Smutni poddani Lewiatana
18/03/2012
452 Wyświetlenia
0 Komentarze
23 minut czytania
We wrześniu 2008 roku ujawnił się wielki światowy kryzys gospodarczy, który trwa do dziś, ba spodziewamy się uderzenia ponownego, nie czujemy sie więc pewnie, co nas tylko trochę bardziej smuci niz inne smutki w naszym smutnym świecie
Ten dodatkowy smutek obywateli wynika z lekkiej obawy, że będzie drożej, że ktoś znajomy straci pracę, że to, co się opłacało nagle może przestać się opłacać. To nasze zaledwie lekkie zasmucenie kryzysem wynika z trzech rzeczy:
– nie znamy się na ekonomii, więc nie potrafimy ocenić stopnia zagrożenia,
– nie mamy na nic wpływu,
– jest równoważony przez zaciekawienie sytuacją i podskórną nadzieję, że coś łupnie nareszcie.
Zanim zajmę się odnoszeniem do wymienionych przyczyn chciałbym jednak wytłumaczyć się z przyjętej przeze mnie terminologii typu „trochę bardziej smuci” i „lekkie zasmucenie”. Czyli bardzo stonowanej oceny poziomu pogorszenia się naszego nastroju.
Wynika to z brutalnej prawdy o egzystencji białych ludzi w dzisiejszym świecie: my i bez kryzysów jesteśmy wystarczająco smutni, pogrążeni w marazmie, zgnuśniali i podchodzący bez entuzjazmu do własnego życia. Przytłoczeni pracą i obowiązkami domowymi silimy się tylko na uśmiech. Wychodząc z dzieciństwa tracimy radość poznania i zapał do kreatywności. Świat dorosłych nagle obnaża się przed nam jako kierat funkcjonujący w wąskich ramach i w tempie geometrycznym tracimy złudzenia, co do samodzielności naszych decyzji, możliwości wpływu na naszą rzeczywistość i wartości spontanicznego działania. W tym smutnym i gnuśnym świecie nawet kobiety stały się mniej kobiece, mężczyźni mniej męscy, a dzieci mniej dziecinne od kobiet i mężczyzn.
I nie ma, co się dziwić. Bowiem od kilku pokoleń jesteśmy poddanymi Lewiatana, superpaństwa, które jako pierwszy opisał czołowy myśliciel rewolucji angielskiej Thomas Hobbes w 1651 r. a jego wizję najbardziej spopularyzował reżyser i producent George Lucas w swojej sadze „Gwiezdne Wojny”.
Te trzy przejawy Lewiatana: jako doktryna polityczna, obraz filmowy i ta nasza, behawioralna mają jednakowy wpływ na jego poddanych: pozbawiają ludzi złudzeń, swobody, satysfakcji, radości życia, energii i dobra. Dlatego muszą być przyczyną dogłębnego smutku.
Zacznijmy od samego Filozofa. Długowieczny Hobbes (1588-1979) zaczął swoje rozważania od stwierdzenia, że człowiek wcale nie jest urodzoną społeczną istotą. Co więcej, według niego istniał w historii ludzkości taki czas, gdy homo homini lupusbył (czyli człowiek człowiekowi wilkiem ect.). Ten czas to stan natury, permanentna walka każdego z każdym (bellum omnium contra omnes), brak jakichkolwiek więzi między jednostkami, czas anarchii, absolutnej wolności, gdzie każdy mógł zabić każdego i być przez każdego zabity. W końcu jednostki poczuły się zmęczone tym brakiem stabilizacji i wieczną niepewnością o własny los, o życie i swoje mienie. Postanowiono, zatem powołać państwo. Akt powołania państwa miał nastąpić na mocy umowy społecznej. Ta umowa to był pewien okrutny kompromis, w ramach którego ludzie zrezygnowali z części swoich uprawnień i swojej wolności, na rzecz powołanej przez siebie organizacji państwowej.
