Od agenta do ministra – polski specjał na ruskiej recepturze
W tym kraju ważniejszym dla premiera, ministrów i wielu polityków jest piłka nożna, „orliki” i inne tanie chwyty pod publiczkę, które łykają media niczym bocian żaby. Problem kultury zostaje daleko z tyłu na dodatek obciążony watem na 23%.
W pozostałych krajach Unii jest zgoła inaczej: Francja przeznacza na kulturę prawie 10%. W Polsce mimo że mamy Tuska, uzyskanie na kulturę odpisu 1% graniczy z cudem. Ale rożne szemrane spółki i fundacje nie mają większego problemu uzyskania tego przywileju. Państwo, które nie dba o kulturę nie jest w stanie zachować tożsamości.
________________________________________________________________
Od jakiegoś czasu mam problem z napisaniem tekstu. Długo zastanawiam się nad właściwym doborem słów, nad formą jakiej chciałbym użyć i zapakować w nią swoje myśli przeznaczone do przelania na edytor tekstu. Gdzie tamte czasy, kiedy powiernikiem naszych myśli była kartka papieru starannie włożona między wałki wysłużonej maszyny do pisania: ekran zastępowało okno, w którym piszący topił myśli, albo też szukał w nim pomocy w postaci oświecenia lub nagłej inspiracji.
Dziś zabieram się do napisania tekstu o Karcie pacjenta, cokolwiek ona może znaczyć. A w zasadzie o braku jednolitego systemu powodującego, że pacjent w pełni nie może korzystać z przywileju ubezpieczenia. Kiedy myślę o ZUS-ie, to nie wiem dlaczego w mojej głowie zaczynają świecić czerwone lampki i włączają się ostrzegawcze brzęczki. Nie wiem dlaczego na myśl przychodzą mi dwa skojarzenia. Pierwsze, od pucybuta do milionera. Drugie, od złodzieja samochodów do oligarchy. Z pierwszym skojarzeniem łączę Rockefellera autora złotej myśli: pierwszy milion trzeba ukraść. Zaś wynik drugiego skojarzenia, wypisz wymaluj, pasuje mi do Ryśka z Gdyni, który swoją oszołamiającą karierę rozpoczął od „sprowadzania” samochodów zza Odry. W rozkwicie tej niebywałej kariery: od złodzieja do oligarchy, Ryśkowi z Gdyni pomogli chłopcy ze specsłużb. W czasach, kiedy każdy chciał mieć dobre opony do swojego autka rodzimej produkcji, to możliwość posiadania mercedesa było luksusem.
Rysio z Gdyni zamiast trafić do miejsca odosobnienia trafił na listę odpowiednich, sprawdzonych ludzi, którzy wprost idealnie nadawali się na to by zostać polskim Rockefellerem. Nie był chciwy, trzymał język za zębami i doskonale znał środowisko międzynarodowych gangów zajmujących się „sprowadzaniem” aut określonych marek pod zamówienie i dostarczanie do nich poszukiwanych części. Rysio, podobnie jak nasz premier, kocha piłkę nożną. Mniej, czy bardziej oficjalnie – jednak bardziej mniej – wspierał kluby piłkarskie z trójmiasta.
Wiadomo piłka nożna w tym kraju ma swoje długie tradycje i, co ukazał Janusz Zaorski w filmie „Piłkarski poker”, tradycje które należy pielęgnować, co z kolei pokazuje nam życie. Drukowane mecze, przekupni sędziowie, nieuczciwi działacze i Lato z Kręciną, to szeleszcząca papierem polska rzeczywistość.
Nasz główny bohater, Rysio z Gdyni, finansuje kluby kibica. Jednak biorąc na serio powiedzenie, że „nie istnieje coś takiego jak darmowe obiady”, to trzeba sobie zdać sprawę, że finansowanie to wzajemna „usługa” coś za coś. Pieniądze przeznaczone są na finansowanie szkoleń i udział w tzw ustawkach. Główni rozgrywający w klubach kibica wprowadzają do realizacji zaplanowane ustawki z policją, przez prasę nazywane zadymami. Gdzie jak nie w realnych sytuacjach można szkolić specjalne oddziały do tłumienia zamieszek. Po każdej takiej kontrolowanej stadionowej zadymie po kilka osób trafia za kraty, tam też trafiają pieniądze na wypiski i paczki dla głównych zadymiarzy, którym niczego nie brakuje po drugiej stronie.
