Upiór (Stalina) w operze
04/04/2012
626 Wyświetlenia
0 Komentarze
15 minut czytania
„Doskonałe wykonanie, perfekcyjna muzyka i brzmienia petersburskiej orkiestry, pod wodzą Giergiewa, ale jakby w niesłusznej sprawie.” (Art.&Business)
W dniach 27-28.03.2012Teatr Maryjski z Petersburga (były Teatr Kirowa z Leningradu) wystawił w Teatrze Wielkim – Operze Narodowej w Warszawie inscenizację (dwa przedstawienia) "Wojny i pokoju" Sergieja Prokofiewa.To wydarzenie związane z Międzynarodowym Dniem Teatru odbyło się pod honorowym patronatem samego Bronisława Komorowskiego. Skomentowała je Beata Stasińska, prezes Wydawnictwa W.A.B. w Programie 1 Polskiego Radia: „To był rodzaj politycznych pogróżek ze sceny Opery Narodowej. To było stalinowsko-socrealistyczne, szowinistyczne i imperialne przedstawienie. To był gwałt na Tołstoju, choć nie gwałt muzyczny, bo temu skansenowi towarzyszyła rzeczywista maestria twórców".
Ocena ta nie została wygłoszona w Radio Maryja, jej autorka nie należy do wyśmiewanego przez mejnstream obozu „moherowego”, a kierowane przez nią wydawnictwo nie należy do tzw. niszowych http://wab.com.pl/ Natomiast zarzut zaprezentowania na warszawskiej scenie stalinowskiej propagandy jest w pełni uzasadniony.
Opera „Wojna i Pokój” powstawała w okresie wojny Stalina z Hitlerem. Stalin przerażony atakiem wojsk swego przyjaciela Adolfa usiłował chwytać się, niczym tonący brzytwy, rosyjskiego patriotyzmu. Wtedy przypomniano wyprawę Napoleona na Rosję i zajęcie przez jego wojska Moskwy w 1812 r. Tamtą wojnę nazywano „Ojczyźnianą” i takie samo miano sowiecka propaganda zaczęła nadawać wojnie z Niemcami. Wówczas kompozytor Prokofiew otrzymał zamówienie stworzenia opery posługując się powieścią Lwa Tołstoja opisującą zmagania Rosjan z Wielką Armią Napoleona. Kompozytor miał przykroić treść powieści do potrzeb sowieckiej propagandy eksponując zasługi feldmarszałka Kutuzowa, który miał widzom przypominać Stalina. Prokofiew wielokrotnie zmieniał libretto i napisał pięć wersji tekstu opery, ponieważ według Stalina nie dość korzystnie przedstawiał Kutuzowa.
W operowej scenie narady Kutuzow zastanawia się, czy oddać Moskwę nieprzyjacielowi, śpiewając: „Rosja nie przywykła poddawać się, naród w walce obroni wolność. Przywrócimy spokój Ojczyźnie i pokój innym narodom". Słowa te odnosiły się nie tyle do wojny 1812 co do sytuacji na froncie z Niemcami.
Na scenie warszawskiej w 2012 r. mogliśmy – tak jak za Stalina – zobaczyć Napoleona na stercie trupów. Ze sceny padły słowa tęsknoty za feldmarszałkiem Suworowem mordercą mieszkańców warszawskiej Pragi. Po deskach scenicznych maszerowały pułki jegrów, kozaków, huzarów i biegał tłum w rubaszkach. Główne postacie opery to Kutuzow i Napoleon. Ten pierwszy mądry i szlachetny, wielki strateg. Natomiast jego przeciwnik drżący i słaby, do tego głupi. Widzowie przez kolejne dwie godziny (spektakl trwa cztery) mogli podziwiać wspaniałe rosyjskie wojsko, zdyscyplinowane, idealnie wyszkolone i gotowe do wszelkich poświęceń. Wojsko przeciwnika zapijaczone, banda obdartusów, która nieudolnie próbuje gwałcić Rosjanki i z upodobaniem rozstrzeliwuje rosyjskich patriotów. Oglądając operę nie pojmujemy dlaczego Rosjanie muszą się cofać skoro mogliby bez trudu przepędzić te niedołęgi. Zawłaszcza, że artyści-chłopi nie tylko entuzjastycznie pieśniami zagrzewając artystów-żołnierzy do walki radośnie paląc swoje zapasy żywności, ale sami stawiają opór brudnym napoleońskim wojakom.
