Przekręt robiony jest w sposób bezczelny i polega na sztucznym zadłużaniu ofiary, w celu przejęcia majątku. Złodziejski proceder prowadzony jest za wiedzą organów „demokratycznej” władzy, ministerstwa sprawiedliwości i Trybunału Konstytucyjnego.
Kilka tygodni temu pisałem o kradzieży polskiej własności w majestacie „prawa”, prawa stanowionego i wykorzystywanego przez oszustów. Przekręt, którego doświadczyłem jest robiony w sposób bezczelny. W skrócie polega on na zasądzaniu arbitralnie wysokiej sumy pieniędzy aby sztucznie zadłużyć ofiarę i za dług przejąć majątek. Dla uwiarygodnienia sprawy preparuje się oskarżenia natury karnej. Szczegóły są w moim artykule „Numer na bitą żonę”.
Z dowodów jakie zdołałem zebrać ów złodziejski proceder jest prowadzony za pełną wiedzą organów mafijnej władzy. O wszystkim był bowiem pisemnie informowany Minister „Sprawiedliwości” i Trybunał Konstytucyjny, było też informowane Centralne Biuro Antykorupcyjne. O oszustwach tzw. sądów
mówiłem publicznie w zeszłym roku w Sejmie do rzeszy urzędników wymiaru. Pozostało to wszystko bez echa. Jak widać złodziejstwa są dla tych ludzi chlebem powszednim, co najwyżej niektórzy z nich bywają zdziwieni, że ktoś odważa się mówić o tym publicznie.
Przechodząc jednak do konkretów, to pod koniec lutego w sądzie Warszawa-Śródmieście miała się odbyć licytacja mieszkania, przedmiotu oszustwa. Jak się okazało „niezawisły”, „wysoki” sąd nie zadał sobie trudu żeby przeczytać akta sprawy i zrozumieć tło całej historii. A dowiedziałby się, że postanowienie Sądu Okręgowego w Warszawie będące podstawą licytacji, było wydane na rozprawie, której nigdy nie było, że w aktach sądowych istnieją dwie wersje tego postanowienia, w tym jedna bez żadnych zobowiązań finansowych, że klauzula natychmiastowej wykonalności, która sama w sobie jest przekrętem, była nadana jeszcze przed postanowieniem. Po prostu, jak w każdym oszustwie, jest prawie nie sposób nie popełnić błędów.
Nie dość że w kwestiach „formalnych” oszustwo było niedoskonałe, to na wszelki wypadek jeszcze licytacja była ustawiona. W sądzie pojawiła się ekipa Nowego Ekranu – Andrzej Słonawski, Carcinka i niżej podpisany. Byliśmy świadkami negocjacji w sprawie składania ofert tak, aby mieszkanie przeszło we właściwe ręce za możliwie niską sumę. Gdy zorientowano się kim jesteśmy i że manipulacje były rejestrowane, jeden z licytantów zaatakował Carcinkę z kamerą. Wskutek obecności policji nie doszło do poważniejszego incydentu, pokazuje to jednak do czego ci ludzie są zdolni.
Przed licytacją rozdałem ulotki z informacją o stanie faktycznym, żeby uczestnicy imprezy nie mieli wymówki, że nie wiedzieli, że kupują od złodzieja.
Efekt był taki, że sędzia prowadząca sprawę zarządziła 10 minut przerwy w celu uzasadnienia odmowy pozwolenia filmowania licytacji. Przerwa przeciągnęła się do półtorej godziny, po czym złodziejski proceder odroczono w celu wyjaśnienia „wątpliwości natury formalnej”. Komornik Moryc zaś, tak wcześniej pewny siebie, odszedł tym razem bez łupu.
Poniżej zamieszczamy film nakręcony przez Carcinkę.
Bogdan Goczyński