Tam gdzie zmarł Tadeusz Kościuszko i II wojny światowej nie było
17/03/2014
1481 Wyświetlenia
9 Komentarze
10 minut czytania
Istnieje taki świat w środku Europy, w którym starzy ludzie nie wiedzą wiele o II wojnie światowej i nie mają, żadnych szczególnych wspomnień z nią związanych. Z zakłopotaniem zapraszają pytającego do swojego schludnego domu, pełnego antyków i pamiątek rodzinnych, o drewnianych ścianach pachnących starością.
– Ile lat ma ten dom? Długo Pani tu mieszka?
– Mieszkam od urodzenia. Tata mieszkał, dziadek – a on dożył tych lat co i ja – a wcześniej mieszkał jego ojciec i dziadek. Dom jak dom. Normalny, jak na wiosce. Ma 200 lat, więc wcale nie najstarszy.
– To są starsze?
– No pewnie. Widział Pan ten domu na rogu, tam przy stacji benzynowej? Ma 300 lat, z czego już ponad sto jest dzierżawiony przez tą samą rodzinę.
– Ten niebieski? Nie wygląda.
– Bo ma świeżo odnowioną ścianę.
– Wynajmować dom przez 100 lat? Co za absurdalny pomysł. Nie mogli go odkupić od właściciela? I do tego inwestują nie w swoje.
– A po co go mają odkupywać? Pradziadkowie podpisali umowę dzierżawy na 200 franków miesięcznie. To śmieszna suma. A właściciel musi utrzymywać im dom zdatny do użytku. W tamtym roku odnowił ścianę frontową a za rok ma wyremontować ganek.
– To właściciel to robił? Godzi się na to i remontuje dom dzierżawcom, którzy niewiele płacą?
– Oczywiście, taki jest kontrakt, więc remontuje.
– Ale ten kontrakt został podpisany 100 lat temu, warunki się zmieniły, nie może go zerwać lub zmienić!
Po raz pierwszy pojawiło się widoczne zdziwienie na twarzy starej kobiety:
– Co Pan mówi. Zerwać kontrakt?! Bez przyczyny? Gdy wszyscy robią, co do nich należy?
– Jest przyczyna – finansowa. Ile mogło kosztować odnowienie tej ściany?
– podobno 50 tysięcy.
– No właśnie, przecież to jest kompletnie nieopłacalne.
– I to ma być ważny powód do zrywania lub zmiany umowy zawartej przez przodków? To żaden powód! – powiedziała z naciskiem – Raz coś było bardziej opłacalne a teraz jest mniej. Nie wiadomo jak będzie w przyszłości. Dom jest własnością mojego sąsiada, który zawsze może go sprzedać. Ale, po co sprzedawać? Sprzeda jak będzie miał biedę albo atrakcyjną ofertę.
– Ale przecież na tym traci. Robi remont gospodarstwa, z którego od wieku korzysta ktoś inny.
– Traci? Remontując dom, którego jest właścicielem? Gdzie tu strata? Remontuje przecież swoje.
– U nas nikt by się na to nie zgodził. To zbyt dziwne.
– Umów należy dotrzymywać bezwzglęnie. Jeżeli czegoś nie przewidziałeś albo popełniłeś błąd – trudno. Syn korzysta z pracy ojca ale i ponosi konsekwencje jego decyzji. To najważniejsza szwajcarska zasada. A Pan skąd jest?
– Z Polski.
– Taak. – westchnęła przeciągle – Widać z jakiegoś powodu, u nas w Szwajcarii, są inne zasady niż w Polsce. Może dlatego, że czas tutaj płynie inaczej, znamy się wszyscy od stu, dwustu lat, pracujemy nad powiększaniem majatków rodzinnych, jest swojsko, cicho i bezpiecznie.
Nagle coś sie jej przypomniało:
– Pytał Pan o II wojnę światową. Niewiele o tym wiem. W Europie była podobno straszna. Ale nic nie umiem o tym powiedzieć. Bo to było za granicą, naokoło nas. To były lata 40-te prawda?
– Tak.
– Wyszłam wtedy za mąż i urodziłam syna. Wie Pan co… Jest taki lekarz niedaleko w Solothurn. On jak był młody zapisał się do Czerwonego Krzyża i podobno widział tą wojnę z bliska. Dam Panu adres. On Panu opowie.
