„Północny Sztorm” to już czwarta powieść polskiego pisarza military fiction piszącego pod pseudonimem Vladimir Wolff. Czy warto po nią sięgnąć?
Wielbicielom gatunku osoba autora nie jest obca. Dla osób nie znających pisarza przedstawię najważniejsze informacje. Vladimir Wolff to pseudonim polskiego pisarza political fiction, czy też military fiction. Z wykształcenia i zamiłowania jest historykiem, specjalizuje się w dziejach Rosji i Niemiec. Jego poprzednie powieści zostały przyjęte bardzo ciepło przez czytelników, i nie jest to dziwne – to literatura wysokich lotów. Wolff zdobył wielu wiernych fanów łącząc znajomość geopolityki i militariów z bardzo dobrym warsztatem pisarskim – autor po raz kolejny udoskonalił się.
Po konflikcie polsko-białoruskim ze „Stalowej Kurtyny”, wojnie domowej na Ukrainie z „Czerwonej Apokalipsy” i kryzysie bliskowschodnim z „Piasków Armagedonu”, autor zabiera czytelników na daleką północ – w stronę Arktyki. Po raz kolejny treść książki nie nawiązuje znacząco do poprzednich powieści Wolffa, więc spokojnie można zacząć od „Północnego Sztormu”.
Wolff ponownie kreuje bardzo prawdopodobny i realistyczny scenariusz, który teraz jest jeszcze fikcją, ale za kilka lat?
Nie zamierzam zdradzać całej fabuły, jednak kilka zdań napisać muszę. Bez obaw – nie zamierzam nikomu psuć zabawy. Kryzys na Bliskim Wschodzie doprowadza do wzrostu cen ropy naftowej, a to z kolei początek globalnego kryzysu energetycznego. Sytuację pragną wykorzystać Rosjanie, oczy Vladimira Wladimirowicza Putina zwracają się na północ – w kierunku mroźnej Arktyki, pod lodami, której znajdują się ogromne złoża ropy naftowej. Rosjanie pospiesznie rozpoczynają budowę nowych portów i baz wojskowych na dalekiej Syberii i Kamczatce, Flota Północna, – która do tej pory była zapomniana przez Kreml – zostaje po raz pierwszy od dawna wzmocniona i obiera kurs na wody Arktyki. Putin jest w stanie zaryzykować wszystko, by spełnić swoje imperialistyczne marzenia, a zarazem uratować ekonomiczną sytuację swojego kraju. To wszystko nie umknie oczom służb specjalnych Stanów Zjednoczonych i Polski. Amerykanie wysyłają na Morze Barentsa okręt podwodny klasy Virginia, jego dowódca ma zdobyć jak najwięcej informacji o poczynaniach rosyjskiego niedźwiedzia. Dowódca rosyjskiej Floty Północnej jest zdeterminowany, by odnieść pierwszy od lat sukces. Nie powstrzyma go nawet groźba wybuchu trzeciej wojny światowej. W to wszystko wplątał się polski kapitan Andrzej Wirski, który wyrusza ze specjalną misją do Norwegii. Tak w skrócie rysuje się fabuła najnowszej powieści Wolffa. Jest to zdecydowanie najmocniejszy atut „Północnego Sztormu”.
Autor po raz kolejny dał popis swojej wiedzy. Wolff łączy ze sobą wydarzenia rzeczywiste z domieszką fikcyjnych, tworząc bardzo spójny obraz. Czytelnik bez problemu odnajdzie w książce informacje, z którymi spotkał się czytając gazety czy oglądając telewizję. Mało tego, autor opisuje masowe protesty na terenie Federacji Rosyjskiej, które mają miejsce teraz, a książka trafiła na sklepowe półki we wrześniu 2011 roku.
Najnowszą powieść Wolffa można również uznać za pewnego rodzaju wykład dotyczący gospodarki, zakulisowych gier politycznych, uwarunkowań geopolitycznych, czy najnowocześniejszych technologii militarnych.
Przy okazji recenzji „Piasków Armagedonu” lekko skrytykowałem autora za kreację bohaterów i dialogi. Tym razem jest zdecydowanie lepiej, Wolffowi udało się stworzyć postacie (a raczej je „naprawić), z którymi czytelnik może się utożsamić – po raz pierwszy nie są wyprane z emocji. Na szczęście tym razem bohaterów jest mniej, a przez to autor poświęcił każdemu z nich więcej uwagi. Mam dobre informacje dla fanów kapitana Wirskiego – w „Północnym Sztormie” gra on zdecydowanie pierwsze skrzypce. Autor nie zapomniał o pozostałych bohaterach, ponownie pojawią się Cyril Lomax, czy Gary Craig oraz zupełnie nowi jak dowódca okrętu podwodnego admirał Kent, Maksym Maksymowicz, czy porucznik SEALs Roger Lafayett.
„Północny Sztorm” może śmiało konkurować z najlepszymi pisarzami gatunku, takimi jak Tom Clancy (którym Wolff niewątpliwie się inspirował), czy Larry Bond. Autor uczył się od najlepszych, dzięki czemu stworzył bardzo spójną, fascynującą i sensowną historię.
„Północy Sztorm” jest inny niż wcześniejsze powieści autora, Wolff porzuca militaria i skupia się na zakulisowych grach politycznych i szpiegowskich. Zmiana wyszła książce na dobre, po „Piaskach Armagednou” można było wyczuć pewne zmęczenie materiału, czego autor był niewątpliwie świadom zmieniając swój styl.
Podobnie jak poprzednio powieść została podzielona na rozdziały, a te na podrozdziały – zupełnie jak u Toma Clancyego. Powieść przypomina trochę filmowy scenariusz, jednak bardzo dynamiczny. Czytelnik jest przerzucany od jednej sceny do drugiej, obserwuje działania wszystkich stron konfliktu. Odwiedzimy między innymi Biały Dom, Kreml, biuro polskiego wywiadu wojskowego, Oslo, czy też dowództwo rosyjskiej floty północnej w Siewiermorsku.
Ponownie muszę pochwalić grafika (Mariusz Kozik). Okładka jest rewelacyjna! Tym razem również i korekta stanęła na wysokości zadania, literówki mogę policzyć na palcach jednej ręki, a wytrwale ich szukałem. Jednak nigdy nie jest tak dobrze jak byśmy chcieli, książka jest znowu tylko klejona, a papier jest kiepskiej jakości – szkoda.
Podsumowując, „Północny Sztorm” to bardzo dobrze napisana, solidna powieść, którą mogę polecić z ręką na sercu wszystkim fanom gatunku. Książka powinna zostać wydana za granicą, z pewnością odniesie sukces, a może powstanie film na jej podstawie? O tym i o kolejnych planach autora w wywiadzie, który ukaże się już niedługo.
Polityka zostala wymyslona po to, aby klamstwo brzmialo jak prawda. - George Orwell