Może to już zmęczenie? A może istota informacji? – Tezy potwierdzają właściwie to, co na ogół wiemy: fatalny stan państwa, w którym można było lekceważyć procedury, a gdy nastąpiła katastrofa, nie uporano się z ustaleniem osób za nią odpowiedzialnych.
Raport obciąża w największym stopniu Kancelarię Premiera Donalda Tuska oraz rozformowany 36. specpułk. Nie ma wątpliwości: loty z premierem, a trzy dni później z prezydentem nie powinny się w ogóle odbyć. Instrukcja organizacji lotów statków powietrznych o statusie HEAD zezwala na start i lądowanie tylko na lotniskach czynnych. Nie było w takim rejestrze lotniska Siewiernyj od jesieni 2009 roku. Najwyższa Izba Kontroli przekazała prokuraturze 49 tomów akt. W marcu br. końcowy raport będzie przedstawiony w Sejmie.
Także dziennikarze uaktywnili się ostatnio w sprawach dotyczących tragedii smoleńskiej i coraz śmielej przedstawiają wyniki swych poszukiwań. Dziennik "Fakt" dotarł do analizy fonoskopijnej przeprowadzonej na zlecenie MAK przez firmę Forenex w Petersburgu. Okazuje się, że rosyjscy eksperci nie odczytali głosu gen. A. Błasika. Na jakiej więc podstawie moskiewski MAK usadowił generała w kokpicie? – Nie wiadomo. Nie ma też dowodów na nietrzeźwość polskiego dowódcy. MAK nie przekazał stronie polskiej dokumentacji medycznej, która potwierdzałaby to oskarżenie.
Tak po kolei padają kłamliwe i oszczercze twierdzenia MAK oraz komisji Millera; odkrywane są – tym razem przez "Newsweek" – następne tajemnicze taśmy nagrane przez akredytowanego przy MAK Edmunda Klicha. Wyłaniają się różne wątpliwości ("Dla kogo pracuje Edmund Klich" – pyta dziennikarz Marek Pyza). Budzą się też nadzieje ("Na wieki tajemnicy o katastrofie nie da się utrzymać" – mówi Andrzej Melak, brat Stefana, który zginął pod Smoleńskiem).