„Wczorajsza konferencja prokuratorów nie zmieniła niczego.”
Tą zakłamaną tezą żyją ci wszyscy, którym nigdy nie zależało na rzetelnym dążeniu do prawdy.
To niepojęte, że katastrofa, w której ginie prawie setka osób z najwyższej politycznej półki – zamiast wywołać jedyną możliwą reakcję, czyli dążenie za wszelką cenę do wyjaśnienia przyczyn i okoliczności tej tragedii, od początku była traktowana, zarówno przez stronę rządową jak i przez wierne jej media, jedną tezą – nie szkodzić dobrym stosunkom polsko-rosyjskim.
Tezie tej podporządkowano wszystko. Przełknięto tzw. raport MAK, mimo zawartych w nim najzwyklejszych kłamstw. Na nich z kolei zbudowano kłamstwa kolejne – o „pijanym generale”, o „naciskach”, o „kłótni na Okęciu”, o telefonie, który miałby być dowodem na zmuszanie pilotów do lądowania, o obecności śp. gen. Błasika w kokpicie.
Taka narracja nie dziwi. Była i jest konsekwentnie stosowana, mimo dowodów, które bezlitośnie kłamstwa obnażały. Dla zakłamanych polityków Platformy i tzw. dziennikarzy śledczych z Czerskiej i Wiertniczej, układu ściśle ze sobą związanego, nie jest już istotnym fakt nieobecności gen. Błasika w kokpicie. Takiej obecności nie stwierdzono co jednak nie przeszkadza w budowaniu kolejnego kłamstwa – nieważne, że nie ma głosu śp. generała. Mógł przecież stać i milczeć. Zapewne z telefonem satelitarnym, gotowym do strzału.
Nawet fakt hańbiących oszczerstw, które adresowano do gen. Błasika, nie jest istotny.
Wystarczy bowiem napisać:” I że głos – lub brak głosu – gen. Błasika naprawdę niewiele zmienia, poza kwestią dobrego imienia samego generała.”. Głos – lub brak głosu – niewiele zmienia.
Autorzy takich treści to hańba dla dziennikarstwa. Dalej brną w absurd obecności generała w kokpicie. Głos – lub brak głosu. Był – lub nie był. Mógł być. Był.
Fakt wielomiesięcznej kampanii szargania dobrego imienia generała kończy się kilkoma słowami – kwestią dobrego imienia samego generała. Ot takie sobie kilka słów, mające usprawiedliwić kampanię kłamstw, oszczerstw, kalumni, manipulacji – poczynając od obrony tzw. raportu MAK po „był – lub nie był”. Można bardziej jeszcze się upodlić? Znając to całe zakłamane towarzystwo wzajemnej adoracji, tą podłotę, twierdzę, że tak. Podłota nie cofnie się przed niczym.
Dlatego pisze:” Ale nie zmienia to wszelkich innych okoliczności tego lotu, kompromitujących polskie lotnictwo wojskowe, 36. specpułk i także gen. Błasika jako ówczesnego szefa lotnictwa wojskowego. Nie zmienia to faktu, że na pokładzie panowała napięta atmosfera a piloci byli pod presją. Jeśli nie gen. Błasika, to okoliczności, obecności głowy państwa, szacownych gości, szczególnej symboliki wyjazdu w miejsce kaźni polskich oficerów przez NKWD.”
„Skompromitowany generał”, „presja jeśli nie generała”. JEŚLI? Dalej sączą jad kłamstwa i manipulacji, mając na celu wylanie kolejnej porcji kalumni, choć chwilę wcześniej piszą o „dobrym imieniu generała”. Kolejna nikczemność podłoty.
Na dziś pewnik jest jeden – prawie dwa lata manipulowano, kręcono, żonglowano faktami, dorabiano bądź tworzono brednie, rzucano oszczerstwami, szkalowano, haniebnie insynuowano w jednym wyłącznie celu – by za wszelką cenę nie dopuścić do najmniejszej nawet możliwości pogorszenia „świetnych” stosunków Tuska z Putinem. Poświęcono na tym „ołtarzu” nawet, a może głównie, Prawdę. Wrak tupolewa, wg pana Grasia to „pamiątka a nie dowód”. Nawet gdy wrak dla Rosji dowodem dalej jest. Podobno jakieś śledztwo prowadzą. A że wrak niszczono i niszczy się dalej to nieistotne.
Może nawet wrak nam kiedyś oddadzą. A raczej to co z niego zostanie. Ale nic to. Pani Kopacz znowu przekopie na metr głęboko. Za pomocą łomu, którym szyby w „pamiątce” wybijano. I znowu przeczytamy peany „na cześć”, dowiemy się o „świetnej współpracy”. Stenogramy znowu się odpowiednio zinterpretuje by „mógł być” stało się „był” a nacisk znowu stał się „faktem”. W imię „świetnej współpracy” a może nawet „braterskich stosunków”, które należy nazwać jednym słowem – kłamstwo.
Z ostatniej chwili – „Tymczasem jeden z rosyjskich ekspertów, pilot Oleg Smirnow uważa, że informacja polskich biegłych o tym, iż nie zidentyfikowano głosu generała Andrzeja Błasika wśród osób znajdujących się w kabinie pilotów rozbitego pod Smoleńskiem Tupolewa wymaga reakcji MAK. – Należy ponownie usiąść do rozmów. Jeszcze raz wytknąć MAK zastrzeżenia polskiej strony. Może MAK zgodzi się z nimi i powie: przepraszamy, pomyliliśmy się”.
Stawiam złote monety przeciwko orzechom, że MAK ani na jotę nie zmieni swoich „ustaleń”. Jest przecież na kursie i ścieżce…