– Dziękuję. Ale u mnie w kraju wszyscy starsi ludzie pamiętają wojnę. Była tak straszna, że i my tą pamięć kultywujemy.
– Wiem, wszyscy zabijali się nawzajem i palili ludziom budynki.
– Paliły się całe miasta i wioski, a zginęły miliony.
– To straszne, tak zabijać. Po co? I niszczyć czyjąś własność? Jak można? Wioska cała się spaliła? Wie Pan, że u nas w Szwajcarii, tyle, że w innych kantonach, są wioski z domami i chałupami, które mają po 500 lat?
Starsza Pani, wyraźnie poruszona dodała jeszcze – A u nas w miastach jest wiele kamienic, które mają i lat 800. Strasznie przykre jak ktoś przychodzi i niszczy co Twoje.
– Przykre. Wojna to straszny kataklizm. U was nie było żadnych katastrof? Zawsze taki spokój?
– Spokój jest prawie zawsze (młodzi nazywają to nudą). Chociaż jakieś 20 lat temu paliła się taka wielka stodoła. Od pioruna. Wszyscy pomagali. Nareszcie straż pożarna miała poważne zadanie.
– U nas w czasie wojny (a i wcześniej w wojnach poprzednich) nie raz spalono całe miasta. A wiele wiosek poszło z dymem i nie ma już po nich śladu. A co normalnie robi u was Straż Pożarna?
– Są uzyteczni. Koty ściągają z drzewa, wypompowują wodę z piwnic jak jest ulewa, a na codzień jeżdżą i gaszą gdy trawa się zapali na łące albo w rowie przy drodze. W upały to plaga. Dzieci prószą, iskra z pociągu.
– To jak u nas, ktoś papierosa rzuci lub butelkę…
– Nie. Tu nikt nie wyrzuci. Każdy dba i chce mieć czysto. Chyba, że nowi emigranci z byłej Jugosławii. Jest teraz plaga z nimi. A poza tym mamy wysokie kary za śmiecenie.
– Dziękuję, za miłą rozmowę. Będę się zbierał. Ta Solura to warta zobaczenia?
– My mówimy Solothurn, „Solura” to z francuskiego. Jednak Pan chce porozmawiać z Panem doktorem?
– Nie, wybierałem się i tak, bo tam jest pomnik Tadeusza Kościuszki, polskiego bohatera narodowego.
– Wiem, to jakiś rewolucjonista. Umarł tam podobno. Pomnik bardzo ładny. Nowoczesny. Zaprojektował go nasz sąsiad Urs Jaeggi. Wielka sława światowa. Spodoba się Panu. Jest też Muzeum Kościuszki. Ale ciągle zamknięte. Trzeba zadzwonić najpierw i się umówić. Poza tym miasteczko bardzo piękne (uważam, że najpiękniejsze w naszym Kraju), stare, ze wspaniałymi kamienicami, uliczkami, katedrą, murami, wieżami, zegarem i siedmioma fontannami. Bo siódemka jest liczbą Kantonu Solothurn.
– Siódemka?
– Tak. Jako siódmi przystąpiliśmy do Związku Szwajcarskiego.
– Proszę Pani, jestem zachwycony rozmową z Pania, zieloną herbatą, tym domem i ogrodem (jakie piękne słoneczniki). Jednak będę już jechał. Chcę zobaczyć Solurę póki widno. Do widzenia
– Do widzenia i proszę nie jechać szybciej niż 50 km na godzinę. U nas są poukrywane takie przenośne radary. Nikt nie wie gdzie dziś mogli postawić. Dwa lata temu, za dziesięć kilometrów przekroczenia, synowa zapłaciła 750 franków i wpisali ją do rejestru skazanych.
– Dziękuję. Na pewno będę jechał przepisowo.
Wskoczyłem do samochodu i ciągle machając na pożegnanie (trzeba machać, aż osoba nie zniknie za horyzontem) pojechałem wolniutko pomiędzy polami, wzgórzami i starymi domami do Solothurn. Po 15 minutach byłem już na miejscu. Zaparkowałem samochód i skierowałem się na największy plac, gdzie stoi pomnik Tadeusza Kościuszki.
Za chwilę stały dwa nieruchome postumenty:
ten Kościuszko, a pod nim Ja – zdębiały i z głupią miną.
Tomek Parol
Fotografie są mojego autorstwa. Kamienne kręgi widoczne na słupach, na których stoją kilkusetletnie chałupy chroniły domostwo przed szkodnikami i robactwem.