Istotną częścią przedstawienia są sceny spalenia Moskwy. Kutuzow nie bronił miasta przed Napoleonem, a gubernator Moskwy zarządził ewakuację ćwierć milionowej ludności.Jednocześnie nakazał podpalenie miasta. A ponieważ zarządził też wypuszczenie z więzień kryminalistów, to w momencie wejścia wojsk francuskich do Moskwy – jako pierwszy wkraczał 10. Regiment Huzarów Polskich płk. Jana Umińskiego – rozlała się fala rabunków i podpaleń. W efekcie zniszczeniu uległo ¾ zabudowy Moskwy. Spłonęły całkowicie 122 cerkwie, pozostałe zostały doszczętnie obrabowane. Z dymem poszedł uniwersytet, biblioteka, teatry. W ogniu zginęło też dwa tysiące rannych żołnierzy rosyjskich, pozostawionych w mieście przez wycofujące się oddziały. Francuzi usiłowali łapać i rozstrzeliwać podpalaczy, ale bez większych efektów.
Na ciemno zaznaczono całkowicie zniszczoną zabudowę Moskwy.
W każdym razie po tych strasznych obrazach fajczącej się Moskwy mamy szczęśliwy finał: armia napoleońska ginie w śniegach.Obejrzymy też scenę rzucania pod nogi Kutuzowa sztandarów francuskich z trefnym hasłem „Wolność, Równość, Braterstwo”. No i wręczenie kwiatów feldmarszałkowi przez dzieci, co interpretowano w Sowietach jako podziękowania Stalinowi za zwycięstwo na Hitlerem. A gdy w operze rosyjski lud wysławia wodza: „Prowadził nas feldmarszałek, prowadził do sprawiedliwej walki o nasz kraj", to wiadomo, że nie o feldmarszałka Kutuzowa chodzi, ale o generalissimusa Stalina.
Przypomnijmy słowa prezes Stasińskiej o spektaklu: „To był rodzaj politycznych pogróżek ze sceny Opery Narodowej. To było stalinowsko-socrealistyczne, szowinistyczne i imperialne przedstawienie.Wybitny polski dyrygent i muzyk Grzegorz Fitelberg nazwał operę "Wojna i Pokój" dziełem komunisty Prokofiewa konsultowanym ze Stalinem.
Na scenie warszawskiego Teatru Wielkiego batalion rosyjskich artystów (600 osób) zaprezentował „Imperialną potęgę Rosji”. „Teatr Maryjski z Sankt Petersburga chciał podkreślić mocarstwowe aspiracje swego kraju, bo raczej nie własną pozycję w świecie nowoczesnej opery” – pisze Jacek Marczyński. Inny krytyk teatralny po obejrzeniu spektaklu zauważa: „Scena warszawskiego Teatru Wielkiego widziała już niejedno. Ale pewne widowiska nie powinny przekraczać granic państwowych.”
Udaje, że tego nie widzi dyrektor Teatru Wielkiego Waldemar Dąbrowski – „Zdecydowałem się na to ogromne i bardzo wymagające przedsięwzięcie, bo chciałem przedstawić Teatr Maryjski w całym wymiarze. To jest teatr wielkich gwiazd, wielkich reżyserów i wspaniałych spektakli. Mamy do czynienia z jedną z pierwszych oper świata i dlatego zależało mi na tym, żeby sprowadzić ją do Warszawy, dać satysfakcję widzom.” Naprawdę widzom?
W innym miejscu Dąbrowski mówi, że dwa lata zabiegał o sprowadzenie tego spektaklu do Warszawy. Przedstawienie miało miejsce w końcu marca br. Skoro dwa lata temu podjęto starania, czyli w 2010 r.; to było przed, czy po locie Tu-154M do Smoleńska?
Dyrektor Teatru Wielkiego podkreśla, że wizyta rosyjskiej opery doszła do skutku dzięki jego przyjaźni z dyrektorem Teatru Maryjskiego i dyrygentem Walerym Giergijewem. Dąbrowski puszy się, że jest zapraszany na rodzinne uroczystości Rosjanina do jego apartamentu i miał okazję podróżowania z nim jego prywatnym samolotem. W którymś momencie pada pytanie jakie związki łączą jego przyjaciela z prezydentem Putinem. Dąbrowski bagatelizuje je mówiąc, że panowie znają się po prostu z czasów, gdy obecny prezydent Rosji był wice merem Petersburga. Tym razem Dąbrowski jest zbyt skromny. W ostatnich wyborach Giergijew znalazł się wśród pięciuset artystów wspierających Putina. Nagrał popierającą Putina reklamówkę. Podkreślał: "Niewłaściwy człowiek na Kremlu oznacza pogrążenie kraju w chaosie". Dał wcześniej dowody jak rozumie putinowski porządek. W 2008 r. z orkiestrą Teatru Maryjskiego, która teraz grała w Warszawie, dał koncert w Cchinwali, stolicy Południowej Osetii, prowincji Gruzji opanowanej przez wojska rosyjskie. Wykonał wówczas m.in. Symfonię "Leningradzką" Szostakowicza, dając do zrozumienia, że, tak jak Leningrad był oblężony przez Niemców, tak podobnie Cchinwali padło ofiarą gruzińskiej agresji. W telewizyjnej transmisji powiedział: "Bez pomocy rosyjskich wojsk byłyby tysiące kolejnych ofiar. Jako Osetyjczyk jestem za tę pomoc wdzięczny mojej wielkiej ojczyźnie, Rosji". Jego gest ostro krytykowano wskazując, że artysta zatracił poczucie proporcji. Sądząc po warszawskim spektaklu „Wojny i Pokoju” tego poczucia proporcji nie odzyskał.