Ciekawie to wygląda i brzmi niczym scenariusz nowej powieści/filmu sensacyjnego. Jeszcze ciekawiej, kiedy uświadomimy sobie fakt, że biznesmen, Rysio z Gdyni, nigdy nie padł ofiarą trójmiejskich gangów: „parszywej dwunastki”, czy „Grupy Młyńskiego” zajmujących się wymuszaniem haraczy i porwaniami dla okupu.
Jeśli prześledzimy naszych rodzimych, polskich Rockefellerów, to łatwo uzmysłowimy sobie, że nikomu z nich nawet włos z głowy nie spadł i jakoś żadnej z grup przestępczych nie przyszło do głowy, aby sięgać po ich majątek. Kto, będąc przy zdrowych zmysłach, chciałby zadrzeć z byłymi esbekami lub spadochroniarzami i komandosami zatrudnionymi dla strzeżenia bezpieczeństwa naszych bossów.
Zatem w przypadku naszego Rysia sprawa staje się oczywista – jest szczególnie chroniony, a jeśli sobie przypomnimy akcję próby przeprowadzenia kontroli i przeszukania willi przez ABW i CBŚ odwołaną na wskutek interwencji śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego na osobista prośbę Rysia, to strach się bać i komentarz staje się zbyteczny. Ale ciekawość pozostaje. Więc idziemy dalej tropem Rysia. Trafiamy z deszczu pod rynnę. System informatyczny ZUS.
No, i po takim wstępie mogę wreszcie zacząć rozwijać temat karty pacjenta. To, że Polska przynależy do Unii Europejskiej jeszcze nic nie znaczy. Mimo rozporządzeń i dyrektyw Unii dotyczący regulacji poprzez wprowadzanie jednolitych przepisów dla państw członkowskich, Polska nadal zostaje swoistym Eldoradem. Nasze przystąpienie w zasadzie nie zmieniło nic na lepsze; ktoś kto uważa, że obcy lepiej gospodarzy naszymi środkami i robi to za darmo jest człowiekiem naiwnym, albo, czego nie da się wykluczyć, niespełna rozumu.
Myślę, że tematu nie trzeba zbytnio rozwijać, dodam jedynie, że uczestnictwo w spółdzielni/konglomeracie, jaki stanowi Unia, przypomina lombard, do którego dobrowolnie zanieśliśmy rodzime srebra ukryte przed okupacją niemiecką i sowiecką. Tego czego nie wyszabrowali sąsiedzi wtedy, teraz dokonują tego przy otwartej kurtynie dobroczyńcy zza Odry nauczający swoich młodych obywateli na lekcjach historii o polskich obozach koncentracyjnych, że o innych bezeceństwach nie wspomnę.
Nie udało i niech nikt się nie łudzi, że kiedykolwiek uda się zrównać renty i emerytury na europejskim poziomie w przeliczeniu realnej wartości środków płatniczych. Jakoś usług świadczonych przez służbę zdrowia zostaje na podobnym poziomie co nasze renty i emerytury, i zarobki. Za to ich horrendalne kwoty wykonywania tych usług znajdują się w ścisłej czołówce Europy. Przejdźmy na chwilę na podwórko, na którym gospodarzy nasz pan Rysio – ZUS.
Począwszy od niejakiego Alota za czasów którego ZUS przerodził się w swoiste imperium – szklane domy z prawdziwymi marmurami poprzez kolejnych urzędników zawiadujących owym imperium do dnia dzisiejszego nie udało się wprowadzić jednolitego systemu, który dałby państwu czytelny obraz ubezpieczenia, a obywatelowi normalny dostęp świadczenie usług medycznych.
Jaki jest prawdziwy powód niemożności wdrożenia jednolitego systemu informatycznego i dlaczego na imperium ZUS rękę położył Rysio? Dlaczego u nas nie chce działać to, co działa zwyczajnie i jest normą na zachód od nas. I dlaczego w przetargach mających usprawnić
system staruje kilka różnych podmiotów, które dziwnym trafem należą do Rysia z Gdyni.
Jeśli przyjrzymy się na pierwszy lepszy z brzegu system informatyczny na przykład system bankowy, to szybko dojdziemy do wniosku, że tak naprawdę to żaden szkopuł i żadna trudność uruchomić system karty pacjenta, czy obojętnie jak sobie ten system nazwiemy.
Kilka danych.
Każdy obywatel ma swój niepowtarzalny PESEL i kilka innych podstawowych znaków, które pozwalają odróżnić, dajmy na to, Kowalskiego od Nowaka i prawidłowo zdefiniować status osoby jako ubezpieczony lub nieubezpieczony. Więc o co tak naprawdę chodzi?
Jeśli nie wiadomo o co chodzi, to zapewne chodzi o pieniądze.
