Czy ceny na wolnym rynku kształtują się na rynku czy w ustawie?
Ponad 7 lat nie jeździłem pociągiem. W zeszłym tygodniu jednak musiałem odebrać z Warszawy samochód i w podróż wybrałem się pociągiem. Byłem bardzo pozytywnie zaskoczony pociągiem. Nie można się było do niczego przyczepić. Jednak strasznie rozczarowałem się taksówką. Jechałem taryfą dwa razy w życiu. Pierwsza była w Sankt Pölten w Austrii, a druga właśnie ostatnio w Warszawie. Zgadnijcie gdzie chciano mnie naciągnąć?
Najpierw opiszę co się się stało, a potem będziemy analizować, bo to pouczająca historia. Siadam na dworcu w taksówkę, która okazała się nie być taksówką tylko przewozem okazjonalnym. Przejechałem 12 km i pan za kierownicą powiedział, że należy się 240 zł. Ja mu mówię, że to kosmiczna cena i takiej nie zapłacę, bo chociaż nie jeżdżę taksówkami, ale ceny rynkowe mniej więcej znam i wiem, kiedy próbuje się mnie naciągnąć.
Następnie Pan mi właśnie powiedział, że to nie taksówka, że ma na szybie przyklejony cennik 20 zł za kilometr i wsiadając zaakceptowałem warunki. Cennik miał wielkość 4×5 cm, na przezroczystej foli czcionką chyba 14 było coś napisane (mam słaby wzrok). Potem wysiadając rzeczywiście przeczytałem i prawdę człowiek mówił, rzeczywiście 20 zł za kilometr. Mówił, że jest to zgodne z ustawą, legalne i na tym polega wolny rynek i jak się nie zgadzam to mogę zadzwonić na policję.
Ja natomiast argumentowałem, że mnie oszukał ukrywając istotne warunki umowy czyli ceny 10 razy większe niż rynkowe. On natomiast z dumą stwierdził, że wszystko jest legalne i jego firma wygrała nie jeden proces i jak mi się coś nie podoba, abym zadzwonił na policję. Powiedziałem, że bardzo chętnie bym zadzwonił, ale nie widzę powodu, bo ja nie zostałem oszukany przez niego, tylko on przeze mnie i to on powinien zadzwonić.
Nie potrafił zrozumieć, że to nie on jest naciągaczem tylko ja, więc mu to wytłumaczyłem. Według jego wersji wsiadając do auta zaakceptowałem warunki transportu. Kiedy on wykonał usługę, ja mu mówię, że dziękuję za transport, ale umówionej kwoty nie zapłacę i do widzenia. Tak najzwyczajniej jakbym zamówił coś w restauracji, zjadł i powiedział właścicielowi, że mu nie zapłacę.To ja go oszukałem nie on mnie.
Ano taki jest wolny rynek, że ludzie albo płacą, albo nie płacą. Mogę nie płacić bo ktoś im źle wykonał usługę, lub nie mają pieniędzy, albo ot tak bez powodu. Nikt przecież nie powiedział, że na wolnym rynku wszyscy wszystkim płacą. I skoro ja przez nieuwagę (według niego) zaakceptowałem cenę, to on przez nieuwagę zaakceptował człowieka, który mu nie zapłaci, a mógł przy wejściu do taksówki wymagać np. zaświadczenia z ZUS o niezaleganiu ze składkami. Tego nie robił, gdyż wierzy, że każdy kto wsiada do taksówki to go na nią stać, tak samo każdy pasażer zakłada, że kierowca nie chce go rąbnąć w majestacie prawa.
Nie przeciągając poprosiłem więc go o wypisanie faktury na te 240 zł, powiedziałem, że akceptuję cenę, ale oświadczyłem, że mu tych pieniędzy i tak nie zapłacę. A jak będzie chciał abym mu je zapłacił to poprosiłem o wezwanie policji, która spisze moje dane osobowe i będzie mógł się ze mną sądzić, tak jak się podaje do sądu ludzi co nie płacą. Z wielką radością przegram proces w dwóch instancjach i nadal mu nie zapłacę. Zrobię to dopiero jak dostanę trzecie wezwanie do zapłaty od komornika o ile ten zdoła prawomocnie mi je dostarczyć. I mało tego, moje postępowanie będzie w 100% według prawa i jak najbardziej wolnorynkowe.