Mamy też obok ideowej jeszcze drugą stronę medalu – finansową. W mediach toczy się dyskusja nad stanem finansowania teatrów w Polsce. Władze centralne i samorządowe obcinają drastycznie budżety teatrów, rezygnuje się z premier, zaczyna zwalniać aktorów. W środowisku teatralnym wzbiera bunt. Tylko Teatr Wielki nie musi oszczędzać. Wspomniana wyżej prezes Stasińska mówi: „Kto zadecydował, żeby ten teatr (Maryjski) przyjechał z takim przedstawieniem i żeby pod patronatem prezydenta Rzeczpospolitej, Bronisława Komorowskiego, wydano trzy miliony złotych na dwa przedstawienia?” Uczestnicząca w programie reżyser Weronika Szczawińska, stwierdziła, że 3 mln zł, to roczny budżet "ważnych scen teatralnych Dolnego Śląska".
Okazuje się też, że wśród kosztów spektaklu ogromna sumę pochłonęła „Obsługa kampanii reklamowej spektaklu ’Wojna i pokój’ prowadzona na nośnikach reklamy zewnętrznej, w tym na przystankach autobusowych i tramwajowych ustawionych przy ulicach o największym natężeniu ruchu pieszego oraz drogowego w ścisłym centrum miasta”. Organizatorzy tego socrealistycznego przedstawienia uzasadniali: „Promocja wyjątkowych spektakli ’Wojna i pokój’ wymaga szczególnego potraktowania ze względu na historyczny charakter wydarzenia. W celu organizacji promocji tak wielkiego wydarzenia, które ma ogromne znaczenie również z punktu widzenia wizerunku Zamawiającego, konieczne jest przeprowadzenie kampanii reklamowej na terenie całej Polski na przynajmniej 300 nośnikach” I w marcu pojawiło się 220 citylightów i 160 billboardów na co wydano prawie 160 tys. zł. Był to dziwny wydatek bowiem nieomal całość biletów rozdano i rozprowadzono wśród tzw. VIP-ów, do sprzedaży trafiły nieliczne bilety błyskawicznie wykupione więc reklamy żadnej nie było trzeba.
VIP-ka zmierzająca na spektakl. Ta dama „mimo dojrzałego wieku (powyżej 35 lat) nie zdecydowała się na macierzyństwo” pochwalił ją „Dziennik”. (Zdjęcie z plejada.pl)
Były też ine wydatki ekstra. Powstaje pytanie w jakim celu zmawiano w lewackim środowisku „Krytyki Politycznej” do programu teksty w formie esejów, w których zresztą nikt nie dostrzegł ideowego wydźwięku spektaklu.
Czujność jest w Polsce wykazywana w innych okolicznościach. Oto w Opolu zgłoszono na listę przebojów piosenkę „Urodziłem się w Polsce”. Lokalny decydent radiowy nie dopuścił jej na antenę twierdząc, że piosenka jest niszowa, szowinistyczna, ksenofobiczna, nacjonalistyczna.
Ojciec Polak, matka Polka
Polskie miasto, polska łąka
Piękna nasza Polska cała
By ta Polska ocalała
Ale jeszcze my żyjemy
Wszystkim wkoło pokażemy
Jak wojować, jak wygrywać
Sprawiedliwie i gorliwie
Urodziłem się w Polsce x4
Noszę dumnie polskie barwy
Jak rycerze, jak żołnierze
Jak potrzeba jestem hardy
Tylko, tylko w Polskę wierzę
Urodziłem się w Polsce x8
Autor tekstu Andrzej Nowak (zespół Złe Psy) mówi w wywiadzie: „Pisałem tę piosenkę z radością i potrzebą podziękowania za to, że jestem Polakiem. Nie mamy się czego wstydzić.”
======================
Jak widzimy są tacy, co wstydzą się polskości, a nie wstydzą propagowania dumy imperialnej innego narodu, oczywiście pod patronatem Komorowskiego i dzięki sponsorom takim jak Orlen, Kulczyk czy PKO BP.