[ Sierpień ‘80 podpisanie porozumień, listopad ‘80 zarejestrowanie tego naszego związku NSZZ Solidarność – styczeń’81 wnioski o internowanie naszych towarzyszy z PZPR . 13 grudnia wszystko mieliśmy już pod kontrolą
Przed tym, co może się zdarzyć
Widmo społecznego wybuchu krąży po kraju. Radykalne kręgi czekają na wybuch, władza się go boi, a milcząca większość uważa, że byłby nieskuteczny. Różnica między demonstracjami, to różnica między stanem ducha i świadomością części ludzi politycznie zaangażowanych, zwanych dalej elitami, a milczącą większością; którzy muszą przede wszystkim utrzymać rodziny, wychować i wykształcić dzieci, zdobyć mieszkanie.
Elity polityczne rozumieją, że podwyżki płac, tak jak i cen nie załatwią polskich problemów, że ratować kraj przed ruiną można tylko przez głęboką reformę gospodarczą, która jest niemożliwa bez równie głębokiej reformy politycznej. Nauczeni doświadczeniem dotychczasowej historii PRL wierzą, że tylko wybuch społecznego gniewu może wymusić na władzy takie reformy. Co bardziej radykalni, nieprzejednani fundamentaliści sądzą, że wybuch doprowadzi wręcz do upadku komunistów sfrustrowani swoją niemożnością, nie dostrzegają sukcesów, które odnieśli, a zdają sobie sprawę z dramatycznego położenia kraju.? Szczególnie dotyczy to najmłodszych – z niecierpliwością, wrażliwością i odwagą właściwą swemu wiekowi chcą wszystko załatwić tu i teraz, w jednej zadymie do której prą w miarę sił i możliwości.
Sfrustrowane są także elity władzy komunistycznej ludzie nomenklatury. Widzą rozkład gospodarki, przekonali się o nieskuteczności terroru i zdaje im się. że równie nieskuteczna okazała się polityka, liberalizacji. Nie dostrzegają więc żadnej nadziei na stabilizację sytuacji społecznej – bo uważają, że polityka reformatorska nie daje efektów, ani osobistej – bo boją się odgórnych czystek i redukcji. Chociaż tylko nieznaczna mniejszość sądzi, że potrzebna jest radykalna polityka terroru, a jeszcze mniej liczni chcieliby radykalnej reformy, wszyscy mają powody, aby się frustrować. A że strach ma wilcze oczy, wybuchu społecznego spodziewają się w każdej chwili.
Milcząca większość boi się wybuchu chyba bardziej niż nomenklatura. Ludzie pamiętają świetnie siłę aparatu przemocy z Grudnia’81. Na mocy tamtego doświadczenia nie wierzą w skuteczność zbiorowych wystąpień, a więc nie ufają ani władzy ani opozycji (choć oczywiście ta nieufność ma zupełnie inne zabarwienie emocjonalne). Z wielkim trudem walczą o byt i póki będzie jeszcze możliwa indywidualna pogoń za cenami, póty będą przeciwni zbiorowym wystąpieniom. Prowadzona przez władzę polityka względnie łatwych, choć zróżnicowanych ustępstw płacowych jeszcze przez pewien czas będzie sprzyjać tym nastrojom. Od pewnego momentu jednak pogoń za cenami będzie coraz mniej skuteczna, i wówczas frustracja zacznie się przekształcać w agresję. Strach elit władzy i nadzieja elit społecznych mogą się wtedy stać detonatorem wybuchu. Nie ma się z czego cieszyć.
Prawdopodobieństwo, że masowe wystąpienia zbilansują się korzystnie dla społeczeństwa, jest bardzo małe. Już więcej przemawia za tym, że ich wynik będzie niekorzystny, a mogą też stać się prawdziwą klęską. Trzeba sobie uświadomić, że nie na darmo wydarzenia składające się na doświadczenie walk społecznych powojennej Polski – Czerwiec’56, Grudzień ’70, Czerwiec’76 i Sierpień’80 – nie były zwycięstwem siłowym. Na pięści z nimi nie wygraliśmy i póki nie zmienią się okoliczności zewnętrzne, nie wygramy. Poza jednym Sierpniem’80 wszystkie wystąpienia zostały zmiażdżone, a dopiero później następowała mniejsza lub większa dekompozycja władzy i mniej czy bardziej pozorowany kurs liberalny.