Faktura z danymi oszustów:
www.kamilcebulski.pl/images/fvserock.jpg
Przewóz Osób Żaneta Jabłońska
ul. Warszawska 50
05-140 Serock
Gdyby ktoś Pani Żanecie chciał pogratulować uczciwości to proszę bardzo.
W rezultacie zapłaciłem 70 zł. Dowiedziałem się później, że koledzy za tę samą trasę płacą przeważnie 54-56 zł, więc i tak mnie człowiek na 15 zł naciągnął. Ale gdybym przyjechał taksówką to nie prosiłbym taksiarza o fakturę, a tak na złość poprosiłem (aby mieć jego dane) i wliczę w koszty, więc do tyłu jestem jakieś 7-8 zł. Myślę, że bardzo mała cena za lekcje, jakie można wyciągnąć z tej sytuacji.
Na złość też wysiadając nie zamknąłem drzwi, kierowca się oburzył i zapytał czy mam w domu drzwi. Cóż mogłem odpowiedzieć, wolny rynek przyjacielu, na nim niezadowoleni klienci nie zamykają drzwi Tutaj chyba wolnorynkowa argumentacja kierowcy się skończyła, gdyż zaczął mnie wyzywać i pojechał.
Z całej tej sytuacji warto wyciągnąć kilka lekcji. Po pierwsze nie możemy mieć do czynienia z wolnym rynkiem, jeżeli ustawa o taksówkach definiuje jaka wielkość czcionki musi być na ofercie, aby była ona legalna. Na wolnym rynku dużo więcej osób odmówiłoby zapłaty i kierowca dla swojego własnego dobra informowałby klientów o 10x większej cenie niż rynkowa przed wyjazdem. Teraz o niej nie informuje, bo wie, że jak klienci nie zapłacą to postraszy ich sądem, do czego ma prawo (bo jest ustawa) co do litery i klienci się boją. Żaden sąd oparty na Common Sense nie przyznałby mu racji, bo ewidentnie i rozmyślnie ukrył istotne warunki umowy. Dlatego też kraje wolnorynkowe to kraje oparte na prawie anglosaskim.
Druga lekcja jest taka, że nie warto bać się sądów. Nie urodziłem się dzisiaj i doskonale wiem, że wyegzekwowanie 240 zł należności będzie kosztować przynajmniej 2 tys. złotych. Opłaty sądowe, kilkadziesiąt godzin na wypełnienie pozwów, zbieranie dowodów, zeznania, a w tym czasie można by pracować. A sam system komorniczy jest tak skonstruowany, że aby komornik ruszył ręką będzie trzeba mu zapłacić 500 zł za przyjęcie sprawy i wcale się nie ma pewności, że windykacja mu się uda. Może ktoś z was zna aktualne stawki minimalne komorników. Człowiekowi po prostu nie opłacałaby się droga sądowa, tak też zgodził się na 70 zł. Tak nie powinno być, ale jest i też trzeba się na tym znać zwłaszcza jak się uprawia tak naciągający proceder.
Kolejna lekcja jest taka, że lepiej jest być tym złym. Kiedy pierwszy raz oznajmiłem, że mu nie zapłacę człowiek od razu wyrecytował wyuczoną doświadczeniem regułkę, że jeżeli mi się coś nie podoba to wolny rynek … i mogę iść na policję. Widocznie na ludzi to działa. Tylko wtedy ciężar dowodowy byłby po mojej stronie. To ja musiałbym mu udowodnić, że działa niezgodnie z prawem, a tak nie było. Jeżeli już mam do wyboru to w sądzie wolałbym siedzieć po stronie oszusta, któremu trzeba coś udowodnić.
To tyle na dzisiaj. Na koniec chciałbym poruszyć jeszcze temat Malmy. W Gazecie Wyborczej ukazał się fenomenalny artykuł w zasadzie nie pozostawiający na PeKaO suchej nitki. Oczywiście nie pisany konkretnym językiem jak mój, ale sukces polega na tym, że do Mainstreamu wreszcie przebiła się prawda, gdyż to co wyprawia syndyk można nazwać skurwysyństwem. W artykule opisano mechanizm, a TVP w reportażu pokazała w jakiej sytuacji są niektórzy pracownicy.
Artykuł z GW:
www.kamilcebulski.pl/images/malma-wyborcza.jpg
TVP (4 minuta) :
www.tvp.pl/wroclaw/informacyjne/fakty-/wideo/23022012/6592565
Jeżeli chcielibyście pomóc zajrzyjcie www.malma.com