W grudniu 2005 roku, prezydent Aleksander Kwaśniewski w trybie przyspieszonym ułaskawił Zbigniewa Sobotkę i Ryszarda Kalisza.

 

Zrobił to, mimo, że ówczesny   prokurator krajowy  nie widział prawnych przesłanek do ułaskawienia przestępcy skazanego na  trzy i pół roku bezwzględnego pozbawienia wolności m.in. za ujawnienie tajemnicy państwowej i służbowej, narażenie działających pod przykryciem policjantów na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu w trakcie zakupu kontrolowanego broni palnej, amunicji i narkotyków.

Prezydent mógł ułaskawić Sobotkę ponieważ opinia prokuratora nie jest w te kwestii dla prezydenta wiążąca. 

Jak informował portal Interia: "Prezydent podejmuje całkowicie autonomiczną decyzję, nie będąc niczym związany: może darować karę w trybie łaski, albo ją złagodzić, na przykład warunkowo zawieszając jej wykonanie. (…) Prawo przewiduje trzy sposoby ułaskawienia skazanego: prezydencki, prokuratorski i sądowy. Prezydent sam z siebie może zastosować prawo łaski wobec osoby skazanej, która, według niego, na to zasługuje. Zazwyczajwystępuje o opinię w tej sprawie do Prokuratora Generalnego, nie ma jednak takiego obowiązku, a opinia prokuratora nie jest dla prezydenta wiążąca".   

O sprawie informowała również Gazeta Wyborcza, zastanawiając się: "Czy Kwaśniewski zdąży ułaskawić Sobotkę i Kalisza?"

5 lat temu nikt nie widział niczego niestosownego w fakcie ułaskawienia osoby blisko powiązanej z prezydentem. Nikt nie kwestionował braku akceptacji prokuratora…

 

Dwa dni temu,  Ryszard Kalisz komentując ułaskawienie Adama S. powiedział, że żaden prezydent nie ułaskawił nikogo wbrew woli prokuratora .  Brak wiedzy, słaba pamięć, czy hipokryzja – co dolega Ryszardowi Kaliszowi?