Tak, chodzi o pieniądze. Rzecz idzie o grube miliony, miliardy oscylujące w granicach biliona złotych. ZUS tak naprawdę skrywa największy szwindel III RP z ukorzenieniem sięgającym PRL.
I tu leży pies pogrzebany. Bo jak napisać program, aby ukryć te wszystkie zadawnione szwindle i te aktualne. Jak ukryć prawdę, że wiele poważnych firm nie odprowadza składek, że wypłacane są zasiłki chorobowe osobom nie mającym do nich prawa, jak to wszystko poukładać, aby szydło nie wyszło z worka?
Pozwolę sobie na zobrazowanie szwindlu na prostym przykładzie. Firma X stara się o status pożytku publicznego – chodzi o zwyczajny skromny 1% naszego podatku – w tym celu nabywa prawa zakładu chronionego, który de facto zajmuje się produkcją określoną w katalogu branżowym jako przemysł ciężki. Firma zatrudnia 500 osób. Trzy czwarte załogi uzyskuje status osób niepełnosprawnych. Tak z dnia na dzień podobnie jak z dnia na dzień wyszlachetniała milicja obywatelska zakładając mundur policji. Z tą jednak różnicą, że pracownikom lekarze fałszowali historie choroby, co najmniej pół roku wstecz, a co za tym idzie w ślad za historią wędrują recepty i spore pieniądze. Po „chorobowym” komisja wystawia odpowiednie zaświadczenie o stopniu niepełnosprawności. Firma zlecająca załatwienie niepełnosprawności uzyskuje od państwa ogromne ulgi i zwolnienia. Interes się kręci.
I właśnie w tym problem jak ukryć, jak sprawić, aby cały ten interes był niewidzialny w systemie. Nie ma żadnej pewności, czy przy ewentualnej zmianie władzy ktoś nie ujawni największej po FOZ, afery mającej miejsce w ZUS. Dlatego latami okrada się płatnika składek i latami kombinuje się jak wyjść z tego bagna cało. Czy się da? O to warto-by zapytać Janusza Kaczmarka, który jest dysponentem wiedzy na temat rozbitych trójmiejskich grup przestępczych, życiorysu Rysia i kantów z ZUS. Warto też zapytać dla kogo ówczesny minister z czasów panowania „kaczorów” dziś naprawdę pracuje.
Do tych wszystkich dlaczego dodam jeszcze jedno, moim zdaniem mające sprzężenie Rysia z ZUS-em i SLD.
Dlaczego Miller stratował z list w Gdyni? Dlaczego Rysio w określonym czasie nabył akcje na których zyskał krocie? Zwykły zbieg okoliczności, czy cudowne zrządzenie losu?
Za Tuska wszystko wiąże się cudem. Ot taki TW „Znak” zasiadający na najwyższym stołku w MAiC. Chciałby się rzec: od agenta do ministra – polski specjał na ruskiej recepturze.
Dopisek.
O ile europejski urzędnik odpowiedzialny za realizacje budowy autostrady jest w stanie z oszczędności w jej pobliżu wybudować dla siebie dość okazały bungalow ze skromnym ogrodem, to polski odpowiednik europejskiego urzędnika w miejscu gdzie miała przebiegać autostrada wybuduje okazały pałac z bogatą infrastrukturą.
I tym różnimy się od naszych zachodnich sąsiadów – tam kontrolują urzędnika odpowiedzialnego za właściwy przepływ publicznych środków. Tutaj, w Polsce, urzędnik kontroluje środki publiczne i dba o to, aby wirtualnie wszystko się zgadzało.
Nie zgadnę dlaczego tutaj nad Wisłą nie ma kontroli na poziomie, który miało gwarantować nasze przystąpienie do Unii. Mogę co najwyżej spekulować, co nie oznacza, że choćby w części moje spekulacje będą zgodne z faktami. Jednak spekulacje mają to do siebie, że na tapetę kładzie się różne warianty nie wyłączając teorii spiskowych. Dopiero po rozważeniu i zbadaniu wszystkich wątków i metodycznym wykluczaniu spekulacji i teorii można pokusić się o wyciągniecie wniosków.
Na ile będą słuszne i trafne? To pytanie zostawiam otwarte, albowiem żyjemy w czasach, kiedy nawet prawdy oczywiste poparte materiałem dowodowym mogą zostać zinterpretowane zupełnie odwrotnie, na niekorzyść dowiedzionej prawdy.
To, jak będzie owa prawda interpretowana zależy od tego czyjego interesu lub dobra ma bronić, a w czyj godzić.