Państwo zdaniem Hobbes’a uzyskało możliwość rozkazywania i wymuszania posłuchu, natomiast jednostki otrzymały jednostki – gwarancje życia (nikt nie może nikogo bezkarnie zabić) i gwarancje pewnej nienaruszalności prywatnej własności. TAKIE Państwo jest jak mityczny Lewiatan – ‘pożera’ wszystkie jednostki i trzyma jej w swej mocy. Najważniejsze jednak, że „umowa społeczna” jest ugodą jednorazową, zawartą pomiędzy jednostkami, ale nie z suwerenem (czyli władcą, władzami). Jednostki nie są suwerenem, one na mocy umowy powołują suwerena.
Ta „umowa społeczna” jest nierenegocjowalna, nie można wypowiedzieć posłuszeństwa suwerenowi – zerwanie jej wg Filozofa oznaczałoby powrót do brutalnego stanu natury. Nie jest to, więc umowa, w której władca (pod groźbą sankcji) zobowiązuje się do przestrzegania takich lub innych reguł.
TO WAŻNE
Superpaństwo zwane Lewiatanem, czyli „śmiertelnym bogiem”, jest tworem, w którym wszyscy są czemuś bezwzględnie podporządkowani. Mieni się jako jedyne wyjście podyktowane rozsądkiem, zdecydowanie przeważającym kalkulację na rzecz życia w pokoju i jedności, zamiast swobody złych z natury i głupich jednostkowo ludzi, która mogłaby (Hobbes twierdził nawet, że musi) prowadzić do anarchii.
Ta niepodzielna i niezbywalna władza suwerena trwa wiecznie i wiecznie się rozszerza. Bez znaczenia jest przy tym fakt czy suwerenem jest jednostka (władca) czy zbiorowość (rząd) i jakie osoby aktualnie tego suwerena reprezentują – sami królowie wszak i rządy mogą się zmieniać, nie ma to jednak wpływu na istotę ich urzędu.
To wola suwerena jest jedynym źródłem prawa. Jednostronnie ustala ona sposób zachowania się w społeczeństwie. Obiektywizuje reguły życia społecznego, przesądza praktycznie o wszystkich sprawach, w tym także o kwestiach kościelnych (lepszy katolicyzm czy protestantyzm, wierni czy niewierni).
Owa Władza absolutna należąca do Lewiatana, obejmuje wszystkie dziedziny życia społecznego. Organizacje, zrzeszenia, aktywność gospodarcza i dobrowolne związki obywateli podlegają bezwzględnej reglamentacji.
Jest to bardzo pesymistyczna i cóż „dołująca” wizja dla społeczeństwa, oraz łatwiejsza do zaakceptowania i niebezpiecznie kusząca dla samego władcy. Na szczęście jednak NIE JEDYNA.
W onym okresie powstała równie nowoczesna (a chronologicznie nawet nowocześniejsza) i usystematyzowana doktryna „umowy społecznej” Johna Locke (1632-1704). Ten teolog i filozof pochodzący z zamożnego środowiska kupców i uczonych, zaczął już od innego pojmowania stanu natury.
Dla niego był to czas przedpaństwowy, ale nie przedspołeczny. Istniała wówczas instytucja rodziny, grupy społeczne, własność. Nie było anarchii i wielkich wojen. Jedyna walka, jaka była toczona, to ta między ludźmi a przyrodą. Człowiek kierował się zasadami moralnymi, bo te nie są skutkiem powołania państwa, ale wynikają na naszej natury.
Dlaczego w takim razie powołano państwo? Bo wynaleziono pieniądz, odkryto przyjemność posiadania, gromadzenia i pomnażania dóbr; bo człowiek zaślepiony chciwością zwrócił się przeciwko drugiemu człowiekowi. Umowa społeczna zostaje zawarta, by przywrócić porządek. Jednostki zawierając umowę, zrzekają się tylko części swojej wolności, zachowując gwarancje dla wolności, własności i swobód obywatelskich. Władza państwowa ma, więc charakter ograniczony, utylitarny. Władza realizuje zadania w służbie społeczeństwa, ma prawo wymusić posłuszeństwo (dla dobra jednostek).
