Oto rozdrapują się rany sprzed 30 lat, Zjednoczone Królestwo nie odczuło ich za nadto już wtedy, ale o Argentynie nie mogę powiedzieć, że jej rany goją się jak na psie. Historia się powtarza, po stronie argentyńskiej wręcz słowo w słowo.
Znowu krajem rządzą ludzie, którym wygodnie na stołkach, a nie mają pomysłu na rządzenie, kraj znowu ma kłopoty z ekonomią, tylko ludzie jakoś mniej wrogo nastawieni do władzy, ale to kwestia czasu.
Moim zdaniem zaczęła Argentyna ratyfikując niezależność Falklandów i dalszymi poczynaniami pani prezydent de Kirchner. Jeszcze w zeszłym roku zaproponowała blokadę przestrzeni powietrznej jej kraju dla połączenia relacji Falklandy – Chile, na co Chilijczycy mieszkający na Falklandach odpowiedzieli protestem. Trudno im się dziwić – odbywające się raz w tygodniu loty do Punta Arenas to ich jedyne połączenie z kontynentem (droga morska odpada, ponieważ Argentyńskie porty już nie przyjmują statków z banderą falklandzką lub brytyjską). Nie dawno pani de Kirchner zmieniła swój pogląd na tę sprawę i zaproponowała Brytyjczykom zwiększenie częstotliwości lotów na kontynent do trzech tygodniowo.
Kolejnym prztyczkiem w nos, a właściwie policzkiem była sugestia argentyńskich władz do szefów firm działających w Argentynie, aby kupowali mniej brytyjskich towarów. Oczywiście najpewniej tego nie zrobią – gdyby to się opłacało, to już by to dawno zrobili, nie zrobili, więc się nie opłaca. Brytyjczycy nie pozostają dłużni i już mruczą pod nosem o wstrzymaniu subwencyj dla Argentyny, które wypłaca Unia Europejska – brytyjska składka to 9 milionów funtów (całość to 64 miliony).
Jak już jesteśmy przy finansach, to pani de Kirchner zwróciła się do parlamentu z prośbą o zgodę na skorzystanie z rezerw banku centralnego do wykorzystania na „bieżące potrzeby”. Tymi bieżącymi potrzebami ma być spłata części zadłużenia i oczywiście dalsze licytowanie się ze Zjednoczynym Królestwem na przytyczki w nos. W praktyce, cokolwiek się nie stanie z tymi pieniędzmi, z pewnością podbiją one inflację, która i tak jest wysoka (dla przykładu: cena mleka podwoiła się w ciągu kilku lat).
Oczywiście sprawą zajmuje się ONZ, które ma przeanalizować wydaną w 1960 roku Deklaracje w Sprawie Przyznania Niepodległości Krajom i Narodom Kolonialnym. Zdecydowałem się zajrzeć do tego dokumentu, który szczęśliwie nie jest długi i po zaznaniu się z jego treścią mogę wskazać na punkty 3 i 5, które według mojej interpretacji powinny „z automatu” uniezależnić od rządu w Londynie brytyjskie posiadłości. Z drugiej strony, o ile się nie mylę Falklandy przed odkryciem przez Europejczyków były ziemiami niczyimi – bez żadnego narodu, który byłby pozbawiony swojego państwa, więc nie wiem, czy ten dokument dotyczy Falklandów, ale niech się głowią nad tym ludzie z ONZ.
Argentyńczycy są oczywiście zaniepokojeni sytuacją, co jest widoczne na Facebook’u, gdzie jedni wstawiają zdjęcia, płonących brytyjskich chorągiewek z podpisem „Rodzice nauczyli mnie szanować mój kraj”, a inni piszą, że herbata jest z Wielkiej Brytanii, więc szanują inny kraj. Na wojnę się nie zanosi, konflikt ma odciągnąć uwagę Argentyńczyków od problemów, które mają u siebie, a nie zaangażować ich w inny problem, chociaż, jeśli pani de Kirchner nie uzyska możliwości ubiegania się o trzecią kadencję, to będzie jej już wszystko jedno. Póki co mówi, że ma dość problemów u siebie, ale wiadomo jak to jest ze słowami polityków…
Artykuł pochodzi z mojego bloga (niedawno zmieniony adres): wachmistrz2012.blogspot.com