Spiskowa teoria dziejów (2/3)
03/06/2012
403 Wyświetlenia
0 Komentarze
22 minut czytania
Zapraszam na drugą część tryptyku nt. metawładzy, zainspirowaną trwającą właśnie Konferencją Bilderbergu. Rozwijam tu wątek żydowski.
Wyrażenie "spiskowa teoria dziejów" zazwyczaj bywa używane w charakterze zwrotu retorycznego o wydźwięku pejoratywnym – mającego ukazać poglądy polityczne oponenta (niekoniecznie zresztą zgodne ze spiskową teorią dziejów w sensie ścisłym) jako oderwane od rzeczywistości i bazujące na irracjonalnych fobiach. Jest to w części spowodowane pierwszą grupą przyczyn, o których wspomniałem w poprzednim odcinku (że teorie spiskowe już z samej swej natury wyjątkowo łatwo ulegają zwyrodnieniu), ale głównie drugą grupą przyczyn, a mianowicie tą, że teoriom tym zainteresowani aktywnie przeciwdziałają skutecznie tworząc kontrplotki i zabezpieczające mechanizmy opiniotwórcze. Jest kilka strategii powszechnie stosowanych przeciwko podejrzeniom, a także wierze w spiski, z których omówię tutaj krótko dwie, bodaj najczęściej stosowane: (1) Zbanalizować i sfabularyzować spiski w fikcji i kulturze (2) Uprzedzić namnażaniem kontrplotek.
Z uwagi na duży potencjał dramaturgii teorie spiskowe są bardzo dobrym tematem fikcji literackiej i zjawisk kulturowych. Fabularyzacja tej tematyki ma ten skutek, że w świadomości ogółu przenosi ją w świat fikcji i ułatwia argument, iż nie należy jej mieszać z rzeczywistością. Argument ten, często spotykany, ma ogromną moc psychologiczną, tym większą, że najsilniej działa na osoby oczytane i kulturalnie zaawansowane, co zwykle czyni je liderami opinii publicznej. Jeśli chodzi o literaturę, to warto wspomnieć zwłaszcza o książkach Umberto Eco „Wahadło Foucault” oraz „Imię róży”, oraz o książkach Dana Browna, w tym zwłaszcza „Kod Leonarda da Vinci”. Pozycji takich jest jednak, oczywiście, dużo, dużo więcej. Książki, które mają ciekawą i wartką fabułę przenosi się potem na ekran. W filmie najbardziej znane produkcje to „Dr Strangelove”, komedia antykomunistyczna Stanleya Kubricka z 1964 roku, oraz „Teoria spisku” – thriller z 1997 roku z Melem Gibsonem w roli głównej, gdzie zagadnienie postawiono dużo ciekawiej i poważniej. Warto też zwrócić uwagę na ostatni film Kubricka, skończony na cztery dni przed śmiercią i uważany za jego testament: „Oczy szeroko zamknięte” z Tomem Cruise i Nicole Kidman, którzy byli jeszcze wtedy małżeństwem. Film ten zawiera wyraźną drwinę z tych, którzy naiwnie sądzą, że spiski i metawładza nie istnieją.
Zwalczaniem teorii spiskowych (ale nie spisków) zajmuje się m.in. dość hermetyczne i jednorodne grono koncesjonowanych interpretatorów, którego główne współczesne autorytety to profesorowie Michael Barkun, Mark Fenster, Robert Alan Goldberg, Daniel Pipes, Karl Popper, Gerald Posner, Carl Sagan, Mintz i Hofstaedter. Część z nich już nie żyje, większość to Żydzi, wszyscy byli lub są programowo przeciwni teoriom spiskowym i prawie wszyscy w tej walce dopuszczają się lub dopuszczali świadomie znamiennego nadużycia: przykłady zsypują do jednego worka, mieszając teorie absurdalne z tymi, które mogą mieć lub mają cechy prawdopodobieństwa. Cel takiej manipulacji jest oczywisty: poprzez zmieszanie wszystkich teorii na jednej liście, oraz stworzenie liczbowej przewagi teorii absurdalnych i celowo fałszowanych, a także mało prawdopodobnych, chodzi o wywołanie wrażenia, że wszystkie są tak samo niewiele warte. Efektem ma być wytresowanie odbiorcy w odruchu: żadnym teoriom spiskowym wierzyć nie wolno. Nawet jeśli co do którejś z nich pojawia się coraz więcej niepokojących lub zastanawiających faktów, a pytania i wątpliwości wydają się uzasadnione, to nie wolno im dawać wiary, bo dookoła jest mnóstwo innych teorii, co do których można bardzo łatwo wykazać, że są fałszywe.
