W y z w a l a n i Polacy zniewalani armią Stalina. Tragizm, cena łatwowierności.
"Zapomniana historia … "
"Zapomniana historia … " (*) – artykuł ukazał się jakiś czas temu, który przeczytałem dopiero teraz i chciałbym opisać bardzo podobną sytuację z miejscowości Księże Kopacze w gminie Szczurowa.
Podczas porządkowania strychu natknąłem się na podanie o przyjęcie do ZBOWiD-u pana Andrzeja Nogi z dnia 20.08.1979 r.
Pan Andrzej pisze: " (…) w czasie okupacji należałem do Ruchu Oporu który zorganizowali na naszym terenie tj Gminy Szczurowa wysiedleni przez Niemców poznaniacy. Naczelnym d-cą był Pan Gancarz Bronisław. (…) Za upór i nie wykonanie rozkazu niemieckiego żołnierza zostałem aresztowany i dotkliwie pobity przy budowie okopów i budowie mostu na Wiśle w miejscowości Górka – Sokołowice.
Latem 1944 r. trzech jeńców armii radzieckiej zbiegłych z transportu do Niemiec w rejonie Brzeska dotarło do mojego domu. Mój dom stał na uboczu blisko rzeki Uszwica nad którą znajdowały się bardzo gęste zarośla. Pozostali u mnie ok. 2 tygodni aż odzyskali siły i wygoili rany. Dwóch z nich oddaliło się w nieznanym mi kierunku i więcej ich nie widziałem, twierdzili ze wracają na swoją stronę i do swoich natomiast trzeci pozostał aż do wkroczenia armii radzieckiej i poszedł z nimi. (…)
Późną jesienią na przełomie Listopada i Grudnia został zestrzelony radziecki samolot w rejonie Brzeska-Słotwiny który według ich relacji lecieli do Czechosłowacji. Dwoje rozbitków dotarło do mojego sąsiada w nocy zupełnie wyczerpanych z licznymi poparzeniami. Sąsiad wiedząc że przetrzymuje radzieckiego żołnierza przyprowadził ich do mojego domu. Pierwszej pomocy udzieliły moje siostry oraz ten żołnierz. Niezwłocznie udałem się do Szczurowej po lekarza p. Kłosińskiego Kazimierza który też był w organizacji. I znowu po 3 tygodniach przyszli z organizacji i w nocy zostali zabrani, do dziś nie wiem co się z nimi stało."
Tyle Pan Andrzej zamieszkały w Górce Gmina Szczurowa. Pan Andrzej zmarł w 1994 r. Tadeusz z Krakowa
(*) Mowa tu o artykule: "Zapomniana historia o rozstrzelanych i pochowanych podczas II WŚ w lesie okocimskim radzieckim żołnierzu, kobiecie i bohaterskiej postawie mieszkańców Okocimia, którzy ukrywali radzieckiego żołnierza z narażeniem swojego życia i życia swoich bliskich.", zamieszczonym na portalu w maju 2005 roku.czytaj –>>
Odnośnie zamieszczonej powyżej relacji, to do tej pory nie spotkałem się z jakąkolwiek informacją na temat "zestrzelonego radzieckiego samolot w rejonie Brzeska – Słotwiny". Co oczywiście nie znaczy, że fakty podane w cytowanym oświadczeniu nie są prawdziwe. Z relacji p. Andrzeja Nogi wynika, że samolot został zestrzelony na przełomie Listopada i Grudnia 1944 r. Pytanie tylko czy w okolicy Brzesko-Słotwina czy też może w innym miejscu? Zamieściłem przesłaną informację z nadzieją, że uda się być może z pomocą czytelników uzupełnić i zweryfikować historie w niej opisane.
Zbigniew Stós
17 lipca 2011 r.
Okazuje się, że nie tylko Pan Andrzej Noga z miejscowości Książę Kopacze opiekował się poparzonym lotnikiem ze strąconego samolotu radzieckiego.
Miesiąc po tym jak poparzeni radzieccy piloci trafili pod dach p. Andrzeja N. z miejscowości Kopacze Wielkie, do oddalonego o 6 km dworku w Dołędze przyprowadzono poparzonego radzieckiego lotnika. Jego samolot miał być zestrzelony w okolicy, dokładnie w wigilię Bożego Narodzenia. Pisze o tym p. Andrzej Leo, w książce "DOŁĘGA "NADWIŚLAŃSKIE SOPLICOWO", str. 37, Tarnów 1984, wyd. Muzeum Okręgowe w Tarnowie.
"Pod koniec okupacji niemieckiej – w listopadzie 1944, dowództwo partyzanckie skierowało do dworku 2 oficerów radzieckiego wywiadu, do których przyłączył się trzeci Rosjanin zbiegły z niemieckich robót. Wszyscy trzej ukrywali sie tam przez 12 dni, po czym zostali przeprowadzeni przez partyzantów przez niemieckie pola minowe do swoich. W samą wigilie Bożego Narodzenia został w pobliżu strącony samolot radziecki. Nocą przyprowadzono do dworku poparzonego lotnika. Przez kilkanaście dni ukrywano go tu i leczono, następnie już w styczniu 1945 roku, przy pomocy partyzantów przedostał się do armii czerwonej."
Niestety, autor historyk z wykształcenia, nie podał od kogo słyszał tę historię.
Pan Władysław Konieczny, kustosz dworku w Dołędze, zapytany o to, co sądzi o tych dwóch podobnych relacjach, odpowiedział:
"Co do dołęskiego dworu, to zamieszczony przez Andrzeja Leo opis został potwierdzony przez Andrzeja Tumidajskiego, nieżyjącego już syna ostatniej właścicielki dworu. Opowiadał on o wydarzeniach, które przeżył osobiście, podawał różne szczegóły i w rezultacie nie mam powodu wątpić, że w Dołedze tak właśnie było, jak jest podane przez Andrzeja Leo w książce "Dołęga – Nadwiślańskie Soplicowo".
Opisane przez Pana wydarzenia w Górce (dokładnie chodzi o Kopacze Wielkie – przypis Zb. Stós) nie są mi znane. Nie oznacza to jednak, że nie miały miejsca. W moim przekonaniu jedno nie wyklucza drugiego. Wiadomo, zawierucha wojenna, przesuwająca się linia frontu, a więc takie, pozornie podobne sytuacje, mogły się zdarzyć w różnych miejscowościach."
Ciekawa historia – podobne sytuacje oddalone w czasie o ok. 4 tygodnie, dwa zestrzelone samoloty radzieckie, opieka nad poparzonym(i) lotnikiem(ami) – wszystko to dzieje się w dwóch miejscowościach oddalonych o 6 km.
Być może żyją jeszcze osoby, które pamiętają te wydarzenia i warto z nimi o tym porozmawiać? Może zainteresują się tematem i poszukają jakiś wspólnych punktów tych dwóch historii ludzie, którzy redagują lokalną gazetę "W Zakolu Raby i Wisły" lub uczniowie okolicznych szkół?
PS. Dziękuję p.Jerzemu Wyczesanemu na zwrócenie uwagi na historię opisaną w książce Andrzeja Leo.
Zbigniew Stós
29 lipca 2011 r.
|