Czas Karłów odc. 24 – Alternatywa, czyli Nie dla UE …
21/02/2012
432 Wyświetlenia
0 Komentarze
25 minut czytania
Tu mieliśmy skuteczność 100 procentową. Zarówno AWS jak i UW nie uzyskało ani jednego mandatu. I już nigdy się nie podniosły. Zneutralizowaliśmy te dwa bardzo nieodpowiedzialne politycznie i szkodliwe gospodarczo ugrupowania raz na zawsze …
Profesor Garaud zdeklarowała już na wstępie swoją pomoc w pracach programowych nad alternatywą dla Polski. Należy skupić się na ruchach narodowych, ruchach mądrych, nie rasistowskich czy ortodoksyjnych.
Przyszłością będzie Europa Ojczyzn, a nie Europa komisarzy, bowiem Unia Europejska w obecnym jej kształcie i modelu nie przeżyje długo. Interesy państw członkowskich będą tak rozbieżne, że za chwilę nie da się ich pogodzić ze sobą.
Procedury wyjścia z UE nie ma, jest tylko procedura wejścia. Gdy tylko zbliżający się kryzys dostatecznie dotknie najbogatsze kraje Europy, to wtedy rozleci cała Unia. Nie będą one w stanie przecież unieść ciężaru słabszych ekonomicznie krajów członkowskich. W dodatku Unia miała się (wówczas) niebawem poszerzyć się o dziesięć państw, głównie z Europy Środkowo-Wschodniej, w tym o Polskę. A byliśmy, w pewnym sensie, również państwem głodnym, spragnionym dobrobytu Zachodu.
Toteż polska polityka zagraniczna powinna zakładać zarówno wejście do UE, jak i zbliżenie z Rosją.
To, co w Polsce traktowaliśmy jako nieszczęście – nasze położenie geopolityczne – profesor Garaud uważała jako szczęście właśnie.
Dlatego nawet nastawiając się na wejście do UE Polska mogła licytować między Kremlem a Brukselą i zawalczyć o maksimum dla swojego narodu. A nie żebrać o ochłapy z unijnego stołu. Drugiej takiej szansy nie będzie dla naszego kraju w ciągu następnych kilkunastu lat.
Do tego potrzebni byliby w Polsce dobrzy i mądrzy politycy. Nie kunktatorzy i ludzie myślący potrzebami chwili lub tylko zajęci walkami politycznymi wewnątrz kraju.
Nasze długie, serdeczne rozmowy dały mi możliwość postrzegania problemów politycznych i ekonomicznych z nowej perspektywy. Zdobyta w tym czasie wiedza dawała mi też możliwość budowania bardzo dobrej podstawy programowej dla tworzonej przeze mnie koalicji na wybory parlamentarne w 2001 roku. Rozmawiałem jeszcze z wieloma politykami. Spotkania z Le Penem oraz szefem jego sztabu – profesoremBruno Gollnischemprzysposobiły mnie do próby założenia w Polsce nowoczesnej formacji politycznej.
Formacji o odcieniu narodowym skierowanej na Europę Ojczyzn i funkcjonującej w ścisłej współpracy z tego typu partiami ze starej Europy. Tym bardziej, że profesor Gollnisch umówił mnie na cykl spotkań w Portugalii, Anglii, Belgii oraz we Włoszech z ugrupowaniami, które współpracowały już z francuskim Frontem Narodowym. A prognozy nie były złe, przecież Front Narodowy we Francji osiągał poparcie rzędu 15-25 procent, Flamandowie w Belgii – 20 procent, a Włosi w koalicji prawicowo-narodowej rządzili wtedy w kraju. Z tych wszystkich spotkań zrodziła się inicjatywa, mojego zresztą osobistego pomysłu, realizacji telewizji paneuropejskiej o wyraźnym zabarwieniu polityczno- narodowym mająca propagować Europę Ojczyzn i odrzucając ideę republik w rękach komisarzy z Brukseli. Ruszyłem zatem do przyjaciół J. M. Le Pena.