Jej celem jest stworzenie ram dla rozwoju życia społecznego.
Jeśli władza nie wywiązuje się ze swoich obowiązków, społeczeństwo ma prawo buntu – następuje zmiana rządu jako takiego (a nie tylko ludzi) z jego kompetencjami, uprawnieniami i organizacją. Państwo w tej wizji nie upada, państwo się konwaliduje – nie grozi powrotu do stanu natury.
TA „umowa społeczna”daje wyraz w poszukiwaniu przez człowieka skuteczniejszych środków ochrony praw własnych, w szczególności bezpieczeństwa, ochrony prawa własności czy wolności. Sensem, zatem umowy społecznej jest ochrona praw naturalnych, których jednostka nie zrzekła się, lecz uzyskuje silniejszą ich obronę, następującą w zorganizowanej społeczności ze strony władzy publicznej.
Umowa o powstaniu państwa, zdaniem Locke’a, w założeniu opiera się na swoistej konstrukcji powierzania rządowi pełnomocnictw na zasadzie powiernictwa. Państwo uzyskuje na podstawie umowy społecznej zasadniczą kompetencję represjonowania ludzi naruszających prawa natury.
Państwo ani jego władca nie są bynajmniej jedynym źródłem prawa.Na przykład Prawo własnościstanowi, w przekonaniu Locke’a, niepodważalny i niczym nie naruszony kanon organizacji życia człowieka. Pochodzi od Boga i jest w najgłębszy sposób zapisane i wkomponowane w naturę ludzką. Prawo własności gwarantuje swobodne dysponowanie majątkiem, zabezpieczając wolność działania, i to nie tylko w sferze czysto ekonomicznej czy gospodarczej; z drugiej zaś strony stanowi barierę określającą działania innych wobec właściciela.
Przy tym Państwo Locke’a jest tolerancyjne (w źródłowym znaczeniu tego słowa).
Ta zasada została w fundamentalny sposób sformułowana w „Liście o tolerancji”, sprowadzając się do postulatu oddzielenia Kościoła od państwa.
Locke opowiada się za niezależnością i autonomicznością wszystkich wyznań, będącą gwarancją swobodnego uprawiania kultów religijnych. Zasada tolerancji nie posiada jednak u Locke’a wymiaru bezwzględnie powszechnego. Należy ją uchylić względem ludzi niewierzących, ponieważ nie posiadają oni jakiegoś trwalszego systemu wartości moralnych.
Lucas fiction?
Sześciofilm „Gwiezdne Wojny” najbardziej wyraziście upowszechnił wizję konfliktu pomiędzy jednym i drugim pojmowaniem państwa. Zwizualizował to, co przecież czujemy przez skórę oraz coraz częściej, niestety, odczuwamy na własnej skórze.
Państwo Hobbes’a, Lewiatan pożerający kolejne światy i prawa to wszak mroczne „Imperium” rządzone przez okrutnego Cesarza Sidiousa będącego autentycznym „Śmiertelnym Bogiem” i jego prawą rękę, zasapanego Dartha Vadera.
Państwo Locke’a to utracona Republika, na której straży stali honorowi i bez skazy Rycerze Jedi.
Obywatele Imperium są pozbawioną wpływu na prawa smutną i tragiczną masą ludzką. Należy ją wiecznie kontrolować by nie doszło do rebelii, a każdą jednostkę może Władca w każdej chwili dowolnie skontrolować, wcielić do wojska, pozbawić majątku, uwięzić lub bezkarnie zabić (np. poprzez telekinetyczne duszenie). Dlatego też odczuwalny jest marazm, zwątpienie i przytłoczenie rzeczywistością (zaraz, zaraz czy już wcześniej o czymś takim nie mówiliśmy?)