Mechanizm jest stary, znany, ale działa. Po to, aby ten efekt uzyskać i aby był łatwiejszy, stosuje się czasem celowe generowanie plotki uprzedzającej lub teorii osłonowej. Np. puszcza się plotki o strasznych czynach osób A, B lub C i udowadnia jej nieprawdziwość. Będzie to później wygodnym argumentem, o wielokrotnie sprawdzonej skuteczności, gdy powstanie prawdziwe oskarżenie przeciw osobie D z tego samego środowiska. Mówicie, że Kowalski jest złodziej? No dobrze, ale przecież wcześniej mówiono o Kowalczyku, że morderca, a o Kowaliku, że gwałciciel, i okazało się że to nieprawda! Ergo: nie wolno mówić o X, że coś ukradł, skoro Y nikogo nie zabił, a Z nikogo nie zgwałcił. W podobny sposób funkcjonują też podejrzenia czynne: skoro arabscy terroryści działają na Bliskim Wschodzie, to zapewne atak 11 września 2001 też był ich dziełem. Przypomnijmy sobie zresztą, jak reagujemy my sami. Kiedy słyszymy, że gdzieś został porwany samolot albo wybuchła bomba, to pierwsze, co przychodzi nam na myśl jest zwykle: znowu islamiści! Tak przecież początkowo zareagowały media, także w Polsce, np. na norweską masakrę w wykonaniu Breivika.Wystarczy zajrzeć na fora internetowe, gdzie komentuje się różne wydarzenia publiczne, aby przekonać się o skali tego zjawiska, nawet jeśli część uwag jest tam wpuszczana w sposób, który tylko pozoruje spontaniczność debaty, co oczywiście także trzeba założyć.
Jedną z tez, która pojawia się jak refren w wielu najważniejszych teoriach spiskowych i często jest tępym wytrychem, jest sprawaudziału Żydów w spiskach. Na słowo „Żydzi” czyhają w tym miejscu wszyscy ćwierć-inteligenci świata, wytresowani do charakterystycznej reakcji niczym psy Pawłowa. Natychmiast uśmiechają się z pobłażliwym błyskiem wyższości w oku, dopowiadają standardowe „… i cykliści”, po czym automatycznie wyłączają swe szare komórki, bo od tego miejsca już wiedzą wszystko, co mają sądzić o takiej teorii i o tym, kto ją przedstawia. W ogromnej większości dlatego tkwią w takiej postawie, bo jak dotąd zawsze byli za nią w tzw. towarzystwie nagradzani uznaniem. Ale teraz także i mnie wygodniej będzie w tym miejscu z nimi się rozstać i pozostać przy tych czytelnikach, którzy rozumu jeszcze nie wyłączają. Na szczęście blokady takie coraz częściej puszczają i także wśród młodego pokolenia można spotkać coraz więcej osób buntujących się przeciw tej starej manipulacji oraz chętnych do samodzielnego myślenia.