Z jego rekomendacją i z jego błogosławieństwem. Na początku byli Belgowie,a konkretnie Blok Flamandzki z jego szefem młodym 40 letnimFrankiem Vanhecke. Spotkaliśmy się kilka razy: Bruksela, Paryż, Strasburg. Rozmawiamy, wymieniamy opinie. Tworzymy swoistą mapę wspólnych pól działania. Kiedyś Vanhecke zapytał mnie, co proponuję jako spoiwo przyszłej „Międzynarodówki narodowej’, to odparłem bez wahania, że takim wyzwaniem może być ogólnoeuropejska TV. Stworzona przez nas, czyli wspólnym wysiłkiem kilku partii z kilku krajów. Poznałem na własnej skórze siłę mediów. Jeśli nie zniszczą brutalnie, to potrafią wytworzyć szczelny kordon milczenia. Także wokół sprawy, która może być szczególnie ważna dla państwa. Tak jak było z moim wnioskiem lustracyjnym w sprawieJerzego Buzka. Podobnie jest w całej Europie.
Poza koncernem Berlusconiegopraktycznie wszystkie media, a szczególnie elektroniczne, mająw rękach siły polityczne liberalne i lewicowe. Czyli generalnie nasi wrogowie ideowi. Przy ich pomocy robią z nas wszystkich, wspólnie i z osobna w każdym z naszych krajów, albo ociężałych intelektualnie „nacjonalistów”, albo żądnych krwi rasistów i antysemitów. Frankowi bardzo spodobała się ta idea i zadeklarował natychmiastową gotowość Belgów do budowy wspólnej platformy satelitarnej. Telewizji, radia i Internetu. Zatem po wcześniejszych zapewnieniach Francuzów, teraz jest słyszę OK Belgów. Intensywnie więc pracuję dalej. W ciągu następnych dwóch, najwyżej trzech miesięcy, otrzymałem zgody z Czech, Portugalii,Anglii i Finlandii.
Pozostawał najważniejszy etap – Włosi. Liga Północna i jej sympatyczny lider europosełMario Borghezio, z którym spotkałemsię w pierwszej połowie 2001 roku. Zasygnalizowałem mu projekt i umówiłem się z nim po wyborach w Polsce, które nadchodziły jesienią 2001roku. Zaprosił mnie do Mediolanu.
Był bardzo otwarty na pełną współpracę zarówno polityczną jak i przy projekcie – TV EUROPE HOMELAND( telewizja Europy Ojczyzn ). Tym bardziej, że Włosi jako jedyni posiadali już „swoją” telewizję – TV Padania. Mówiąc szczerze właśniew oparciu o nią chciałem budować TV EH.
Tymczasem nadchodziły wybory w Polsce. Musiałem chwilowo zawiesić pracę nad tym projektem. Zostałem bowiem szefem sztabu wyborczego Ruchu Społecznego „Alternatywa”, był on koalicją blisko 30 ugrupowań. Jej trzonem były nasz KPN – Ojczyzna oraz WZZ „Sierpień 80” – związek zawodowy kierowany przez Daniela Podrzyckiego i Bogusława Ziętka. Danielowi w swojej kronice poświęciłem już sporo miejsca. Przypomnę jedynie, że był moim autentycznym przyjacielem i sprawdzonym partnerem politycznym. A także sąsiadem, gdyż obaj mieszkaliśmy w Dąbrowie Górniczej w odległości 400 metrów i w latach 1983-2001 byliśmy w stałym kontakcie spotykając się często. Zaś lata współpracy nauczyły nas ogromnego wzajemnego szacunku, zrozumienia oraz absolutnego zaufania. Nade wszystko byliśmy przyjaciółmi. Przyjaciółmi przez duże „P”.
Podziwiałem jego dynamizm, zwłaszcza, że sam byłem nieco już „nadpalony” wojnami z obcymi i swoimi. Skłaniałem się w kierunku pracy ideowo – programowej, a nie chciałem już oddawać się wyłącznie bieżącej pracy organizacyjnej. Zwłaszcza, że oprócz spraw krajowych wziąłem na swoje barki kontakty zagraniczne oraz projekt TV EH. Pomimo to na osobistą prośbę Daniela zostałem szefem sztabu RS „Alternatywa”. W pracach sztabu najbliższymi moimi współpracownikami zostali posłowie: J. Kraus,Mariusz Olszewski, M. Janiszewski, oczywiście Daniel oraz A. Chyłek i admirał Marek Toczek.
