Co więcej: pomimo odczuwania takiej samej dolegliwości garba podatkowego, trzeciodrogowcy i wolnościowcy skłonni są sobie skoczyć do gardła jako zajadli przeciwnicy polityczni.
Są w Polsce rzeczy trzy, których mamy w nadmiarze. Z ich istnienia nie zawsze zadajemy sobie sprawę a i w ocenie: za jakie grzechy lub zasługi je posiadamy – też nie jesteśmy zgodni. Na tle tych różnic zrodził się na NE podział na tych wstrętnych „trzeciodrogowców” i tych wyklętych „wolnościowców”. Powiedzmy zatem o jakie „dobrodziejstwa” chodzi.
Pierwsza rzecz jaka nam doskwiera to „garb podatkowy”. Wiemy o nim wszyscy i co do jego istnienia panuje powszechna zgoda. Podatki pośrednie, bezpośrednie oraz pogłówny (jakim jest ZUS) równo przyginają do ziemi i odbierają chęć do prokreacji zarówno trzeciodrogowców jak i wolnościowców. Jednak, podczas gdy, dla wolnościowców postulat „obniżenia podatków i kosztów pracy” jest koronnym postulatem, który ma nas zaprowadzić do wrót raju, tak dla trzeciodrogowców nie jest to tak oczywiste. Wysuwają argument, że prowadziłoby to jedynie do sytuacji w której: jeden milion musiałby się powiesić, dwa miliony umarłoby z głody, a trzy miliony wyemigrowało. Nijak nie przemawiają do nich argumenty uzasadniane krzywą Leffera. Co więcej: pomimo odczuwania takiej samej dolegliwości garba podatkowego, trzeciodrogowcy i wolnościowcy skłonni są sobie skoczyć do gardła jako zajadli przeciwnicy polityczni. Dlaczego? – o tym będzie pod koniec.
Kolejnym „bogactwem” jakie mamy to „garb odsetkowy”. Z jego istnienia nie wszyscy zdają sobie sprawę poza „sektą Locke’a – Ricardo”, która zagnieździła się na NE. Argumentują, że jeśli zadłużenie gospodarstw domowych to 531 mld zł a zadłużenie przedsiębiorstw to 266 mld zł i jeśli zadłużenie zdecydowanie przewyższa wkłady (odpowiednio 485 mld i 177 mld) w sytuacji względnej równowagi towarowo-pienieżnej, to wynikać to może jedynie z jakiegoś gigantycznego oszustwa. Już patrząc na liczby z agregatów pieniężnych NBP łatwo ocenić wielkość tego „garba ” na 100 mld zł. Kopiąc głębiej dochodzimy do wniosku, że jest to garb niezawiniony. Wynikły jedynie ze zgody na narzucenie naszemu krajowi łupieżczej architektury finansowej w obszarze emisji pieniądza. Tu spór pomiędzy trzeciodrogowcami a wolnościowcami jest nieprzejednany:
Trzeciodrogowcy uważają, że garb odsetkowy jest możliwy do wyeliminowania jedynie po koszcie odwagi sprzeciwienia się banksterom. Odwagi, na miarę pospolitego ruszenia w celu wydobycia się z niewoli odsetkowej. Za sobą mają siłę konstytucji, która w tym obszarze jest zbrodniczo łamana.
Wolnościowcy w ogóle nie dostrzegają dokuczliwości garba odsetkowego. Traktują go jako rzecz naturalną. Do upadłego skłonni są bronić lichwy i pieniądza jako środka gromadzenia skarbu. To ma zapewniać im profity z obniżki cen w drodze deflacji oraz bezpłatnej usłudze wartości kapitału. Jest to myślenie skrajnie egoistyczne i w indywidualnych przepadkach wytłumaczalne. Każdy ma prawo głosić tezy, które jemy służą. Tragedia zaczyna się dopiero wtedy, gdy te poglądy zaczynają głosić ludzie odpowiedzialni za „kręcenie się” gospodarki. Polityk gospodarczy musi dobrze rozumieć w jakich proporcjach pieniądz jest środkiem wymiany a w jakich środkiem gromadzenia skarbu. Te dwie immanentne cechy pieniądza nie istnieją same z siebie. Są przedmiotem wyboru władcy i tego, po której stronie się opowiada: po stronie potrzeb gospodarki czy tych, którzy pieniądze mają. Polityk „schładzajacy” gospodarkę – bez względu na to czy o tym wie czy nie – kolaboruje z bansterami ofiarując im wyższe stopy procentowe.
Trzeci, praktycznie niedoceniany skarb, którego mamy w nadmiarze to „pokłady synergii”. Zalegają one płytko, w niektórych miejscach wychodzą pod wierzch, a na NE znalazło się zaledwie parę osób, które raczyły je dostrzec. „Najmita” to największy wróg naszej gospodarki, naszej państwowości i naszego patriotyzmu. Wiedział o tym kardynał Hlond, wiedział prezydent Ignacy Mościcki, wiedział premier Grabski. Ze stosunkiem najmu powinniśmy zatem walczyć wszędzie tam, gdzie tylko genetycznym najmitom nie zrobilibyśmy krzywdy.
Praktycznie bezinwestycyjnie możemy dobrać się do pokładów bogactwa daleko przewyższającego wszelkie gazy łupkowe i inne depozyty. Wystarczy jedynie odblokować przeszkody prawne i fiskalne, aby powstawały u nas związki gospodarcze o integracji produktowej (klastry produktowe) oraz spółki właścicielsko – pracownicze. Przedsiębiorcy w unii ze swoimi pracownikami stworzą nam tu dobrobyt wcześniej niż sobie to wyobrażamy. Dwa miliony potencjalnych płatników podatku stoi i czeka, aby wziąć na swe barki trochę naszego garbu podatkowego. Dla nieopierzonych „wolnościowców”, którym to „złota wolność gospodarcza” dopuszcza wszystko łącznie z kibucem, pragnę przypomnieć, że prawo powinno jeszcze określić i wspierać „prowadzenie czynności handlowych na wspólny rachunek” a prawo podatkowe tryb opodatkowania takiej działalności.
Miałem napisać dlaczego „wolnościowcom” chcemy skoczyć do gardła. Otóż jest tak:
Program trzeciodrogowców to zrzucenie tego garbu, który nam „sprytnie” wrzucono. To poszukanie sił witalnych w narodzie. Nikt w tej drodze nie może nam przeszkodzić. Jesteśmy dużym, dumnym i silnym narodem zdolnym posługiwać się własnym rozumem.
Wolnościowcy głosząc NATYCHMIASTOWĄ obniżkę podatków oraz RADYKALNE obniżenie kosztów pracy mogą liczyć na jakieś 1% elektoratu. Swoimi hasłami nie są w stanie przekonać nikogo poza smarkaczami i pampersami z jakichś tam Instytutów Misessa. „Gówniarze” sprezentowali już światu wiele nieszczęść od bojówek Hitlera począwszy a na komsomolcach kończąc. Drogą parlamentarną władzy nie zdobędą. Jeśli jednak działają to na coś liczą. Na co? Ano chyba na wariant latynoamerykański. Kandydatów na Pinochetów u nas dostatek. To co? – wariant siłowy…
Jestem niezmiernie wdzięczny prezydentowi Obamie, że po trzeźwemu powiedział to, co przeciętny Amerykanin po pijaku o Polsce myśli. Może dla niektórych polskich „polityków” wazelina stanie mniej śliska. Może szanse na zainstalowanie tu „prawowitego rządu”, dla których forpocztą są wolnościowcy, staną się trochę mniejsze.