Wikipedia to mądrość zbiorowa. Zwolennikom hierarchii nie wypada się do niej przyznawać.
Pewien mój znajomy , człowiek starszy i szanowany, profesor zwyczajny zresztą, ku swemu zdumieniu dowiedział się ze swego biogramu w wikipedii, że kiedyś przyznał się do działalności agenturalnej. Znajomy ma status poszkodowanego, piękną kartę opozycyjną, a poza tym nie zamawiał biogramu, nie miał z tym nic wspólnego, nie przyjmuje żadnych orderów i nie zajmuje się lansowaniem w mediach swojej osoby. Co gorsza w biogramie umieszczono linki do znanych stron pedofilskich. Zlikwidowany przez młodego znawcę komputerów wpis pojawiał się jeszcze kilkukrotnie.
Policja ustaliła adres właściciela komputera. Okazał się być nim znany ubek, doradca Jaruzelskiego. W sądzie oświadczył, że on i jego syn prowadzą dom otwarty. Sąd sprawę umorzył- rzekomo wobec niemożliwości ustalenia kto naprawdę był autorem kłamliwego hasła. Znajomy stracił tylko czas i pieniądze.
Innemu znajomemu zrobiono jeszcze brzydszy psikus. W jego biogramie ( a jako żywo nie miał z jego powstaniem nic wspólnego) kilka razy ktoś wpisał, że ów znajomy rzekomo doktoryzował się w Darmstadt. Otóż znajomy jest tylko magistrem i trudno sobie wyobrazić w jego środowisku większą hańbę niż przypisywanie sobie nienależnych stopni naukowych. Po wielu próbach zlikwidowania pojawiającego się na nowo wpisu zrezygnował. Nie ma czasu na głupstwa. Na szczęście w jego środowisku nikt poważnie wikipedii nie traktuje.
Zwolennicy wikipedii może się oburzą, ale w środowisku naukowym powoływanie się na wikipedię jest tak kompromitujące, że nawet najgłupszy student, ściągający sprytnie właśnie z wikipedii swój licencjat, dorabia do niego bibliografię zawierająca tylko pozycje drukowane.
Bibliografia to taki dress code pracy naukowej czy – jak mówią niektórzy- naukawej.
Człowiek dobrze wychowany nie przyjdzie do filharmonii wprost ze stajni. Strojem zaznacza swój szacunek do tej instytucji. Student, który przyjdzie na egzamin w hawajskiej koszuli i klapkach ryzykuje, że profesor okaże się staroświecki i go po prostu wyrzuci. Podobnie student piszący licencjat, nie zaryzykuje, że trafi na jakiegoś sztywniaka, który każe mu pisać pracę od początku tylko dlatego, że ośmielił się w niej powołać na wiki.
Pogardę dla wikipedii powinni dobrze rozumieć zwolennicy sztywnych hierarchii, wszelkich społecznych rytuałów i dyplomatycznych protokołów. Ku memu zdumieni pewien gorący zwolennik hierarchii stwierdził na tych łamach, że wikipedia jest wiarygodna, bo weryfikują ją tysiące zwykłych ludzi. Od kiedy to tłum jest autorytetem dla zwolenników hierarchii?
Ja mam do wikipedii stosunek pragmatyczny. Korzystam z niej kiedy muszę, ale nie wierzę jej jak „Prawdzie” za czasów ZSRR. Podam drobny przykład.
W komentarzu do „Jaj bzdyklaczy” zacytowałam kiedyś dziecinny wierszyk zaczynający się od „As I was going to St Ives..” z błędem. Użyłam every zamiast each , bo tak zapamiętałam z dzieciństwa. Natychmiast dostałam pałę od córki ( to bardzo surowa nauczycielka), a potem od jazgdyni i sigmy. Dziś dla zabawy weszłam na hasło „As I…”. Wikipedia podaje obie wersje jako prawidłowe. Ale ja wierzę sigmie, jazgdyni, i córce. I na tym polega naturalny autorytet.
Jak zdołałam już udowodnić mam do hierarchii, dress code i różnych formalnych autorytetów stosunek ( excusez le mot) seksualny. Zbyt wiele razy w moim długim życiu mnie zawiodły. Jestem zwolennikiem autorytetu naturalnego. I o tym będzie następny tekst.
Wikipedia to mądrość zbiorowa. Zwolennikom hierarchii nie wypada się do niej przyznawać.