W niedzielę o 8 wieczorem czasu meksykańskiego odbyła się długo wyczekiwana debata prezydencka, pierwsza w wyborach 2012. Od samego początku otaczała ją aura kontrowersji…
Kontrowersje zaczęły się parę dni wcześniej, gdy podano do publicznej wiadomości, że główna stacja telewizyjna Tv Azteca postanowiła nie zmieniać swojej ramówki i pozostawić w programie lokalny mecz… Debatę przesuneła na inny kanał, z mniejszą oglądalnością, twierdząc, iż ich widzowie są bardziej zainteresowani sportowymi niż politycznymi wydarzeniami. Widzowie prawdopodobie poczuli się nisko ocenieni w swej inteligencji i tłumnie chwycili za piloty, przełączając na debatę. Komentarza od właściciela, Ricarda Salinasa, stacji na dzień następny nie było.
Sama debata również rozpoczęła się w aurze skandalu po wkroczeniu do studia hostessy, Julii Orayen, w pięknej, długiej, białej i niezwykle mocno wydekoltowanej sukni. Argentynka (sic!) nawet się nie spodziewała, że 90 sekund na wizji zrobi więcej dla jej kariery niż parę wcześniejszych zdjęć w Playboyu. Cała uwaga mediów na następny dzień była skierowana na piękną Julię, która została okrzyknięta prawdziwą zwyciężczynią debaty. A więc choć nie piłka nożna, to jednak inny niż polityka temat, królował w komentarzach na facebooku i twitterze. Jak widać i ja mój wpis rozpoczęłam od rzeczy błahych.
Przejdźmy więc do spraw bardziej istotnych. Kandydatów na zastąpienie obecnie urzędującego prezydenta Felipe Calderón Hinojosa jest czterech, choć do momentu debaty złośliwie mówiono o trzech, pomijając Gabriela Quadri de la Torre, ale o nim za chwilę.
Zdecydowanym przodownikiem w sondażach jest Enrique Peña Nieto, kandydat neoliberalnej partii PRI. Z PRI jest jednak taki problem, iż przed 2000 rokiem była u władzy przez ponad 70 lat i jednym z oręży opozycji jest wytykanie związków Peña Nieto ze starym systemem. PRI ma też większość w parlamencie, i jak wiemy z własnego doświadczenia, różnorodność w polityce jest wielce pożądana, a jednolitość, zwłaszcza z takim bagażem z przeszłości, niebezpieczna. Peña Nieto jest najmłodszym z kandydatów (46), najprzystojniejszym i z najładniejszą drugą połówką< jego drugą żoną jest Angélica Riviera, aktorka znana z telenowel. Peña Nieto jest kandydatem, który najwięcej ma do stracenia i jest bardzo chroniony przez swój sztab wyborczy, szczególnie po paru spektakularnych wpadkach. Na kilka tygodni stał się pośmiewiskiem internetu, po tym jak na targach książki w Guadalajarze nie był w stanie wymienić ani jednego tytułu, który miał wpływ na jego życie. Peña Nieto unika wystąpień, gdzie oczekuje się spontanicznych reakcji, dzielnie zapamiętuje to, co powinien mówić i z niecierpliwością odlicza dni do 1go lipca. Czas działa na jego niekorzyść, aczkolwiek mało jest prawdopodobne, by te wybory przegrał.
O drugie miejsce walczą Andrés Manuel López Obrador, członek PRD i Josefina Vázquez Mota, członkini PAN. López Obrador, znany jako AMLO, jest kandydatem partii lewicowych o skłonnościach populistycznych, aczkolwiek porównywanie go np. do Chaveza jest mocno przesadzone. AMLO międzynarodową sławę zdobyl w wyborach prezydenckich w 2006 roku, gdy przegrał z obecnym prezydentem o zaledwie 240 tyś. głosów (0,58%) i rozpoczął masowe protesty i marsze, kwestionując uczciwość wyborów. AMLO jest inteligentnym człowiekiem, aczkolwiek o poglądach, które nie zdają egzaminu. Podczas debaty obiecywal 11 tyś. pesos dla każdego z wyborców (ok. 2750zł), obniżenie ceny za energię elektryczną i benzynę, która i tak jest już smiesznie tania. (Ja napełniam bak mojego peugota,ok. 55l, za 100zł.) Idee AMLO przekonują jednak dużą część wyborców zarówno tych z bardzo biednych sfer, jak i lewicową inteligencję.
