt pokazuje dobitnie, że polskie państwo w obecnym kształcie nie mogło zapewnić bezpieczeństwa pierwszemu obywatelowi Rzeczypospolitej.
Warto zwrócić uwagę na zbieżność interpretacji niektórych wydarzeń związanych z katastrofą smoleńską pomiędzy polskim premierem oraz rosyjskimi urzędnikami. Władimir Grinin, ambasador rosyjski w Polsce, co najmniej dwukrotnie był informowany przez urzędników z Kancelarii Prezydenta o uczestnictwie Lecha Kaczyńskiego w uroczystościach katyńskich (raz pod koniec 2009 roku, drugi już oficjalnie 27 stycznia w 2010 r.) Tymczasem po rozdzieleniu wizyt nieoczekiwanie Grinin zaczął twierdzić, iż nic w tej sprawie nie wie. Dość powiedzieć, że Grinin w dobrze znanym nam stylu, zarzucił Kancelarii Prezydenta, że chce przeszkodzić w pojednaniu Polski z Rosją.
Jakże podobnie brzmią wyjaśnienia rosyjskiego dyplomaty do polskiego premiera Donalda Tuska, który zeznał, że nic nie wiedział o planowanej wizycie Lecha Kaczyńskiego i o wszystkim dowiedział się z mediów. Donald Tusk mówił również, że nie pamięta, aby był brana pod uwagę propozycja wspólnego lotu z Lechem Kaczyńskim.
Z zeznań urzędników wynika zupełnie co innego; współpracownicy Donalda Tuska oraz Radosława Sikorskiego byli bardzo dobrze poinformowani o planach Lecha Kaczyńskiego i robili wszystko, aby zablokować jego wyjazd do Katynia.
Prezydent urzędnik Mariusz Handzlik wielokrotnie prosił MSZ o zorganizowanie mu spotkania w Moskwie z przedstawicielami władzy rosyjskiej. Za każdym razem nieskutecznie; być może dlatego, że dużo w tej kwestii miał do powiedzenia były oficer komunistycznych służb, Tomasz Turowski.
Szef KPRM od samego początku brał pod uwagę scenariusz wspólnej wizyty premiera oraz prezydenta, ale nie zdecydował się od razu na niego, ponieważ prowadził grę z prezydentem Lechem Kaczyńskim. Prezydent dostrzegł ją i wezwał rząd Donalda Tuska do ustalenia wspólnego polskiego planu co do udział w uroczystościach katyńskich. Zawarł to w swojej nocie z 8 grudnia 2009 roku. Napisał w niej również, że polski rząd jest rozgrywany przez Putina.
Prezydent widząc, że rząd jest na jego apel głuchy, aby przerwać tą niekorzystną dla Polski sytuację, 27 stycznia 2010 oficjalnie poinformował, że weźmie udział w obchodach 70 rocznicy zbrodni katyńskiej.
Tomasz Arabski zeznał również, że wstępne ustalenia co do organizacji tych uroczystości zostały podjęte podczas słynnej rozmowy Tusk-Putin na sopockim molo w 2009 roku. Zapytany o treść tych rozmów polski premier powiedział, że były nimi "niepolityczne" sprawy: morze, krajobraz etc.