Stadion Narodowy czyli ciasto z zakalcami
01/03/2012
428 Wyświetlenia
0 Komentarze
3 minut czytania
Oglądałem właśnie mecz Polska- Portugalia, będący inauguracją Stadionu Narodowego w Warszawie. Tą inauguracją miał być początkowo inny mecz: Polska- Niemcy. Odbył się, owszem, ale w Gdańsku.
Oglądałem właśnie mecz Polska- Portugalia, będący inauguracją Stadionu Narodowego w Warszawie. Tą inauguracją miał być początkowo inny mecz: Polska- Niemcy. Odbył się, owszem, ale w Gdańsku. Miała być walka Adamek–Kliczko. No i była – lecz we Wrocławiu. Miały być skoki motocyklistów – w ogóle się nie odbyły. Tak jak tegoroczna inauguracja: czyli Superpuchar. No i w końcu, z ekstrapoślizgiem, JEEEST… . Oczywiście masę wypowiedzi, że ważne, iż szklanka do połowy pełna, a nie, że w połowie pusta. I za malkontenctwo i krytykanctwo uważane jest dziś przypominanie tylko o tych zawalonych terminach i niespełnionych obietnicach. Niespełnionych, bo pustych. Dziś słychać głównie nowe, naczelne hasło ekipy Tuska: cieszmy się z tego, co jest. Gdyby nie EURO 2012 i tak byśmy nawet tego nie mieli… Cóż, prawda – podziękowanie dla rządu PiS.
Tyle, żeby zamiast minimalistycznie zachwycać się nad jednym z najdroższych stadionów w Europie (dodatkowo weźmy pod uwagę wartość gruntów, na których został zbudowany – większość stadionów na świecie budowana jest nie w centrum miasta, tylko na jego obrzeżach, a u nas odwrotnie…), trzeba powiedzieć o dwóch istotnych mankamentach:
1. Stadion jest o co najmniej 3000 krzesełek za mały, a przez to, Polska nie może ubiegać się o np. finał Ligii Mistrzów czy Ligii Europejskiej. Co szkodziło komu, aby zamiast stadionu na 57 000, zrobić stadion na 60 000 widzów?
2. Stadion nie ma wysuwanej (i chowanej) bieżni lekkoatletycznej, co umożliwia organizowanie na nim Mistrzostw Świata i Europy w lekkiej atletyce, a także meetingów z cyklu Golden League. Słowem: szkoda, że nie jest to stadion wielofunkcyjny. Gdyby był, w znacznie większym stopniu zarabiałby na siebie.
Stąd ciasto o nazwie „Stadion Narodowy”. A oto jestem, ma kilka zakalców. Ale Tuskowi i Musze smakuje. Trochę mniej smakował wczoraj kibicom, którzy musieli prosić się, aby wejść przez jedynie dwie bramy, które miały przepuścić w krótkim czasie ponad 50 000 ludzi (chociaż VIP–y miały własną – trzecią, więc pewnie problemu nie dostrzegli).