Nowości dvd – maj.
‘The Thing’ Johna Carpentera zna każdy fan horroru. Po niemal trzydziestu latach postanowiono powrócić do tej historii. Właśnie wyszła na dvd. Niby mamy do czynienia z prequelem (końcówka nowej wersji jest początkiem tej z 1982), ale trudno się oprzeć myśli, że to raczej zakamuflowany remake. Czym się różni od oryginału (który nota bene sobie przy okazji odświeżyłem)? Przede wszystkim klimatem. Klaustrofobiczność pierwowzoru zastąpiła tu niemal sensacyjna ‘przygodówka’. Tempo akcji oddaje zresztą szybkość poruszania się obcego (w nowej wersji robi to zdecydowanie szybciej). Efekty specjalne? Bardzo dobre, mimo że już nie animowane (co cenię i lubię bardziej), ale komputerowe. Miło się patrzyło na to mutujące, transformujące się ciało (Coś). Mimo że jestem fanem oryginału, nowe ‘Coś’ nie obraża mojej inteligencji jako widza (może w jednym momencie, gdy bohaterka wypowiada się o kolczyku w uchu), ogląda się całkiem dobrze, jest napięcie i wspomniane efekty specjalne. Fani gatunku powinni być zadowoleni. Chociaż nowa wersja odziera z tajemnicy owo Coś, za dużo może wyjaśnia. To, co nieznane staje się określone.
Teraz o dwóch filmach, które wyjdą na płytach pod koniec miesiąca. Zdecydowanie warta poświęconego czasu jest ‘Kontrabanda’. Efektowna sensacyjna historia o przemytnikach, z wieloma zwrotami akcji. Może zadziwiać osoba reżysera – Baltasar Kormakur kojarzony jest z innym kinem, wystarczy przypomnieć głośny ‘101 Reykjavik’, mimo to poradził sobie znakomicie (jest zresztą autorem islandzkiego pierwowzoru historii, ale w nowej wersji to film na wskroś amerykański). Fabuła: Chris Farraday wiedzie już normalne uczciwe życie u boku żony i córek, prowadzi własny biznes, jednak w kłopoty wpada jego szwagier. Na celowniku przestępców znajduje się po tym cała rodzina. Aby ratować gówniarza i spłacić się mafii, Farraday widzi tylko jeden sposób – musi wrócić do fachu i jeszcze raz coś przemycić. Zbiera więc ekipę i organizuje tytułową kontrabandę. Jednak sprawy nie pójdą tak gładko, czeka ich (i widza) wiele niespodzianek, nieprzewidzianych potknięć, zdrad, z których w toku akcji bohaterowie będą musieli się wywikłać. To mocne sensacyjne kino w starym stylu, nie pretendujące do niczego więcej niż jest. Sprawdza się Mark Wahlberg jako gość o stalowym moralnym kręgosłupie, walczący o rodzinę. Bardzo dobre role grają (trochę niedoceniany) Ben Foster oraz Giovanni Ribisi. To wciągający (i nieco naciągany, ale nie jest to wadą) film rozrywkowy na każdy wieczór.
Zdecydowanie nie polecam za to filmu o Maradonie autorstwa znanego reżysera z Bałkanów Emira Kusturicy. Maradona by Kusturica to źle opowiedziana (Kusturica ewidentnie nie powinien brać się za dokument, po kręcić go nie umie) historia genialnego piłkarza i niezbyt mądrego człowieka. Obcujemy tu z osobą, którą w rodzinnej Argentynie traktuje się niczym Boga i zdaje się, że ta rola Maradonie odpowiada. Kusturica nie kryje swej sympatii (uwielbienia) dla bohatera. To film zrobiony przez przyjaciela o przyjacielu. Widzimy tu Maradonę u szczytu, obserwujemy słynne gole (te zdjęcia archiwalne to chyba jedyny walor filmu). Widzimy jego życie rodzinne. Słuchamy go jak opowiada o nienawiści do USA i uwielbieniu dla Fidela Castro czy Chaveza, w czym objawia się w całej swej głupocie. W tych momentach film zamienia się w lewacką laurkę, bo Kusturica nie kryje się i ze swoimi pogladami. Nie do zniesienia są też sceny, kiedy Mardona opowiada o wyjściu z kokainowego nałogu tonem mentora i nawróconego grzesznika, sadząc kolejne banały. To zdecydowanie mało smaczny film, nieatrakcyjnie nakręcony, w dodatku z irytującymi kolażowymi wstawkami.