Czy to może jeszcze kogokolwiek dziwić, zaskakiwać? Skandale z udziałem pseudodziennikarzy propagujących kłamstwa, mają poprawić poczytność „Newsweeka”?
Przed południem, w związku z medialną burzą dotyczącą paszkwilu Teresy Torańskiej, zamieszczonego na łamach "Newsweeka", Tomasz Lis udzielił w tv wywiadu telefonicznego. Poinformował w nim, że Teresa Torańska wielokrotnie prosiła Adama Bielana o autoryzację wywiadu. Dziwne, ze Lis nie rozumie tak prostej sytuacji i nie wie, że nie miała ona prawa składać takiej prośby, gdyż wywiadu dla Newsweeka Adam Bielan nigdy jej nie udzielał a więc i nie mógł takowego wywiadu autoryzować. Natomiast żądać, nawet wielokrotnie, by mogła wykorzystać w innym celu rozmowę sprzed roku, to Torańska "se może"! Czyżby wydawało się jej, że kariera w Gazecie Wyborczej daje prawo do traktowania innych ludzi z góry, do robienia co jej się podoba, że jest przyzwoleniem na dowolną manipulację??? Jak widać, Tomasz Lis udzielił odpowiedzi twierdzącej – pomimo że fakty są następujące:
"Jedyne co się zdarzyło to odbyta ponad rok temu rozmowa z panią Teresą Torańską do książki o tragedii smoleńskiej. Pani Torańska poinformowała mnie iż pisze książkę o tej katastrofie i bardzo prosiła o rozmowę. Ponieważ zależy mi na jak najszerszym propagowaniu wiedzy o 10 kwietnia 2010 roku, gdzie zginęła elita państwowa ze śp. prezydentem Lechem Kaczyńskim na czele, zgodziłem się. Zagwarantowano mi pełne prawo autoryzacji moich wypowiedzi, także poznania kontekstu w jakim zostaną umieszczone. Co więcej, pani Torańska przedstawiała projekt książki jako zaawansowany, twierdziła iż uzyskała wypowiedzi także innych obecnych lub byłych polityków PiS.
Co się działo potem?
Przez wiele miesięcy pani Torańska nie odzywała się do mnie. Na początku marca poinformowała mnie, że chce opublikować część tej rozmowy w prasie, a książka ukaże się za trzy lata. Nie zgodziłem się. Nie udzielałem wywiadu prasowego. To sytuacja w której do pana panie redaktorze przyszedłby ktoś z propozycją rozmowy do książki o polskich mediach, a potem stwierdził iż wydrukuje to w tygodniku „NIE”.
Dostał pan jakiś tekst?
Tak, pani Torańska mimo mojej niezgody wysłała mi zapis tej rozmowy. Wtedy o mało nie dostałem zawału. Tekst ma niewiele wspólnego z naszą rozmową i w ogóle niemal nie jest poświęcony tragedii smoleńskiej. Tak zmanipulowanego wywiadu nie widziałem w życiu …"
Tak dwuznaczne zachowanie Teresy Torańskiej musi budzić wątpliwości – głównie co do intencji przeprowadzenia rozmów nt. tragedii smoleńskiej. Widać wyraźnie, że nie o napisanie książki chodziło, ale o zbieranie haków, które będzie można wykorzystać w odpowiednich momentach. I oto teraz nadszedł jeden z takich momentów, czyli druga rocznica tragedii smoleńskiej oraz ewentualny powrót Adama Bielana do PiS-u. Lis i Torańska wymyślili sobie "jak się nie narobić a zarobić" na tym a przy okazji podreperować finanse "Newsweeka". Dlatego zmontowali całą prowokację, licząc na wsparcie, także medialne. I się nie zawiedli. "Dziennikarze" reżimowych mediów pokazali, że nie mają nic przeciwko takim zagrywkom swoich kolegów i koleżanek po fachu. W dzisiejszym autorskim "Przeglądzie prasy" ani gospodarz programu, Konrad Piasecki, ani jego goście (Piotr Najsztub, Sławomir Sierakowski) nie zauważyli niczego złego w postępowaniu Torańskiej i Lisa. Wręcz usiłowali przekonać, że tak właściwie, to nic się nie stało … przecież aż tak źle nie napisano o śp. Prezydencie! A że nie było zgody na publikację w szmatławcu … to wina złego, nieprecyzyjnego prawa prasowego. Podobnie, związku ze zbliżającą się rocznicą tragedii smoleńskiej, także nie zauważyli, jak i typowej w takich momentach oszczerczej propagandy, mającej swe źródła ciągle w tym samym środowisku medialnym a które próbuje kolejny raz rozszerzyć swoją strefę wpływów:
Link do zdjęcia wprowadzającego:
Nie musisz komentować. Wystarczy, że przeczytasz ... i za to Ci również dziękuję.