Sam fakt nielojalności Żydów wobec krajów zamieszkania i ich spiskowania z potencjalnymi najeźdźcami lub okupantami jest dobrze znany i wielokrotnie potwierdzany w historii różnych narodów. Zwykle jest tłumaczony jako konieczność lawirowania, aby przeżyć we wrogim lub niechętnym najczęściej środowisku, co w dużym stopniu jest zapewne prawdą. Częścią problemu dla samych Żydów jest bez wątpienia i to, że w ciągu swej historii żyli przeważnie w zdyscyplinowanych i izolowanych wspólnotach i mało kto mógł się z nich urwać, kiedy ich przywódcy popełniali błędy, za co potem wszyscy obrywali po kulach, a najbardziej ci, co najwolniej uciekali. Ta nielojalność znana jest również z historii Polski, kiedy Żydzi w swej większości gorliwie współpracowali np. z zaborcami w okresie rozbiorów, albo z Armią Czerwoną i NKWD po 1944 roku, kiedy utworzyli trzon UB we wczesnej epoce PRL. Zjawisko to występuje jednak już w Biblii, jest obszernie tam opisane i podawane jako wzór postępowania (okradzenie Egiptu /Księga Wyjścia/, zdrada Babilonu na rzecz Medów i Persów /Ksiega Daniela/ lub podstępne wyniszczenie elity perskiej w czasach Kserksesa /Księga Estery/ itp.). Nie będę tego tematu rozwijał, bo nie taki jest temat tego eseju. Zwrócę tylko uwagę na znamienne zdanie na ich temat, typowe dla teorii spiskowej, a zapisane właśnie w Biblii: „Potem rzekł Haman do króla Ahaswera: Jest pewien naród, który przeniknął do wszystkich prowincji twojego królestwa, ale żyje w sposób inny niż wszystkie pozostałe ludy. Jego prawa są odmienne od praw wszystkich innych narodów, a prawom królewskim się nie podporządkowuje. Nie jest dobrze, że król zezwala im na to wszystko." (Est. 3, 8)
Wiele przesłanek wskazuje na to, żekwestia żydowska ma szczególne znaczenie także dzisiaj i nabiera znaczenia m.in. pod osłoną twierdzenia o jakoby wyjątkowym historycznie męczeństwie Żydów w czasie II wojny światowej, którą wbija się nam do głów na każdym kroku i w każdej postaci. Ogromny odsetek współcześnie kręconych filmów i publikowanych książek ma w fabule ten wątek. Można nawet odnieść wrażenie, że każdy średnio inteligentny pisarz albo reżyser, jeśli chce zaistnieć u krytyków, a na swoje dzieło znaleźć potem wydawcę, producenta i przychylne recenzje, musi ten wątek wpleść umiejętnie (i zawsze prożydowsko!) w treść swego dzieła, albo nawet uczynić go tematem swego debiutu. Jest to ważna część łatwo zauważalnej nadreprezentacji Żydów i tematyki żydowskiej w kulturze.
Z holokaustu Żydów uczyniono nawet wyjątek prawny: jedyny przypadek karania za poglądy (mowa tu o formalnym kodeksie, a nie o zakulisowym ostracyzmie) dotyczy tzw. „kłamstwa oświęcimskiego” czyli zaprzeczania lub podważania oficjalnej teorii nt. losu Żydów w czasie II wojny światowej, mimo iż co do stwierdzalnych faktów ulega ona stale znaczącym zmianom, zwłaszcza liczbowym. Np. zaraz po wojnie twierdzono, że w KL Auschwitz Birkenau zamordowano 10 mln ludzi, potem długo obowiązywała liczba 4 mln, obecnie zredukowano ją do 1,4 mln. Nie mam zamiaru umniejszania zbrodni niemieckich, zwłaszcza że i mój ojciec, śp. Stanisław Jeznach przeżył w KL Auschwitz 4,5 roku i był potem jednym z jego najstarszych stażem więźniów (nr obozowy 4256, II transport warszawski, kategoria: Polak polityczny). Twierdzę tylko, że liczbami ofiar wyraźnie się manipuluje, aby z ich męki zrobić wygodny argument prawny, moralny, polityczny i ekonomiczny. Nie ulega wątpliwości, że w szczególności żydowska biedota w dużym stopniu padła ofiarą eksterminacji z rąk niemieckich w czasie II wojny światowej. Jednakże natrętne eksponowanie cierpień „narodu wybranego” jako „punktu zwrotnego w historii” przy jednoczesnym pomijaniu lub pomniejszaniu w praktyce znaczenia np. eksterminacji Indian amerykańskich, niewolnictwa Murzynów, ludobójstwa Ormian w latach 1915-1920, holokaustu Cyganów w czasie II wojny światowej, a obecnie holokaustu np. 1,5 miliona Palestyńczyków w Gazie (zresztą z rąk żydowskich) jest zabiegiem cynicznym, który świadczy dobitnie o tym, że interpretacją wydarzeń, także najnowszych, ktoś odgórnie steruje i manipuluje podobnie jak określeniem „polskie obozy koncentracyjne”. Tym bardziej, że jak wiadomo z wielu przekazów z okresu II wojny światowej, elity żydowskie wykazywały wówczas dziwną obojętność wobec losu swych biednych i ciemnych współziomków, organizując ewakuację raczej tylko dla starannie wyselekcjonowanych (tzw. transakcjaRudolfa Kastnera na Węgrzech, samobójstwoSzmula Zygielbojma itp.).
