Bez kategorii
Like

Znowu Węgry

16/02/2012
362 Wyświetlenia
0 Komentarze
14 minut czytania
no-cover

Jak wam zapewne wiadomo postanowiłem przywrócić na Węgrzech królestwo, które istniało tam do roku 1945, Nie wiem jeszcze jak to zrobię, ale będę próbował.

0


 Nie mogę niestety przestać o tym pisać, a to ze tego względu, że mam skłonność do głupich uporów i nie rezygnuję łatwo z niczego, a z pomysłów pozornie nierealnych i fantastycznych to już w szczególności. Jak wam zapewne wiadomo postanowiłem przywrócić na Węgrzech królestwo, które istniało tam do roku 1945, Nie wiem jeszcze jak to zrobię, ale będę próbował. Wczoraj udałem się do klubu „Hybrydy” w Warszawie na Złotej gdzie Klub Gazety Polskiej zorganizował spotkanie z Jerzym Robertem Nowakiem i jego znajomym Węgrem, którego nazwiska nie pamiętam. Nie ukrywam, że szedłem tam z jasnym czołem i czystą myślą, pełen nadziei na to, że znajdę sojuszników w zbożnym dziele przywracania normalnych stosunków własnościowo-towarzyskich w Budapeszcie i okolicach. Zawiodłem się niestety srodze.

Zacznę jednak od tego, że zanim dotarłem do Hybryd musiałem wykopać samochód z zasp, wyjechać nim z podwórka, i ulicy co nie było łatwe, bo odśnieżarki nie jeździły, musiałem ruszyć oblodzoną jezdnią w kierunku dworca i tam zakopać samochód ponownie w zaspie na nie odśnieżonym parkingu. Kiedy już to zrobiłem, wsiadałem do pociągu, który przybył – o dziwo – o czasie i ruszyłem do Warszawy. Na miejsce udałem się nie sam, ale w towarzystwie kolegi, który do niedawna pełnił służbę dyplomatyczną w jednej z dużych europejskich stolic. Wydawało mi się, że poważna impreza wymaga poważnego wsparcia. No i ja sam czułem się pewniej w jego towarzystwie.

Zawiodłem się jednak srodze tym eventem. Najbardziej rozczarował mnie profesor Jerzy Robert Nowak. Ponieważ od dawna wiem, że największym wrogiem uczonego i badacza dziejów i kultury jest tak zwana fascynacja, od razu kiedy tylko Jerzy Robert Nowak otworzył usta zrozumiałem, że nic z reaktywacji korony na Węgrzech nie będzie. Opowiadał bowiem profesor o wszystkim tylko nie o św. Stefanie i jego złożonej węgierskim parlamencie koronie. Opowiadał o powstaniach, romansach Elżbiety Sieniawskiej z Rakoczym, bratankach, palince, salami i węgierskich Żydach, którzy wystawili Orbana w 2002 roku popierając socjalistów. Wszystko było w tej opowieści tylko nie królestwo, które jak pamiętamy istniało do roku 1945. Nie znalazł w opowieści profesora żadnego miejsca epizod jakże znamienny, kiedy to admirał Horty nie wpuścił na Węgry Karola II Habsburga, który nie zrzekł się przecież nigdy praw do korony. Było za to o amunicji transportowanej dla wojsk walczących pod Warszawą w roku 1920, było o postawie Czechów i Słowaków, którzy nie przepuścili wojsk węgierskich do Polski. Były wszystkie wzbudzające emocje kawałki, tylko nie korona i królestwo. Trwała ta opowieść i trwała. I kiedy już o mało nie zasnąłem przemówił wreszcie….nie, nie, bynajmniej nie gość z Węgier, jakby to można było wnosić z hierarchii wieku czy zasług. Przemówił poseł Pięta z Bielska Białej. I to już była prawdziwa groza. Ja myślę, że poseł Pięta musi być pod opieką jakiegoś poważnego coacha, bo bez tego to przecież nie mogłoby tak wyglądać. Pan poseł był bliski wznoszenia patriotycznych okrzyków na stojąco, był bliski odśpiewania hymnu węgierskiego w języku narodowym, ale ograniczył się do krótkiego opisu naszej dramatycznej sytuacji i obietnicy, że – cytuję – przegna tę czerwoną hołotę.

 

Z mojego punktu widzenia sprawa wygląda tak, że poseł Pięta nie rozumie złożoności sytuacji, być może – co zasmucające – nie rozumie jej także Jerzy Robert Nowak, a nawet ten pan z Węgier, którego nazwiska zapomniałem. Kiedy już się wydawało, że do głosu dojdzie on właśnie. Prowadząca spotkanie Anita Czerwińska zaprezentowała grupę jakichś młodych ludzi, którzy tworzyli nie rozpoznany przeze mnie komitet. Nie rozpoznany ponieważ w sytuacji, kiedy klęskę poniosły wszystkie moje wieczorne plany, nie miałem już ochoty słuchać co oni tam gadają na tej scenie. Stali tam jednak długo i coś obiecywali, głównie jakieś demonstracje. Już, już miałem wychodzić, kiedy w końcu głos zabrał pan z Węgier. On też niestety okazał się być człowiekiem dotkniętym fascynacją, dla niego także ważne było ilu ludzi demonstruje na ulicach oraz to, że media kłamią. On także ekscytował się tym wszystkim do tak ożywiało wcześniej profesora Nowaka. Słowem klęska przez duże „K”. Kiedy przyszło do pytań publiczności pognałem pod scenę, a mój kolega, były już dyplomata, z udaną obojętnością zagłębił się w tym czasie w lekturze ulotki rozdawanej przez ów komitet co się zawiązał wcześniej, oraz uważnym sprawdzaniem czy sznurówki jego butów są dobrze zawiązane i nie zwisają bez sensu na boki. Ja zaś stałem pod sceną i kiedy już wręczono mi mikrofon zapytałem – czy Orban zamierza przywrócić na Węgrzech królestwo.