Obywatele Republiki to ludzie otwarci, pełni życia, radości i zapału do działań. Każdy, nawet pocieszny uszatek Jar Jar Bings z mokradeł odległej planety Naboo może mieć wpływ na organizację swojego świata. Może osiągnąć sukces, spełniać marzenia i emanować energią, ponieważ ramy jego rzeczywistości nie są ciasne, gdyż Państwu zależy na aktywności obywateli i tworzeniu dobrych wzorców. Dzięki temu właśnie się doskonali i rozwija.
Ktoś powie: dobre sobie, film SF i tyle, co to ma wspólnego z naszym szarym życiem?
W USA, Polsce, Francji czy Czechach nie ma przecież totalitaryzmów w stylu Lucas’owskiej „ciemnej strony mocy”.
Czyżby? Polecam, zatem analizę procesu, dzięki któremu pogodna Republika przemieniła się w mroczne Imperium. Dodam: „procesu demokratycznego”. W jego wyniku, dzięki sprytnym i podstępnym manipulacji „złych ludzi” krok za krokiem, niezauważalnie dla obywateli, powstał Lewiatan z owymi „Złymi” na czele. Przy czym te zmyślne intrygi doprowadzające do coraz większej kontroli władcy nad państwem i państwa nad obywatelem (poprzez zwiększanie uprawnień władzy przy zmniejszaniu jej odpowiedzialności za błędy lub złą wolę oraz zmniejszaniu swobody jednostek) były ZAWSZE uzasadniana nadzwyczajnymi okolicznościami, koniecznością wyjścia z kryzysu lub dbałością o dobro społeczeństwa. Znamienne są konsekwencje, gdy społeczeństwo usypia swoją czujność i daje doprowadzić się do smutnego letargu: Kajdany albo Wojna.
Czyż nie obserwujemy tego i u nas? Nie tylko w sposób spektakularny naszej historii (hitleryzm, komunizm) – ale Tu i Teraz, w Polsce, Europie, na Świecie? Czy nie akceptujemy milcząco kolejnego „koniecznego” rozrostu państwa z powodu kolejnego kryzysu (teraz gospodarczego, ale przecież trwa kryzys związany z tzw. „ocieplaniem klimatu” czy „terroryzmem”)? Czy nie obserwujemy biernie wkraczania regulacji prawnych w coraz bardziej osobiste, a nawet intymne, sfery życia? Czy wielki brat/siostra nie zagląda nam przez okno?
Czy potrafimy sobie wyobrazić, że zmieniamy pracodawcę z dnia na dzień gdyż dostaliśmy lepszą ofertę lub dotychczasowy przestał się starać? Nie, bo mamy „prawo pracy” i określone w nim okresy wypowiedzenia. Przyzwyczailiśmy się i poddaliśmy. Że pracodawca mógłby też nas zmienić? No to co, przy otwartym rynku pracy będąc profesjonalistami szybko byśmy znaleźli nową, a profesjonalistami byśmy byli z pewnością – kwestia większej motywacji. Pracodawca też nie jest głupi: czy my chetnie zmieniamy ulubiony i sprawdzony sklep rzeźniczy na inny?
Czy dziwimy się, że nikt oprócz banków i parabanków nie oferuje teraz pożyczek dla potrzebujących, a poza bankiem nie można kupić akcji przedsiębiorstwa na rynku publicznym? Skąd. A przecież jeszcze 3 pokolenia temu na Nalewkach w Warszawie stali żydzi i skupywali weksle oraz papiery dłużne i akcje spółek wystawiane na okaziciela. Dziś obieg wekslowy zaginął bez wieści a prawa wekslowego nawet sądy nie potrafią stosować.
Czy buntujemy się, że nie możemy zacząć z dnia na dzień uruchomić produkcji parasoli, bo deszcze mają być przez 3 tygodnie? A gdzie tam, wiemy, że to tylko niepotrzebna strata energii, bo zanim spełnimy wszystkie formalności urzędowo-podatkowo-zusowsko-bankowe to skończą się deszcze i zaczną śniegi (a na podwórku, co najwyżej stanie bałwan z naszą podobizną).