Przyczyny tej dekompozycji i liberalizacji są dość oczywiste. Po pierwsze i najważniejsze, rządzący komuniści dbali o swój propagandowy mandat władzy robotniczej i kiedy już przepuścili walczących o swe prawa robotników przez maszynkę do mięsa, musieli wykonać takie manewry, które pozwalały im ten mandat odzyskać. Po drugie, bardzo trudno jest rządzić przeciw społeczeństwu; kiedy więc sytuacja została opanowana, należało zdobyć poparcie przynajmniej części społeczeństwa, a część zobojętnić. Te same powody zadecydowały o tym, że w Sierpniu’80 siły nie użyto w ogóle, bo sierpień był szczegółowo zaplanowany,zaś inne okoliczności sprawiły, że jej użycie zaplanowane na ostatni guzik przełożono do Grudnia ’81.
[ Sierpień ‘80 podpisanie porozumień, listopad ‘80 zarejestrowanie tego naszego związku NSZZ Solidarność– styczeń’81 wnioski o internowanie naszych towarzyszy z PZPR.13 grudnia wszystko mieliśmy już pod kontrolą można było wprowadzić Stan Wojenny]
Czy ma dość siły, aby spacyfikować przyszłe przejawy społecznego gniewu? Dziś ma i jeśli nie zmienią się okoliczności zewnętrzne będzie jeszcze miała bardzo długo. Dlatego właśnie mówię o bilansie korzyści i strat. Wszelkie bowiem zbiorowe wystąpienia, póki co, zostaną spacyfikowane, a więc w najlepszym wypadku będą okaleczeni, uwięzieni i pozbawieni pracy – wszystko to proporcjonalnie do skali wystąpień. Bardzo małe jest jednak prawdopodobieństwo, że później nastąpi korzystna dla społeczeństwa dekompozycja władzy. Rządzący komuniści nie dbają już bowiem o propagandowy mandat robotniczej władzy. Oni tę swoją władzę wywalczyli w Grudniu przemocą i jedyne, co mają do stracenia, to liberalne gesty, wykonywane od jesieni 1986. To naprawdę niewiele, bo nawet kredytów od tej niewątpliwej przecież liberalizacji im nie przybyło
Nie twierdzę wcale, że władze chcą spacyfikować społeczeństwo, ani że nic na tym nie tracą. Twierdzę, że w bilansie takiej pacyfikacji, dla władzy zyski zdecydowanie przeważyłyby nad stratami. Sierpnia oni nie powtórzą, bo przecież świetnie wiedzą, że prowadzi do Grudnia, zaś techniczne środki zastosowane w Grudniu mają gotowe.
Jedyną szansą na pozytywny dla społeczeństwa bilans byłaby obecność w aparacie sił na tyle reformatorsko zorientowanych, że zechcą wykorzystać wybuch do przemian; w dodatku musiałyby one mieć znaczną przewagę nad pozostałymi. Słowem, działania nieprzejednanych radykałów prących do wybuchu tylko wówczas spełnią ich oczekiwania, gdy okaże się, że gruntownie się mylą w ocenie swego przeciwnika, komunistycznej nomenklatury. Wydaje się jednak, że eksplozja społecznego niezadowolenia – jako niewątpliwa klęska polityki liberalnej – wzmocniłaby zasadniczo siły zwolenników maksymalnie twardego kursu. W takim wypadku, po pacyfikacji ruchu oporu na ulicach i w zakładach, nastałby czas długotrwałej pacyfikacji społeczeństwa. To prawda, zakwitłoby znowu podziemie, ale kraj pogrążyłby się w ruinie na wiele dziesięcioleci.
Przeciw tej apokaliptycznej wizji działa tylko jeden czynnik, ale za to bardzo ważny – pierestrojka Gorbaczowa. Mógłby on powstrzymać polskich komunistów, ale tylko wówczas, gdyby złej opinii w oczach Zachodu bał się bardziej niż powtórzenia 16 miesięcy wolności w Polsce z wszystkimi konsekwencjami tego faktu dla bloku. Dodać by jeszcze trzeba, że zwolennicy polityki 1 sekretarza KC KPZR musieliby mieć dość siły, aby wygrać w tej sprawie ze swoimi antagonistami. Wydaje się, że nie ma żadnych podstaw, by przyjąć takie założenie. Wręcz przeciwnie.
