Prezesie – musisz! Czarnecki balonem, ZZ spryciarzem, PJN szansą
06/03/2012
438 Wyświetlenia
0 Komentarze
6 minut czytania
Dużo zamieszania zrobiła ostatnio deklaracja Jarosława Kaczyńskiego, że nie zamierza kandydować na prezydenta.
Bezwzględnie i szybko wykorzystał to Zbyszek Ziobro i zadeklarował, że w takim wypadku on, jako reprezentant prawicy, będzie musiał wziąć na siebie ten niewdzięczny obowiązek i wystartować przeciwko kandydatowi PO. Zizole bardzo sprytnie złapali prezesa na wyraźnym błędzie i od razu zmusili go do powolnego wycofywania się ze swojej deklaracji. Gdyby bowiem naprawdę Kaczyński zrezygnował ze startu w 2015 roku, to ZZ miałby duże szanse na zbliżenie się do wyniku uzyskanego przez substytuta JK (kimkolwiek by on był). W takim przypadku dobry wynik ZZ-eta dałby jego partii dobrą okazję do niezłego wyniku w wyborach parlamentarnych (które nastąpią w 3 miesiące po elekcji prezydenckiej) i pogłębiłby kryzys w PiS. Trzeba przyznać, że Kura i koledzy sprytnie złapali prezesa na ewidentnej wpadce i szybko z niej skorzystali (trochę się – co prawda – przy okazji ośmieszając, bo Zbyszek wyszedł na drugiego, obok Palikota, gorliwca w chęci bycia głową państwa – bo tylko tych dwóch polityków już oficjalnie zgłosiło swoją wolę startu w elekcji prezydenckiej).
Jaka była na to reakcja na Nowogrodzkiej? Na początku milczenie i zaskoczenie. No bo kto niby miał powiedzieć szefowi, ze narobił bigosu swojej partii? Chyba jednak JK w końcu sam się zorientował, że został trafiony w splot słoneczny i wydelegował Rysia Czarneckiego, który wczoraj zadeklarował, że jednak chyba prezes wystartuje w wyborach prezydenckich. Używał zresztą przy tej okazji kuriozalnych argumentów i chociażby z tego powodu warto przeczytać jego wpis w oryginale
Na szczególną uwagę zasługują fragmenty mówiące o tym, dlaczego prezes się jednak ugnie. Otóż okazuje się, że to w wyniku "pielgrzymek działaczy PiS" oraz "próśb, a czasami wręcz żądań". Strasznie mnie rozbawiła ta argumentacja i miałem w trakcie czytania nagły atak śmiechu. Serio. Bo wyobraziłem sobie, jak prezes siedzi w swoim fotelu, a tu nagle wpada Hofman i Poręba i proszą, a nawet żądają od niego, by kandydował. Kaczyński się opiera, ale Hofman i Poręba nie ustępują, napierają, przyciskają szefa do fotela. Prezes się cofa, ale wciąż nie ustępuje. Wtedy przyjmują inną taktykę, opisaną przez Ryśka – zaczynają pielgrzymować. Na moment wychodzą, ale za chwilę wczołgują się i – pełzając – docierają do stóp prezesa. Zdzierają z siebie ubranie, zawodzą, szarpią się za włosy! Hofman krzyczy w amoku – "Mistrzu, musisz! Jak nie, to przebiję się tą oto brylantową szpilką i wszystko ze mnie ujdzie!". Poręba mu wtóruje i wyje – "Prezesie, bez Ciebie jestem nikim. Ludzie się ze mnie śmieją, ale wszystko zniesem (to trudno – tak mi się to widzi, przyp. MM), bylebyś jeno wystartował". Po taki dictum szef PiS wstaje, podnosi obu zawodzących chłopaków i mówi do Brudzińskiego, który wszystko to obserwuje zza drzwi (szafy – oczywiście, w której jest zawsze ukryty): "Achim, dawaj tu Rysia. Niech napisze na glogu (znowu trudno, ale taką mam wizję – MM), że pod wpływem ludu zmieniałem swoją decyzję i jednak wystartuję w wyborach prezydenckich".
A teraz serio – wpadka JK została szybko wykorzystana przez ZZ. JK nie miał innego wyjścia, jak zacząć się wycofywać rakiem ze swojej deklaracji (od razu zauważył taką konieczność na przykład dr Norbert Maliszewski). Wczorajszy wpis RC był pierwszym balonem sprawdzającym. Sprawdzającym reakcję społeczną. Wyszło pozytywnie – nikt nie zauważył, że prezes po raz kolejny zmieni zdanie. I to mnie cieszy. Nie to, że prezes zmieni zdanie (bo o to nie dbam), ale to, że jego reakcja na posunięcie ZZ była prawie natychmiastowa i taka, jakiej oczekiwałem. Bo to oznacza, że przez najbliższe lata JK całą swoją uwagę skupi na uśmiercaniu "Solidarnych". Ich los jest mi obojętny, ale to gwarantuje, że PiS będzie zazdrośnie strzec prawej flanki, czyli robić to, co jest starą obsesją prezesa (nie pozwolić wyrosnąć tam jakiejkolwiek konkurencji). To daje nam, PJN-owi, trochę więcej tlenu. Przy spadających notowaniach PO (co zacząłem przewidywać na kilka tygodni przed tym, jak naprawdę notowania tej partii zaczęły lecieć na łeb, na szyję) i przy PiS przesuwającym się na prawo, robi się trochę więcej miejsca dla nas. Czy wykorzystamy tę szansę? To już inna sprawa. Ale czas nam sprzyja! Upadek PO, powstanie SP i uwięzienie PiS na prawej flance – też!