ŁŁ wystąpił przed kamerą i straszył nas ACTAmi, poniekąd słusznie, ale broniąc słusznej sprawy nie należy przesadzać, bo daje to okazję do wyśmiania owej przesady, do sprowadzenia jej do absurdu, i tym sposobem do neutralizacji całego protestu.
http://carcinka.nowyekran.pl/post/49871,lazacy-lazarz-o-acta-tusk-sprzedal-narod-coca-coli
ŁŁ straszył nas, niż nie będzie można pisać krytycznie o X, bo wtedy krytykowana firma wystąpi o naruszenie zakazu używania znaku towarowego X. Tylko w stosunku do krytykanta, bowiem oczywiście nie będzie występować o naruszenie wobec tych, co ją chwalą. Ja użyłem kiedyś tego argumentu żartobliwie, ŁŁ przedstawił to serio. Oby nie był prorokiem, bo znając dyspozycyjność naszych niezależnych sądów, może rzeczywiście się zdarzyć, że „wymienienie” znaku towarowego będzie uznane za „użycie”. I wtedy klops.
Na szczęście język polski nie jest tak prymitywny jak amerykański, no i mamy zwyczaj zdrabniania wszystkiego, a więc te zdrobnienia są dla wszystkich zrozumiałe. Tak jak możemy powołać się na autora caraciuciu, bez zbytniej obawy, że czytelnicy nE nie rozpoznają, o kogo chodzi, tak możmy też przecież pisać o ciocia-ciola, czy też o siony. No i mogą nam skoczyć.
PS. Jeśli dobrze zrozumiałem ŁŁ, to mówił o potrzebie wydania przez taką witrynę jak nE danych posiadacza konta na którym pojawiły się kwestionowane treści. Słowa umowy, które przytoczył, dotyczą podmiotu „którego konto zostało wykorzystane”. A więc w odniesieniu do autora oznacza to, że autor notatki odpowiada za umieszczone pod notatką komentarze, a w odniesieniu do nE oznacza, że odpowiada za wszystko.
PS2. Jeśli nE weźmie się na serio za ACTA, to może na tym społecznym proteście naprawdę wypłynąć. Może warto się rozjerzeć za prawdziwymi analitykami.