Że społeczeństwo polskie, indoktrynowane latami przez (post)komunistyczną ideologię, przyjmie każdą rządową i medialną bzdurę za objawienie. Ekspertyzy prof. Wiesława Biniendy i prof. Kazimierza Nowaczyka zakwestionowały jakąkolwiek rolę brzozy w katastrofie. Opinia Instytutu Ekspertyz Sądowych w Krakowie nie potwierdziła obecności gen. A. Błasika w kokpicie i wykazała zgodną z procedurą pracę pilotów. Runęły grubymi nićmi szyte kłamstwa i MAK-owskie narracje. Nadchodzi czas wskazania winnych i postawienia im zarzutów:

— Eksperci, którzy przygotowali opinię dla prokuratury, uznali, że uchybienia BOR wpłynęły na bezpieczeństwo prezydenta. Gen. Marian Janicki i jego zastępca gen. Paweł Bielawny mogą być pociągnięci do odpowiedzialności;

— Przedstawione już tezy raportu NIK wskazują na liczne błędy i zaniechania kancelarii premiera oraz Ministerstwa Obrony Narodowej w przygotowaniu lotu do Katynia.

To dopiero początek. "Jest szereg istotnych okoliczności w działaniu zarówno pana ministra Millera, jak i pana premiera Tuska i członków jego rządu, które wymagają wyjaśnienia – mówi mec. Piotr Pszczółkowski. – Począwszy od wyboru porządku prawnego badania katastrofy po zawieranie umów ze stroną rosyjską zobowiązujących nas do pozostawienia wraku i czarnych skrzynek na terenie Federacji Rosyjskiej do zakończenia tamtejszego postępowania sądowego. Bezwzględnie wyjaśnienia wymaga zaniechanie przeprowadzenia w Polsce oględzin i sekcji zwłok ofiar katastrofy".

Bo tak to jest, gdy PR jest ważniejszy od racji stanu. Gdy jedzie się na miejsce katastrofy, by pozować do zdjęć i nie przejmować się, gdy złodzieje okradają dom. Udało się co prawda rządzącej partii wykorzystać tragedię smoleńską do wzmocnienia swych szeregów i osiągnięcia dominującej pozycji na scenie politycznej w kraju. Jednak nie na zawsze. I nie na długo.