Dwa polityczne cele, które chcieliśmy przy okazji tej imprezy osiągnąć, osiągnięte nie będą.
Nim Euro 2012 się rozpoczęło, już wiemy, że je przegraliśmy. Politycznie przegraliśmy. Bo dwa polityczne cele, które chcieliśmy przy okazji tej imprezy osiągnąć, osiągnięte nie będą. Te dwa cele to przybliżenie Ukrainy do Unii Europejskiej i zaprezentowanie Polski jako nowoczesnego, zmodernizowanego, sprawnego członka UE.
Przy okazji kopania piłki przez kilkadziesiąt drużyn, przez kilka tygodni, można uzyskać wiele celów – finansowych, ekonomicznych, sportowych. Ale celami państw, organizujących takie mistrzostwa, jak nasze Euro, są zawsze cele polityczne (nota bene – państwa zawsze finansowo tracą na takich imprezach, bo ponoszą ich koszty, ale zarabiają firmy prywatne, federacje sportowe, telewizje, hotelarze, ale nie państwa właśnie). Celami Ukrainy i Polski było przybliżenie tego pierwszego kraju do UE oraz zaprezentowanie tego drugiego jako silnego i sprawnego członka tej wspólnoty.
Zacznijmy od celu pierwszego – to kompletna katastrofa. Jakkolwiek skończy się akcja bojkotu ukraińskiej części Euro, straty już zostały poniesione, a oczekiwany efekt – pogrzebany. O naszym wschodnim sąsiedzie nie mówi się dziś w Europie inaczej, niż jak o dyktaturze, gdzie łamane są prawa człowieka, opozycjoniści są więzieni, panuje autorytaryzm i nie są przestrzegane wartości zwane europejskimi. Idę o zakład, że gdyby zapytać obywateli UE o to, czy chcieliby, żeby Ukraina była w najbliższej przyszłości członkiem UE, to w ciągu ostatnich tygodni procent przeciwników tego procesu znacząco wzrósł. Tym, którym zależało na oddaleniu perspektywy członkostwa dla Kijowa, mogą czuć się usatysfakcjonowani. I warto jasno powiedzieć – wielu politykom zachodnim, szczególnie niemieckim, dokładnie o to chodziło. O to, żeby raz na zawsze zatrzasnąć przez Ukraińcami drzwi do Unii. Ci w Polsce ( Polsce której żywotnym interesem jest integracja Kijowa ze strukturami zachodnimi), którzy przyczyniali się do wzmocnienia bojkotu, działali – świadomie czy nie – przeciwko elementarnym interesom własnego państwa. I mam nadzieję, że za to kiedyś zapłacą. Wzmacniali Niemców czy Austriaków w procesie odpychania Ukrainy od UE – to znaczy uderzali w podstawy polskiej racji stanu i wypracowanej, wydawałoby się, wspólnej polityki względem naszego wschodniego sąsiada. Tak czy inaczej – Kijów jest dzisiaj dalej od Brukseli, niż był jeszcze kilka tygodni temu. I to nasza pierwsza porażka.
Druga porażka związana jest z drugim politycznym celem Euro 2012 – prezentacją naszego kraju, jako zwesternizowanego i zmodernizowanego członka unijnej wspólnoty. Ci, którzy przyjadą do nas na te kilka tygodni, mieli zobaczyć nas jako sprawnych i dobrze się zarządzających Europejczyków. A z czym się zetkną? Przywita ich skoczna, wiejska, bezmyślna przyśpiewka, brudne dworce, fatalne drogi. Dodatkowo będą mieli okazję do zobaczenia, jak wyglądają u nas demonstracje uliczne i blokowanie centrów miast oraz dróg (żeby było jasne – uważam, że związkowcy mają prawo do tego typu, legalnych form protestu). Polska zaprezentuje się im dokładnie tak, jak naprawdę wygląda i będą mogli przez chwilę poczuć to, co zwykły Polak przeżywa na co dzień. Przejadą się syfiastymi pociągami, postoją w korkach, rozwalą koło na dziurach w drogach. I wyjadą stąd z przekonaniem, że jak na azjatycki kraj, to wcale nieźle sobie radzimy, ale poza fajnymi dziewczynami i tanim piwem to nie za bardzo jest tu dużo do podziwiania.
Mistrzostwa jeszcze się nie zaczęły, a my już wiemy, że je przegraliśmy. Przegraliśmy z samymi sobą. Z naszymi rządami. Przegraliśmy 2 do 0. Bo to my sami i nasi liderzy jesteśmy odpowiedzialni za to, co się stało. To Janukowycz i jego świta są odpowiedzialni za to, że liderka opozycji siedzi w pierdlu i jest tam bita. To oni nie dali sobie wytłumaczyć, że to nie służy Ukrainie. Że muszą porzucić ten swój sposób rachowania się z oponentami, że ich przeciwnicy w UE wykorzystają to niemiłosiernie. Brałem udział w kilku tego typu naradach z ważnymi ludźmi w Kijowie i jak się im po raz kolejny tłumaczyło te podstawowe rzeczy, to udawali, że nie rozumieją.
Ale też warto mieć pretensje do naszych gigantów z rządu. Bo to oni przez pięć lat nie potrafili zadbać o to, żeby powstały autostrady, by dworce i pociągi były czyste, byśmy byli normalnym, nudnym europejskim krajem. Woleli haratać w gałę i drażnić Kaczyńskiego – bo to łatwiejsze i to już potrafią. I tak zmarnowali swój czas. Tak bardzo chwalili się swoimi kontaktami w Europie, a dziś nikt ich o nic nie pyta (nawet jak sprawa dotyczy naszej imprezy i naszych żywotnych interesów). Ich czołowi politycy w Komisji Europejskiej i w Parlamencie Europejskim zajmują stanowisko sprzeczne z interesem kraju, a nawet z decyzjami swojej partii. Niczego nie potrafili załatwić. Nawet swoich ludzi w instytucjach unijnych nie są w stanie upilnować.
Przegraliśmy te mistrzostwa. Przegraliśmy 2 do 0. Przegraliśmy nim nawet wyszliśmy na boisko. Przegraliśmy walkowerem.