 

Sala w śmiech. Pan z Węgier zamachał rękami i zaczął wołać – nie, nie, oczywiście, że nie. Pan to przeczytał w gazecie „Nasza Polska”, to nieprawda. Usunięcie słowa „republika” niczego nie oznacza. I tak właśnie dowiedziałem się, że redakcja „Naszej Polski” czyta mój blog i czerpie z niego inspiracje bezczelnie twierdząc, że sama wpada na takie rewelacyjne koncepty jak reaktywacja Królestwa św. Stefana. Już chciałem mówić dalej, kiedy jakaś pani klepnęła mnie w plecy i powiedziała, żebym się przesunął, bo ona tu filmuje spotkanie, a ja jej wlazłem w kadr i przeszkadzam. Przesunąłem się więc. W tym momencie jakiś pan w bryczesach i oficerkach przejął ode mnie mikrofon i zaczął mówić o węgierskich ustawie medialnej oraz szansach na wprowadzenie podobnej w Polsce.

 

Ponieważ ja, wbrew wszystkim i wszystkiemu, uważam się za realistę i wiem, że prędzej reaktywują królestwo węgierskie niż w Polsce będzie taka ustawa medialna, zabrałem się stamtąd i wróciłem na miejsce. I to był właściwie koniec, bo ludzie z sali zaczęli zadawać standardowe na takich spotkaniach pytania o to dlaczego Polska mając tyle bogactw naturalnych nie jest potęgą, albo dlaczego media kłamią, albo dlaczego nie wyjaśniono Tragedii Smoleńskiej. Słowem włączył im się realizm.

 

Jedno tylko mnie jeszcze uderzyło. Profesor Nowak nie mógł nadziwić się jak to możliwe, że dziennikarz z naszej, prawicowej gazety pod tytułem „Uważam Rze” Robert Mazurek nazwał węgierską ustawę medialną szambem. Nie mogło się to profesorowi pomieścić w głowie. Tu prawica, a tu szambo. Nie do pojęcia. Na moje zaś pytanie o koronę profesor odpowiedział, że nie będzie żadnej reaktywacji, bo na Węgrzech korona kojarzy się z Habsburgami. Wydało mi się to dziwne, bo myślałem, że z regentem Hortym, a w najgorszym razie z Batorym. A tu nie – z Habsburgami. Zapomniałem dodać, że w czasie swojej trwającej półtorej godziny wypowiedzi mówił profesor o tym, jak świetne kontakty ma Orban z biskupami katolickimi, mówił także o tym, że jego żona jest katoliczką. Mówił o kardynale Midszenty – męczenniku. Potem zaś po moim pytaniu – zamachał rękami jak jego węgierski kolega i powiedział, że Węgrom Kościół Katolicki kojarzy się z poparciem dla Habsburgów, no i z tą koroną.

 

Podsumujmy: jeśli mamy ustawę medialną i szereg innych ustaw w tym konstytucję z jednej strony, a wszystko to w małym kraju. Z drugiej zaś plany banksterów i aparat administracyjny UE, to znaczy, że mały kraj musi przegrać. Obojętnie jak wielkie będzie zaangażowanie obywateli. Musi przegrać i już. Żeby wygrać powinien sięgnąć po środki nadzwyczajne. Nie da się inaczej. Tu jednak sprawa jest jasna – korona nie, ustawa medialna tak. Pozostaje mieć nadzieję, że Wiktor Orban nie osieroci swoich pięciorga dzieci, że po 4 latach rządów, po prostu przegra wybory w wyniku kryzysu i odejdzie na emeryturę.

 

Przypominam, że moje książki można już kupić w Warszawie w księgarni Tarabuk przy ulicy Browarnej 6, a także w sklepie Foto-Mag przy Alei KEN 83 lok.U-03, tuż przy wyjściu z metra Stokłosy, naprzeciwko drogerii Rossman. Można je też kupić w księgarni "U Iwony" w Błoniu oraz w księgarniach w Milanówku po obydwu stronach torów kolejowych, a także w tymże Milanówku w galerii "U artystek". Aha i jeszcze w galerii "Dziupla" w Błoniu przy Jana Pawła II 1B czyli w budynku centrum kultury. No i już od dawna, o czym zapomniałem, znajdują się w księgarni Polskiego Ośrodka Społeczno Kulturalnego w Londynie. Cały czas oczywiście są one dostępne na stronie www.coryllus.pl  oraz na stroniehttp://www.ksiazkiprzyherbacie.otwarte24.pl/Zapraszam. Uwaga! Atrapia i Toyah dostępne są jedynie w sklepie Foto-Mag, bo tak i już. Może kiedyś będą także gdzie indziej, ale na razie ich tam nie ma. Książkę Toyaha o liściu można kupić jeszcze w Katowicach w księgarni "Wolne słowo" przy ul. 3 maja. Od dziś książki – w tym Toyah – dostępne są także w księgarni Ojców Karmelitów w Poznaniu przy ul. Działowej 25. Trzeba wejść do tak zwanej furty i tam jest ta księgarnia. O każdym następnym punkcie dystrybucji będę informował na blogu.

0

coryllus

swiatlo szelesci, zmawiaja sie liscie na basn co lasem jak niedzwiedz sie toczy

510 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758