Czy gnębi nas, że nie opłaca się podjąć nauki na notariusza lub adwokata, bo nie mamy stryjka, który by nam umożliwił wykonywanie zawodu? Ale nic nie mówimy, „bo tak po prostu jest”.
Czy nie krzywimy się jak słyszymy kolejne kłamstwa polityków? Krzywimy! Ale mamy świadomość, że nikt się nami nie przejmie a sami, choć wykształceni i młodzi, ale bez pieniędzy i „zaplecza” nie mamy szans by zrobić coś dobrego. A poza tym, na wdrożenie większości pomysłów (choćby nie wiem jak świetnych) nie pozwala nam drobiazgowe i wszędobylskie prawo.
Prawo, które daje uprawnienie do łojenie nas z dobra na każdym kroku, które karze aktywnego podatkami i ryzykami narastającymi nad nim i cała rodziną w tempie wykładniczym, i które stanowi, że nie jest właścicielem domu ten, co go kupił i za niego zapłacił, jeżeli nie dopilnuje, że zostanie to zarejestrowane w jakiejś księdze (a w „księdze” zwanej szumnie „wieczystą” nie rejestruje on, lecz sąd).
A teraz odpowiedzcie sobie drodzy czytelnicy: czy nie zostaliśmy po cichu, podskórnie, tylnymi drzwiami i krok po kroku pozbawieni czasem orientacji, co jest dobre a co złe, co właściwe a co niepożądane, co nam służy a co szkodzi?
Czy nie zostaliśmy przekonani, że prawodawcy, urzędnicy i finansiści wiedzą lepiej, co dla nas dobre?
Czy nie pogodziliśmy się z ich bezkarnością i brakiem odpowiedzialności za pomyłki naszym kosztem, błędy, przestępstwa i zbrodnie?
Czy nam się jeszcze coś chce oprócz seksu? – (to dobry przykład możliwej aktywności człowieka tam, gdzie ma jeszcze szansę podejmować decyzję swobodnie i być panem sytuacji).
Czy nie odczuwamy, iż coraz więcej spraw rozstrzyga się bez naszej wiedzy i zgody a mechanizmy ich są coraz bardziej dla nas niezrozumiałe?
Czy nie zobojętnieliśmy na kolejne kryzysy, zapaści, konflikty, jawne niesprawiedliwości i trwonienie naszych podatków?
Czy ten proces nie narasta? – pytanie retoryczne.
Czy nasza Władza stosuje się, choć w części jeszcze do zasad uczciwości wg Locke’a czy już po prostu zagarnia prawem Hobbes’a coraz dalsze dziedziny życia?
Czy wiecie już jaka jest podstawowa różnica między LEWICĄ a PRAWICĄ?
No i ostania kwestia: GDZIEŚ TAM ZUPEŁNIE NIEDAWNO W NIEODLEGŁEJ ISLANDII obywatele rozpoczęli proces odwrotny, niż ten który nas dotyka, tam poprawiło sie od razu, dlaczego nie możemy tego zrobić u siebie, a jeśli możemy to dlaczego nie robimy?
Takich pytań jest całe mrowie – tyle ile macek Lewiatana. Ale zadam jeszcze jedno:
CZY JUŻ WIECIE DLACZEGO JESTEŚCIE SMUTNI, DLACZEGO ŹLI I ZDENERWOWANI WSTAJECIE RANO,
A POPOŁUDNIEM SFRUSTROWANI WRACACIE Z ROBOTY DO DOMU??
Bo do mnie to jakiś czas temu dotarło (dokładnie 4 lata temu).
Ale mam nadzieję, że w końcu Locke wygra z Hobbesem, a ten cały pierdolnik nareszcie, faktycznie ŁUPNIE!