Zaczęła się kampania, więc (oczywiście) natychmiast zaczęły się problemy. Ale nie tylko w Polsce kampanie wyborcze nie rozpoczynają się w dniu wyznaczonym kalendarzem. Znacznie wcześniej rozpoczynają się przeróżne przymiarki czy nawet próby generalne. Podobnie było w naszym przypadku – już wiosną 2001 roku podjęliśmy rozmowy (in spe) koalicyjne z „Samoobroną” Andrzeja Leppera oraz kilkoma innymi ugrupowaniami. Pierwsze spotkanie w siedzibie Samoobrony zapadło mi szczególnie w pamięć. Ze strony „Alternatywy” w spotkaniu uczestniczymy razem z Danielem Podrzyckim. Ze strony „Samoobrony” są Andrzej LepperiKrzysztof Filipek, ze strony Ligii Polskich Rodzin –Roman Giertych a Stronnictwo Narodowe reprezentujeBogusław Kowalski.
Rozpoczynamy spotkanie. Zabierając głos proponuję, aby wszystkie strony przedstawiły swoje propozycję współdziałania udzielając odpowiedzi na kluczowe pytania: co nas łączy, a co dzieli? To, uzasadniam przy pełnej zgodności zebranych, pozwoli wypracować płaszczyzny ( ewentualnego wtedy jeszcze ) porozumienia programowego. Rozpoczęła się dyskusja. Nie za długa, ale też nie za krótka. W sam raz, aby uzgodnić dużą zbieżność programową. Później rozmowy schodzą na kwestie organizacyjne naszej ewentualnej koalicji.
Z głosów Leppera oraz Giertycha – dwóch przyszłych ( jak się okazało w latach 2005-2007) wicepremierów, wynikało w zasadzie, że każdy z nich chce zaprosić pozostałych na listy wyborcze swojej partii. Po trzech, może czterech godzinach kończymy oficjalne rozmowy. Giertych z Kowalskim wychodzą. Zostaliśmy w czwórkę: Daniel, Lepper i Filipek, no i oczywiście ja. A. Lepper wychodzi na chwilę do sekretariatu, ale szybko wraca. Za kilkanaście minut wchodzi jego sekretarka (zresztą przyszła wicemarszałek Sejmu RP) z dwiema półlitrówkami wódki i gorącymi kurczakami z rożna.
Patrzę na Daniela, a on równie zdziwiony jak ja. Tymczasem Lepper otwiera półlitrówkę i rozlewa do szklaneczek. Daniel nie pije, mnie nie wypada odmówić. Pijemy jakiś toast. Andrzej Lepper zjada kurczaka i zachęca:jedzcie, no proszę jedzcie….Wypijamy jeszcze ze dwie kolejki i wychodzimy w pośpiechu. Podczas rozmowy „przy kielichu” Lepper nieustannie zachęcał nas, liderów formacji, aby Alternatywa poszła na listy wyborcze Samoobrony. Wychodzimy jednak, nie udzielając jasnej odpowiedzi. Ani na „tak”, ani na „nie”.
Daniel pyta o wrażenia. Mówię coś o obyczajach, o dziwnej skłonności Leppera do spoufalania, o kurczaku – Daniel śmieje się i mówi, że to i tak był pełen Wersal; znał Leppera dłużej i lepiej.
– A Twoje zdanie o koalicji? – pytam– Nic z tego nie będzie –odpowiada– Nie możemy przecież„iść na listy Samoobrony”, gdyż on nas wszystkich (Giertycha i Kowalskiego zresztą też) wystrychnie na dudka. On po prostu taki jest. Ma to niestety we krwi.Mam takie same odczucia. Zatem – Samoobrona nie wchodziw grę jako koalicjant. A przed wyborami sytuacja staje się coraz bardziejdynamiczna. Roman Giertych za kilka dni umawia się ze mną i MariuszemOlszewskim i przekonuje nas do utworzonej miesiąc wcześniej Ligi Polskich Rodzin. Melodia ta sama jak w Samoobronie, zaś Giertych nie ukrywa ( a obecny na spotkaniuZygmunt Wrzodakgorliwie przytakuje swemu liderowi ), że Daniela… to najlepiej… żeby nie było….Ozięble się żegnamy. I tu zdolność koalicyjna zerowa, a jeszcze rozgrywki i intrygi personalne.
