Spotkanie Tulambi (1/4)
23/02/2012
373 Wyświetlenia
0 Komentarze
9 minut czytania
OKOLICE ANTROPOLOGII (01). Czy są jeszcze na świecie ludzie z epoki kamiennej, którzy nigdy nie widzieli białego człowieka? Przedstawiam pierwszy odcinek dokumentalnego filmu ze spotkania takiego plemienia.
Nowa Gwinea to największa po Grenlandii wyspa na świecie. Ma powierzchnię ponad 2x większą od Hiszpanii i kształt jakby prehistorycznego gada. Podzielona jest równo niemal na pół: zachodnia część gada wraz z głową należy do Indonezji, wschodnia z ogonem i przyległymi wyspami stanowi niezależne państwo Papua Nowa Gwinea (PNG) ze stolicą w Port Moresby.
Kręgosłup gada przebiegający przez cały środek ogromnej wyspy od wschodu do zachodu stanowi pasmo wysokich i rozległych gór porośniętych aż po szczyty gęstym tropikalnym lasem deszczowym. Od niepamiętnych czasów tamtejsze plemiona papuaskie żyją w zupełnej wzajemnej izolacji, zwłaszcza w górach, zwykle nie przekraczając naturalnych granic rzek i strumieni, aby uniknąć zadawnionych wojen i zemsty. Często mieszkają w warownych wioskach na szczytach gór, za osłoną przemyślnych pułapek na leśnych ścieżkach, co przypomina zaminowane granice w wielu rejonach współczesnych konfliktów. To częściowo wyjaśnia dlaczego tylko 4 mln Papuasów mówi aż 700 językami i dialektami. Zdarza się jeszcze obecnie odkrywać plemiona, które dotąd nigdy nie miały kontaktu ze światem zewnętrznym. Jednym z nich ma być nieznane dotąd plemię Tulambi, o których doniesiono z serca Gór Hagena. Belgijski etnograf i antropolog Jean-Pierre Dutilleux postanawia zweryfikować tę wiadomość osobiście. Przybywa helikopterem do wioski górskiego plemienia Uja-Uja, stosunkowo wysoko ucywilizowanego ale jeszcze do niedawna uwikłanego w typowe dla tych gór konflikty z sąsiadami. Tereny plemion górskich są wciąż uznawane przez rząd w Port Moresby za strefę tlącej się wojny i waśni plemiennych. Z wioski Uja-Uja wyprawa wynajmuje przewodnika i tragarzy, którzy mają doprowadzić belgijskiego badacza do krainy Tulambi. To właśnie Uja-Uja jako pierwsi dowiedzieli się o istnieniu Tulambich i weszli z nimi w kontakt. Jeśli to prawda, to Tulambi byliby żyjącym reliktem epoki kamiennej. Wyprawa ma zapasy na trzy tygodnie. Jest początek pory deszczowej.
Jean-Pierre Dutilleux (JPD) jest etnografem, który poświęcił się sprawie ratowania i ochrony ostatnich, najbardziej pierwotnych ludów natury na ziemi. W tej okolicy większość plemion dżungli nawiązała kontakt z białymi w czasie gorączki złota w latach 1930-ych. Do tego czasu ich sposób życia trwał bez zmian przez tysiące lat i nie różnił się od epoki kamiennej. Biali byli uważani za bogów lub duchy przodków, które przybyły z krainy umarłych. Po poszukiwaczach złota do wiosek górskich przybyli misjonarze, przynosząc ze sobą nowe idee, narzędzia i lekarstwa. Misjom niechętny jest jednak ostatnio rząd w Pt. Moresby, który chce aby plemiona pozostawiono w spokoju. Wiele plemion odczuło to bowiem jako nieznośna presję, przed którą wiele wiosek przeniosło się głębiej do dżungli. Powrócili tam do stanu pierwotnego i do swych wierzeń. Co jakiś czas odkrywa się takie „powtórnie zdziczałe” plemię i ogłasza światu jego odkrycie jako dotąd zupełnie nieznanego. To właśnie chce wykluczyć JPD. Do niedawna Uja-Uja wiedzieli o Tulambich tylko z dawnych legend i mitów. Ale niedawno wójt wioski Uja-Uja, niejaki Waway znalazł zbłąkane dziecko Tulambi nad rzeką, która stanowi granicę ich terytorium. Odprowadził je do wioski w lesie i wtedy nastąpił kontakt z bardzo już nieliczną grupą, silnie przetrzebioną przez malarię. Posługują się narzędziami z kamienia i nigdy ponoć nie mieli kontaktu z zewnętrznym światem. Waway prowadzi wyprawę.
Wyprawa przedziera się przez coraz gęściejszą dżunglę, stopy JPD atakują pijawki, opada ich dokuczliwe robactwo, nocami część tragarzy ucieka. JPD który od wielu lat podróżuje do plemion w najbardziej zapadłych zakątkach świata, uważa że dżungla Amazonii w porównaniu z górami Nowej Gwinei to dziecinne przedszkole. Wreszcie po czterech dniach docierają do rzeki, nad którą Waway znalazł dziecko Tulambich. Jest to zadziwiająco duża i wartka rzeka, wezbrana po pierwszych obfitych opadach pory deszczowej. Przerzucają przez nią pień drzewa jako most i Waway przechodzi na terytorium Tulambich, aby ich spotkać i zachęcić do przyjścia nad rzekę. Wabikiem ma być informacja, że dostaną leki na malarię, która ich osłabia i dziesiątkuje. Reszta wyprawy czeka. Mijają dni, stale pada deszcz, zapasy żywności topnieją.
Waway wraca po trzech dniach. Spotkał tylko niewielu Tulambi, którzy zostali w międzyczasie zaatakowani przez inne plemię, przez co są bardzo nieufni i czujni. Namówił jednak małą grupkę do kontaktu i spodziewa się że wkrótce przyjdą. Na drugi dzień po drugiej stronie rzeki pojawiają się grupka: dwaj mężczyźni, jacyś chłopcy, kilka kobiet z dziećmi. Dwóch dorosłych mężczyzn i wyrostek ruszają na spotkanie JPD. Są uzbrojeni, zachowują się niezwykle nieufnie, wielokrotnie wchodzą na pień i cofają się, czujnie mierząc z łuków. Nigdy przedtem nie widzieli białego człowieka, uważają go za ducha z krainy przodków. JPD przyjaźnie rozkłada ręce, pokazuje że nie ma broni, wyciąga ku nim torebki z lekami gestem oferowania prezentu. Widać, że przybyszami miotają sprzeczne uczucia i przeżywają wielki stres. Poruszają się niepewnie, krok w tył, dwa kroki w przód. W pewnej chwili machając prezentami ku gościom JPD pośliznął się na mokrym pniu, stracił równowagę i przewrócił się na moment. Wydaje się, że to ośmieliło tubylców: bogowie i duchy raczej nie upadają. Podchodzą bliżej, ale napięcie wzrasta: JPD czuje ich pokusę, aby strzałą z łuku sprawdzić, czy biały ma zwykłe ciało z krwią w środku, czy może jest raczej duchem. Pierwszy z nich próbuje odstraszyć go krzykami i machaniem topora na długim trzonku. Wreszcie wszyscy rezygnują i cofają się za rzekę.
Tam następuje przegrupowanie. Mężczyźni każą kobietom odejść dalej i ukryć się a na spotkanie rusza ten sam oddział powiększony o jeszcze jednego wyrostka. Za nimi dwa chude, nieduże psy. Tym razem ich determinacja wydaje się większa. JPD znowu unosi prezenty. (cdn.)
Bogusław Jeznach