Nie jest wykluczone, że obecne propagandowe eksploatowanie eksterminacji żydowskiej biedoty przez Niemców w czasie II wojny światowej częściowo służy zagłuszaniu sumień tychże elit i ich spadkobierców, o czym gdzieniegdzie przebąkują i sami Żydzi. Przede wszystkim jednak ma to na celu nakręcać „przemysł Holokaustu” (określenie prof.Normana Finkelsteina,także Żyda), nastawionego na stawianie roszczeń i wymuszanie nadmiernych odszkodowań od innych narodów, w tym również najbardziej poszkodowanych w II wojnie światowej, tak jak Polska. Przejawem takich zabiegów są nikczemne książki Jana T. Grossa. Przemysł Holokaustu niesie w sobie zresztą zasadniczą sprzeczność: z jednej bowiem strony opiera się na twierdzeniu, że prawie wszyscy Żydzi np. w Polsce, zostali wymordowani (było 3,6 mln po wojnie zostało ponoć 50 tysięcy i słynna teza: „Żydów nie ma, ale antysemityzm pozostał”), ale z drugiej – jakoś nie jest znany ani jeden przypadek nieruchomości żydowskiej sprzed wojny, po którą nie zgłosiliby się spadkobiercy właścicieli, często zstępni (czyli ich dzieci lub wnuki) wraz z kompletem uratowanych dokumentów. Na logikę biorąc, albo jedno albo drugie nie może być prawdziwe: jeśli nie uratowali własnego życia i z nielicznymi wyjątkami zginęli prawie wszyscy w gwałtowny sposób, tak jak twierdzą przeżywcy, to jak mogli uratować swoje dzieci i dokumenty? W czasie wojen, zawieruch i prześladowań papiery płoną przecież łatwiej niż stodoła w Jedwabnem, a dzieci umierają i giną częściej niż dorośli. Coś w tym procederze się nie zgadza. Wybujały mit Holokaustu Żydów służy też jako osłona i podstawa do cichego lub jawnego szykanowania tych, którzy zwracają uwagę na nadreprezentację interesów żydowskich w życiu publicznym, finansach, mediach, edukacji, kulturze itp. W atmosferze dyktatu „poprawności politycznej” przykleja się im niszczącą etykietkę antysemitów.
Efektem tych działań jest opisywany w literaturze światowej syndrom strachu przed Żydami (prof.Ray Jurjevich,prof. Kevin McDonald). Obawa przed narażeniem się Żydom jest tak silna, że rozmowy na ten temat są skrępowane już na poziomie towarzyskim. Myślę, że każdy z nas spotkał się w praktyce ze ściszaniem głosu ilekroć dochodzi do rozmów prywatnych na temat Żydów. Podobnie zachowywaliśmy się w większości i my (przynajmniej starsi z nas), gdy w czasach PRL mówiliśmy coś niezgodnego z oficjalną propagandą nt. komuny. Powrót tego zjawiska, nie tylko zresztą w Polsce, może świadczyć o tym, że także obecnie „coś jest na rzeczy”. Istnieje tolerowalna i poprawna politycznie pula postaw i wypowiedzi nt. Żydów, poza którą wykraczać nie należy i w dyskusjach publicznych bezpiecznie czują się tylko ci, którzy swoje wypowiedzi w tej puli zamykają. Prawie wszyscy zdają sobie sprawę, że chodzi tu o podwyższoną czujność, drażliwość i mściwość ze strony pewnych kół żydowskich, a w konsekwencji o możliwość narażenia się na ich zemstę lub choćby tylko utratę korzyści. Znam rodzinę, w której żona, kobieta praktyczna i przytomna, zwracała uwagę mężowi, że nie warto się narażać rozmowami nt. Żydów „bo przecież mamy dzieci, które pójdą na studia, a tam ONI są profesorami, wiedzą wszystko o wszystkich i mają długą pamięć”. Twierdzę, że taka postawa jest dziś dość powszechna, a zatem, że istnieje niewidzialny terror wobec pewnych myśli i tematów. Trudno uniknąć przy tym skojarzeń, a nawet podejrzeń spiskowych. (cdn.)
Bogusław Jeznach
Dodatek muzy:
Pozwólmy się uwieść muzyce znakomitego współczesnego wiolonczelisty Adama Hursta w utworze pt. „Seduction”