Patrząc na poczynania Leszka Millera, aż pragnie się zawołać jak w roku 63 p.n.e. w senacie rzymskim fenomenalny Cicero w mowie przeciwko Katylinie: Quo usque tandem abutere patientia nostra?
Leszek Miller , wyrastający z najgorszego bolszewickiego kąkolu, ulepiony z tej samej ohydnej mentalnie gliny, jak prof. Niesiołowski, nie ma absolutnie żadnych zahamowań moralnych, które nawet na standardy naszej komunistycznej postdemokracji są szokujące. Ten bezczelny absolwent szkoły politycznej przy KC PZPR, poczuł chyba jak wracają mu polityczne siły witalne, nagle znów zaszczyca Polaków swoją wykrzywioną w ironicznym uśmieszku twarzyczką. Być może jego wzrastająca pewność siebie odrodziła się w chwili pojechał odwiedzić Putina w ramach spotkania w Klubie Wałdajskim. Na jego stronie internetowej do dziś wiszą znamienne słowa z 2009 r: „Potem zamieniłem z nim [Putinem] kilka słów nieoficjalnie. Mówił mi, że nie widzi powodów, by utrzymywać napięcie w stosunkach z Polską. Deklarował, że chce je zmniejszać, racjonalizować nasze stosunki”.
Pojechał tam niedawno ponownie, wraz z innymi dwoma „Nędznikami” z Polski, aby z pewnością znów porozmawiać o dialogi Rosji i Zachodu. I jak wyeliminować z dialogu zawadzającą od wieków Rosji „bliską zagranicę”.Nie wiem, jakie zapewnienia uzyskał w willi Putina Miller, fakt pozostaje, że od wyborców w Polsce zaczął jakąś polityczna gierkę; wypuszcza czułka, bada grunt i rozgląda się, co może przynieść mu ewentualne profity. Nie do końca, jak się okazuje, pomogło mu kilkukrotne wskazywanie Premierowi Tuskowi paręnaście tygodni temu, że jest gotowy z nim współpracować. Premier, wówczas jeszcze upojony sukcesem wyborczym, okazał się głuchy na wiernopoddańcze gesty i zlekceważył absolwenta Szkoły Politycznej przy KC PZPR. Miller jednak nie zapomina . Odczekał swoje i zaatakował, czując, że ACTA i socjaldemokratyczna opozycja w PE daje mu ogromną szansę odegrania się na nie rozumiejącym subtelnych aluzji historyka z Gdańska.
Teraz znów pokazał swoją prawdziwą swoją twarz, gdy zaatakował w haniebny sposób ppłk Jarosława Kaczyńskiego, podważając jego ekspertyzę w sprawie zabezpieczenia przez BOR wizyty św. p. Lecha Kaczyńskiego. Miller dokładnie wie, kiedy ppłk Kaczyński odszedł ze służby i jakie były jego możliwości wpływania na decyzje personalne. Co więc chce ugrać? Najprostsze wytłumaczenie wydaje się takie, że korzysta ze starej goebellsowsko-komunistyczno-POwskiej metody, że kłamstwo, choćby najbezczelniejsze, należy wielokroć powtarzać, aż zapadnie w pamięć tylu ludziom i zacznie być kolportowane w całej Polsce. Nie ma znaczenia, że prędzej czy później nastąpi jego weryfikacja: chodzi o to, aby raz jeszcze ludzie skojarzyli nazwisko Kaczyńskiego z czymś złym, tak aby wersja Faszysty- Kaczora nie padała w części społeczeństwa. To Miller i jego sługusy ćwiczyli w czasie afery Blidy, niestety jak się okazuje z niebyt dobrym skutkiem. Ale warto raz jeszcze spróbować Nawet za cenę procesu sądowego. Ale i ten mu nie jest straszny.
Druga wersja może dotyczyć zwykłej, prymitywnej próby wywarcia nacisku na Prokuraturę Okręgową , której, swoją drogą, wykazała się dość interesującą woltą, wyrywającą się z zaklętego kręgu podporządkowanych obecnej władzy innych prokuratur. Nie do końca jest jasne, jakie są motywy postępowania pracowników prokuratury; nie wiadomo także jakie stanowisko zabierze opiniujący te wersje wydarzeń prokurator. Fakt pozostaje, że Miller może w ten sposób przypominać, że różne wypadki chodzą po ludziach. W Rosji najeżdżają na prokuratorów samochody, a Polsce oblewa się np. kwasem. Ale w sumie w wypadku procesu za słowa wobec ppłk. Kaczyńskiego, sędzia będzie wiedział jak się zachować.
Nie wiem, czy traktować słowa Millera, jako przejaw jego cynicznej bezczelności, która ma tylko wprowadzić zamęt i wściec Polaków, czy też ten bez odrażający typ wyciąga pomocną rękę do Tuska, chcąc złagodzić nieco jego niedawną krytykę w sprawie Orbana i pokazać, że nadal, wbrew pozorom, gotów jest do „współpracy”. A może po prostu czuję się tak silny, że nie tylko los Tusk jest przesądzony, ale i dzięki „wiatrowi ze wschodu” Miller może pozwolić sobie na upust permanentnej nienawiści wobec Kaczyńskiego?
Można jeszcze przypuszczać, że każdy, najbrutalniejszy atak na Kaczyńskich ( także BORowików)zatamuje może exodus do Palikota, wobec którego będzie miał silniejsza kartę przetargową w ewentualnych rozmowach o partyjnym porozumieniu. Nic tak nie cementuje komuchów i nic tak nie wzbudza ekscytacji w WSI jak atak na Kaczyńskiego w każdej postaci. Miller to wie. Atak na byłego wiceszefa BORU to z kolei może być przypomnienie obecnym władzom BORU i innych służb specjalnych, aby nie ważyły się puszczać pary z gęb, kontrolowały swoich podwładnych i by żadnych przecieków do prasy nie było. I by czekały na rozwój sytuacji. Do wiosny. Bo się może to dla niektórych skończyć "zielonką alb Michniewiczem".
Nie mam wątpliwości, że może on być najlepiej poinformowanym człowiekiem w Polsce, dzięki wieloletnim kontaktom z „kołami wojskowymi”. I Miller i Palikot zgodnie prorokują, że czas Tuska skończy się wiosną. I Miller, i Rozenek, wysłannik Palikota, byli u Putina. Boże, miej nas w swojej opiece. Znowu z okupacji pod okupację?