Kandydatka prawicy, PANu, czyli partii z której pochodzi również urzędujący prezydent, Felipe Calderón Hinojosa, jest pierwszą kobietą ubiegającą się o urząd prezydenta w historii Meksyku. Josefina Vázquez Mota, kobieta niewątpliwie bardzo wykształcona i o zdolnościach politycznych, jest jednak marnym kandydatem na prezydenta. Większość osób, które poparłyby kandydata PANu, aby kontynuował obecną politykę, ma jej coś do zarzucenia, i nawet fakt, iż kobietą jest, jej nie pomoże. Jej strategia marketingowa jest słaba, a sztab wyborczy popełnił wiele błedów, nie zapewniają na przykład odpowiedniej ilości publiczności na mitingach, co fatalnie wygląda na zdjęciach i w telewizji. Podczas debaty politycznej Josefina głównie atakowała jej największego przeciwnika, Peña Nieto, ale sama unikała odpowiedzi na stawiane jej zarzuty np. o nieobecność podczas sesji parlamentarnych, choć jej podpis figurował na listach.
Doszliśmy w końcu do ostatniego z kandydatów, na którego pewnie głosowałabym ja, gdybym mogła: Gabriel Quadri de la Torre. Gabriel Quadri nie ma nic do stracenia, z każdym dniem może tylko zyskać. Nie jest politykiem, jak to podkreślał wiele razy podczas debaty, ale zwykłym obywatelem, który chce coś zrobić dla kraju. Jest inteligentny, wykształcony i ma zaskakująco niegłupie pomysły. Odważną była propozycja o cofnięciu subsydii na benzynę, i zainwestowaniu tych pieniędzy chociażby w transport publiczny, fatalny w większości miast. Quadri podczas debaty, awansował nagle na kandydata idealnego, ale… Gabriela Quadri nie znał wcześniej nikt, i nie chodzi mi nawet o czas przed wyborami, ale nawet w dniu debaty dla większości wyborców był tylko nazwiskiem, a wielu nawet nie zdawało sobie sprawy z jego istnienia. Dlaczego? Żeby partia polityczna w Meksyku mogła dostawać dotacje rządowe, musi uzyskać przynajmniej 2% poparcie. Gabriel Quadri został zaproszony przez partię PANAL, by ich reprezentował w wyborach. PANAL istnieje od 2006 roku, w ówczesnych wyborach uzyskali wymagane 2% i teraz chcą je utrzymać. PANAL chce dotacje, a Gabriel Quadri zaprezentować swe idee społeczeństwu. Liderem partii, i tu jest pies pogrzebany, jest Elba Esther Gordillo, przewodnicząca syndykatu nauczycielii, który to w Meksyku jest organizacją o ogromnym wpływie politycznym i mocno zachowawczych ideach. (Syndykat ten zasługuje na osobny wpis, razem z Esther Gordillo, znaną potocznie ji górnolotnie jako "La Maestra" – Nauczycielką przez duże "N"). Syndykat chcąc utrzymać własną partię, a raczej pieniądze rządowe, musiał znaleźć marionetkę, która by ich do tego celu doprowadziła. Jednakże, po debacie, z dnia na dzień, marionetka zamieniła się w żywego człowieka i wszyscy nagle identyfikują się z osobą i pomysłami Gabriela Quadri. Z kim bym nie rozmawiała w poniedziałek, każdy ostrożnie mówił, że Quadri go zaskoczył i może będzie na niego głosować. "La Maestra" wykazała się niezwykłym sprytem w wyborze swojego kandydata i na pewno zdobędzie więcej niż planowane 2%. Na Gabriela Quadri zagłosuje jednak mniej osób niżby miało ochotę z powodów wcześniej wspomnianych. "La Maestra" jest postacią złowieszczą dla wielu i trudno zapomnieć, że to ona właśnie za Quadrim stoi. Wielu też myśli, ze byłby to głos stracony, i że lepiej zagłosować na Peña Nieto lub Josefinę, żeby tylko zapobiec wyborowi AMLO. Gdyby Quadri był kandydatem PANu na przykład, te wybory wyglądałyby zupełnie inaczej…
Debata rozczarowała też swoją formułą. Pytania były podane wcześniej do wiadomości publicznej, a więc i do wiadomości kandydatów, pozwalając im na wykucie na pamięć odowiednich odpowiedzi. Nie było dyskusji, ni replik lecz jedynie luźne wypowiedzi. Należy jednak pamiętać, że pierwsze demokratyczne wybory odbyły się w Meksyku w 2000, a więc całkiem niedawno i kraj ten dopiero uczy się i rozwija i trzeba przyznać, że całkiem nieźle mu to idzie w porównaniu do pogrążonej w kryzysie dużej reszcie świata.
Kolejna debata odbędzie sie 10 czerwca i zobaczymy jakie zmiany przyniesie. Na razie jedynym pewnikiem jest, że Hostessa będzie miała mniejszy dekolt….