Naszą prawdziwą szansą jest dezintegracja obozu, osłabienie żandarma Środkowej i Wschodniej Europy. Wiele wskazuje na to, że ta szansa powoli zaczyna się spełniać. Głęboki kryzys systemu i próby jego przezwyciężenia przez reformy wywołują ostrą walkę na szczytach władzy ZSRR . Już w tym momencie pierestrojka staje się raczej pierestrełką czyli wymianą strzałów. Dość powiedzieć, że przeciw centralnemu kierownictwu występuje otwarcie aparat komunistycznych partii ukraińskiej i ormiańskiej, o czym otwarcie mówi się już i pisze w ZSRR. Jednocześnie na Węgrzech, w Rumunii i NRD wzrasta społeczny bunt. W różnym stopniu i na różne sposoby proces ten postępuje w Czechosłowacji i nadbałtyckich republikach Związku Radzieckiego. Wszystko to sprawia, że lada moment mogą się zmienić zewnętrzne okoliczności, na które się tu powoływałem. Jeszcze się jednak nie zmieniły.
Wybuch u nas może oczywiście spowodować wybuchy u sąsiadów. Ale liczyć na to, to tyle, co liczyć na szóstkę w totolotka. Bo jeśli nie trafimy, to pacyfikacja w Polsce powalić może Gorbaczowa czy – co na jedno wychodzi – jego politykę. Kto pcha dziś do wybuchu i myśli o podniecaniu nastrojów, o robieniu zadymy, ryzykuje śmiertelnie losem narodu, i to nie tylko polskiego.
Może się zdarzyć, że okoliczności zewnętrzne nagle się zmienią, np. zacznie się seria wielkich wybuchów w Środkowej Europie i Rosji Wówczas spokojne, ale zdecydowane wystąpienie społeczeństwa polskiego może się okazać niezbędne. Na tę okoliczność my jesteśmy gotowi. Milcząca większość nie chce ryzykować bez szans, ale większość z nich zaryzykuje, kiedy szanse będą. Mamy ludzi, nawet najsłabsze struktury w sprzyjających okolicznościach z godziny na godzinę mogą postawić zakłady. Byle nie za wcześnie. I dlatego nie wolno dziś podgrzewać atmosfery. Ona się i bez tego podgrzewa.
Wybuch jest bardzo prawdopodobny, ale zagrożenie z nim związane bardziej prawdopodobne niż spełnienie nadziei. W dodatku dysproporcje między stanem ducha i umysłów elit politycznych i większości społeczeństwa wskazują raczej na to, że wybuch dokona się na ulicach, a nie w zakładach pracy. Ten pierwszy wymaga tylko sprzyjającej okazji, ten drugi – powszechnej gotowości. Najprawdopodobniej zresztą byłby to wybuch jedynie lokalny, spacyfikowany i w związku z tym stanowiłby epizod bez większego znaczenia.
Podstawowa zasada politycznego działania brzmi: zamykać jak najmniej możliwości, to znaczy być przygotowanym na jak najwięcej różnych scenariuszy. Czy mamy dziś taką strategię? Powtarzam od jesieni 1986, że potrzebna nam jest nowa koncepcja organizowania masowego ruchu do przemian, to znaczy walka o demokrację w zakładach pracy, gminach, miasteczkach. Jest to jedyna szansa na masowy ruch i powołanie struktur, które są niezbędne społeczeństwu we wszelkich możliwych okolicznościach, w dodatku mają olbrzymie znaczenie na przyszłość, bo co zrobimy w Niepodległej z elitami, które są zdolne jedynie do zadym? Wiem, że do elit politycznych ta myśl przemawia z trudem i powoli, zbyt powoli jak na sytuację.
Nowa strategia nie stanowi w żadnym razie propozycji skojarzenia się z czerwonym czy podporządkowania. Jest to program dalszej walki z totalitaryzmem, tyle że innymi metodami. Mówię o walce w społeczeństwie pluralistycznym, o walce prowadzonej przez ruch dążący do demokracji, a więc takiej, w której widzi się nie w łagrze czy więzieniu, lecz w parlamencie
Hasłem, które może połączyć dziś elity społeczne, są komitety założycielskie NSZZ „ Solidarność ” Mają one następujące zalety: pozwalają się organizować, pokazują działaczy, są strukturą do walki o obronę stopy życiowej. Poza tym stanowią nacisk na władze, aby zdecydowały się na pluralizm związkowy, co będzie wstępną decyzją reformowania gospodarki. Wreszcie, na wypadek wybuchu, zapewniają ruchowi samosterowność, a więc tworzą z niego ruch polityczny zdolny do osiągnięcia sukcesu.
Jacek Kuroń
Pragne Panstwa zainteresowac jasnymi i ciemnymi stronami dzialan podziemnej struktury SOLIDARNOsCI - Miedzyzakladowego Komitetu Koordynacyjnego „wola”. Moim celem jest, niedopuszczenie do zaklamywania niedawnej historii z lat 1982 - 1989