Generalnie sprawa koalicji szybko się wyjaśniła. Albo osobny Komitet Wyborczy „Alternatywa” albo w ogóle… Giertych za pół roku próbuje uniemożliwić rejestrację naszego komitetu poprzez podstępną rejestrację w Państwowej Komisji Wyborczej komitetu wyborczego założonego przez Młodzież Wszechpolską z Krakowa o nazwie mającej zablokować możliwość naszej rejestracji. Decyzje Państwowej Komisji Wyborczej oraz Sądu w Warszawie przekonują nas, że działa tu też niewidzialna ręka służb kierowanych przez naszego „ulubieńca” ministra Janusza Pałubickiego z AWS. Dziwna to współpraca, choć pozostaje pytanie, czy uzgodniona? Apelujemy do Sądu Najwyższego. Po dłuższej walce, w ostatniej chwili wygrywamy.
Jednak to dopiero początek przeszkód. W kilku okręgach wyborczy dochodzi do dziwnych zdarzeń. Na przykład na kilka godzin przed rejestracją list w Gdańsku jeden z członków pomorskiego sztabu „przypadkiem” wylewa kawę na oryginalne dokumenty przygotowane do rejestracji. Admirał Toczek – pełnomocnik w Gdańsku na szczęście szybko ściąga nowe dokumenty z Warszawy. Do Lubelskiego trzeba było wysłać ekipę, aby ratowała podobną sytuację. Identycznie w Kaliszu, Poznaniu, Elblągu. Za dużo tych dziwnych zdarzeń, a wszystkich przecież nie da się opisać.
Słowem – trudno odpędzić myśli, że „los” postanowił nam uniemożliwić, i to wszelkimi sposobami, rejestrację naszych list wyborczych. Jednakże ten ( zapewne całkiem osobowy) „los”, podkładający nam nogi na każdym kroku, musiał być zawiedziony, widząc nasze przygotowania i determinację. W centralnym sztabie w Warszawie zmobilizowałem w dzień rejestracji 10 ekip interwencyjnych z zapalonymi silnikami w samochodach i nowymi gotowymi dokumentami do rejestracji w dowolnym okręgu wyborczym w Polsce. Ponadto dysponowałem ponad 200 dodatkowymi oświadczeniami zgody na kandydowanie ponad plan. Powiem jedynie, że w dniu rejestracji list użyliśmy pięć, może sześć ekip …
Kampanię oparliśmy w zasadzie na trzech filarach:
Pierwszy to przestroga przed optymistyczny spojrzeniem na UE – czyli eurosceptyzm.W tej kwestii byliśmy prekursorami.
Drugi to cele polityki wewnętrznej– obrona polskiej własności i miejsc pracy.
Trzecim, i to był konkretny cel polityczny, było wyrzucenie na śmietnik historii dwóch ugrupowań AWS i UW tworzących koalicję rządową.Tu mieliśmy skuteczność 100 procentową. Zarówno AWS jak i UW nie uzyskało ani jednego mandatu. I już nigdy się nie podniosły !!!
Zneutralizowaliśmy te dwa bardzo nieodpowiedzialne politycznie i szkodliwe gospodarczo ugrupowania raz na zawsze …
– ciąg dalszy nastąpi –
==============================================================================
Od autora:
Cieszę się, że w miarę publikacji odcinków mojej autobiografii – dyskusja wokół nich zaczyna przybierać „na sile” co objawia się w liczbie komentarzy. Dziękuję każdemu, kto poświęcił choć te kilka jej chwil !
Książkę tą napisałem jako autobiografię, oczywiście nie wolną od własnych emocji – bo w końcu to moje życie … Dlatego do końca obiektywna być przecież nie może. Jest więc – co oczywiste, subiektywna.
