Wskazywał by na to oficerski kodeks honorowy
Zalazłem wielu ludziom za skórę, usiłują ze mnie zdrajcę zrobić, ale co, mam sobie w łeb strzelić? – wyznaje "Faktowi" pułkownik Edmund Klich (66 l.). Były akredytowany przy rosyjskim komitecie MAK uważa, że padł ofiarą nagonki ze strony osób, które chcą mu zaszkodzić. Tym tłumaczy ujawnienie w mediach nagrań jego rozmów z osobami, z którymi kontaktował się po katastrofie smoleńskiej. – Pewnie odejdę ze stanowiska i napiszę książkę – dodaje pułkownik.
Edmund Klich po katastrofie nagrywał swoje rozmowy m.in z ówczesnym ministrem obrony Bogdanem Klichem (52 l.) i szefem Sztabu Generalnego. Ale nie tylko. Jak ujawnił „Newsweek”, Klich w rozmowie z tajemniczą osobą mówił o tym, że „trzeba wszystkich podsłuchiwać”, i „rację musimy mieć my”. Z kim akredytowany mówił wtedy o podsłuchach, nie wiadomo.
Nie pamiętam, z kim wtedy rozmawiałem. Wtrącałem często takie słowa o podsłuchach, gdy słyszałem jakieś trzaski w telefonie i wnioskowałem, że jestem podsłuchiwany – mówi nam Klich. Jego zdaniem, ujawnienie w mediach sprawy nagrań to element nagonki na jego osobę. –
Zalazłem wielu ludziom za skórę, dlatego jestem teraz opluwany – tłumaczy się Klich. – Szkoda mi żony i rodziny, bo usiłuje się mnie wmanewrować w jakieś sprawy. Usiłują ze mnie zdrajcę zrobić. Czy ja mam sobie strzelić w łeb, jak pułkownik Przybył? Ja nie mam niczego do ukrycia i niczego się nie boję.
Edmund Klich twierdzi, że gdyby wiedział, że będzie tak atakowany, nie podjąłby się pracy akredytowanego. – Nie zdecydowałbym się na to – zapewnia.
Sprawą „nagrań Klicha” zajmowały się dwie prokuratury: wojskowa i cywilna. Wojskowa wciąż prowadzi śledztwo. – Dotyczy ono niedopełnienia obowiązków ochrony budynków MON – mówi nam płk Ireneusz Szeląg, szef warszawskiej prokuratury wojskowej. – Na razie nikomu nie postawiono zarzutów.
Cywilna prokuratura sprawę umorzyła, bo nie dopatrzyła się przestępstwa w tym, że Klich nagrywał swych rozmówców. Były akredytowany przyznaje, że niebawem może odejść ze stanowiska szefa Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych. – Napiszę wtedy książkę – mówi Klich.
http://wiadomosci.wp.pl/title,Mam-sobie-strzelic-w-leb,wid,14211120,wiadomosc.html
Według mnie jak już pan, panie pałkowniku prosi o radę to jako człowiek pozbawiony nawet "krzty" honoru nie ma pan nawet takiego prawa, zdecydowanie powinien się pan powiesić / zanim naród tego nie zrobił / gdzieś w kibelku na sznureczku od worka treningowego / zanim nieznani sprawcy tego nie zrobili / spisując list pożegnalny ze swzczerym wyznaniem swoich win, zdrad, kłamstw i mataczeń wprawdzie na tym padole łez już to panu nie pomoże, ale może u bram piekielnych jakaś litościwa dusza w niebiosach się z powodu tego listu za panem wstawi i Najwyższy odmieni panu wieczny piekielny ogień na parę tysięcy lat czyśćca w którym, będziesz pan mógł cierpiąc zmazać wszystkie swoje winy.
"My musimy komunizm wyniszczyć, wyplenić, wystrzelać! Żadnych względów, żadnego kompromisu! Nie możemy im dawać forów, nie możemy stwarzać takich warunków walki, które z góry przesądzają na naszą niekorzyść. Musimy zastosować ten sam żelazno-konsekwentny system. A tym bardziej posiadamy ku temu prawo, ponieważ jesteśmy nie stroną zaczepną, a obronną!". /Józef Mackiewicz dla mieniących się antykomunistami/