Od czynnej polityki odszedłem 10 lat temu i nie zamierzam wracać – pisałem ją głównie dla swoich dzieci oraz dla tych paru osób, które zechcą ją przeczytać aby przekazać im swoje spostrzeżenia z czasów gdy tym politykiem byłem. Jak również ukazać rozterki, porażki i błędy – po szkodzie każdy przecież mądrzejszy!
Oraz sukcesy, po parę jednak było. Ale przede wszystkim pokazać nią, że warto mieć marzenia – bo przecież tylko wolni ludzie je mają, bo kiedyś, już dawno temu przyśniła mi się Polska – wolna i piękna …
I znów się przecież przyśni, naszym nastepcom !
Tą drogą chciałbym odnieść się do kilku komentarzy:
–Sebastian ( KPN Wrocław), dziękuję Ci za wiersz. I warto było, uwierz to nie stracone lata. Taki nasz los Patriotów (jak malarzy), bośmy Polskę przecież malowali i w snach i w czynach – może docenią po latach, choć przecież nie dlatego … Ale jedno jest pewne, przynajmniej dzieciom możemy spojrzeć prosto w twarz!
– drhumor– to wspaniałe, że Panu się jeszcze chce (71 lat na karku). Tak trzymać, ducha nie gasić, Panie dysydencie …
–jo tutejsy i robinson cruzoe – pomyliłem w komentarzu – przepraszam, oczywiście myślałem o Panu Robinsonie a napisałem do Pana ”jo tutejsy”. Choć w zasadzie treść była skierowana do obu Panów …
–wielu – za głosy sympatii i zrozumienia ..
Niestety nie jestem „cały dzień” przy komputerze, tak abym mógł na bieżąco odnosić się do wszystkich wpisów przy moich odcinkach – postaram się więc odpowiedzieć na wiele aktualnych i przyszłych uwag oraz komentarzy do mojej książki – autobiografii na koniec w postscriptum do książki..
Ale zachęcam do nich i cieszę się, że ich przybywa – bo to oznacza, że moja książka była potrzebna, że żyje …
To naprawdę wspaniałe, że dzięki „NE” w zasadzie wszyscy jesteśmy redaktorami jego wydań – i to bez cenzury. Sami Go przecież tworzymy – Państwo swoimi artykułami i komentarzami, a ja od niedawna książką w odcinkach.Dodam, że dochód z jej sprzedaży pozostawiam w całości na rozwój „NE” – tak więc wszyscy czynimy to bezinteresownie, społecznie.
I to jest właśnie najpiękniejsze – jak wielu nas jest( wg „NE” już ponad 7 tysięcy ) –redaktorów, autorów, blogerów… Ludzi, którym Polska leży na sercu …
To jedyny chyba portal ną świecie (masowy), który stworzył taki swoisty Hyde Park. Przecież na wszystkich innych typu „Onet”, „WP” czy branżowe jak np. „ Wprost”, „Uważam RZE” – ta cenzura mniej czy bardziej zakamuflowana istnieje, a w „NE” absolutnie nie. I to jest jego, co by nie powiedzieć – fenomen sukcesu. Swobodna wymiana poglądów i myśli oraz pomysłów na Polskę …To przecież wspaniałe!
Szanujmy to i pielęgnujmy oraz pomagajmy „NE” trwać i rozwijać się – bo to kawałek tej piękniejszej, lepszej Polski. Panie Ryszardzie – dziękuję raz jeszcze i wszystkim z załogi „NE” !
I jeszcze jedno, na koniec – mam pytanie do Państwa, czy ta forma – krótkich tematycznych odcinków jest dla Państwa jako ich czytelników odpowiednia?
Czy może powinny one być dłuższe aby nie zrobiła się tzw. "niekończąca opowieść"?
W tej dotychczasowej krótkiej formie zostało ok. 12-15 odcinków..
Czekam na Państwa sugestie i dziękuję raz jeszcze losowi, że miałem możliwość spotkania się z Państwem ..
Pozdrawiam serdecznie.
Tomasz Karwowski.
21.02.2012.