O Norwegach mówi się, że rodzą się z nartami na nogach. Norweżka Marit Bjørgen jest sympatyczna, miła i spokojna, lecz tylko w życiu prywatnym.
Norweska Królowa Śniegu
„Marit!” – na ten okrzyk z kilkunastoosobowej grupy narciarek odwraca się niewysoka, czarnowłosa zwyciężczyni, podchodzi z uśmiechem i mrużąc jedno oko, mówi nieśmiało: „chyba było dobrze…”
Norweżka Marit Bjørgen jest sympatyczna, miła i spokojna, lecz tylko w życiu prywatnym. Największa obecnie gwiazda norweskiego sportu zaraz po starcie, w każdym biegu, zmienia się w złowrogą Królową Śniegu z bajki Hansa Christiana Andersena, wykańczając po kolei swoje konkurentki. Będzie największą rywalką Justyny Kowalczyk w walce o medale Mistrzostw Świata w Narciarstwie Klasycznym, które odbędą się na przełomie lutego i marca w Oslo. Emocje szykują się tak wielkie, jak przed rokiem, kiedy obie biegaczki rywalizowały podczas zimowych igrzysk olimpijskich w Vancouver i zamierała cała Polska i cała Norwegia. Norweżka przywiozła z Kanady pięć medali, Polka trzy i obie stały się w swoich krajach celebrytkami i najwyżej opłacanymi obiektami reklamowymi.
Wzloty i upadki
30-letnia dzisiaj Norweżka rozpoczęła treningi w wieku 9 lat. Do 15 roku życia nie przegrała ani jednych zawodów. Zabłysnęła w 2005 roku podczas mistrzostw świata w Oberstdorfie, zdobywając aż pięć medali (z czego trzy złote), i została po raz pierwszy okrzyknięta „królową nart”. Przed olimpiadą w Turynie, w rok później, oczekiwania mediów i publiczności były tak ogromne, że biegaczka spaliła się psychicznie i jej start zakończył się „tylko” jednym srebrnym medalem. Następne MŚ w Sapporo w 2007 skończyły się fiaskiem; podobnie w 2009 roku w Libercu, gdzie się wycofała. Po powrocie do Norwegii biegaczka wpadła w tak ciężką depresję, że ogłoszono jej koniec kariery.
– Moja wiara w siebie i samoocena spadły tak nisko, że znalazłam się na psychicznym dnie, niczym alkoholik, który już nie ma żadnej motywacji do życia. Dopiero ponad rok regularnych sesji z psychologiem przywrócił mi radość z uprawiania sportu – powiedziała Bjørgen w szokującym wywiadzie w norweskiej telewizji zaraz po powrocie z Vancouver.
W 2010 roku, poza sukcesami na olimpiadzie, wygrała zawody Pucharu Świata aż 10 razy pod rząd, biegając lekko, pozornie bez wysiłku i w dodatku prawie zawsze z uśmiechem. W Tour de Ski, który w styczniu wygrała Justyna Kowalczyk, Norweżka jednak nie wystąpiła.
Jestem tygrysicą
– Na moim stoliku nocnym mam ustawione duże zdjęcie ryczącego tygrysa. Zasypiam koncentrując się na jego dzikich oczach i zębach, a po obudzeniu jest to mój pierwszy widok dnia. Jeszcze leżąc w łóżku naśladuję ryk tego zwierzęcia i po godzinie wychodzę z domu już jako tygrysica, z chęcią walki o wszystko. W sporcie wyczynowym chodzi przecież o to samo, co w życiu zwierząt. Zjeść albo być zjedzonym. Uświadomił mi to psycholog, a ja, jak widać, uwierzyłam i teraz zjadam moje konkurentki. Takie mam podejście do każdej rywalizacji i starty bez takiej motywacji nie mają w ogóle sensu – opisuje Bjørgen swoje psychiczne przygotowania do każdego dnia.
Prywatnie biegaczka jest, jak sama o sobie mówi, „zwykłą dziewczyną z sąsiedztwa”.
– Lubię potańczyć na dyskotece, spotkać się ze znajomymi w pubie na piwie i chodzić na koncerty. Z drinków najbardziej lubię tequilę. Mam kilka tatuaży i miałam również kilka kolczyków w brwiach. Zdjęłam je jednak po tym, jak moi fani prosili mnie o to w listach, sugerując że ograniczają moją szybkość.
Bjørgen wychowała się w małej wiosce Rognes w prowincji Trøndelag, której głównym miastem jest Trondheim, była stolica Norwegii w latach 1030 – 1217, nazywana przed laty Nidaros. Na tych terenach czarne włosy nie są niczym dziwnym i świadczą o szlacheckiej krwi, ponieważ dawna arystokracja i królewskie rody Wikingów charakteryzowały się właśnie tym kolorem włosów.
– W Oslo i za granicą jestem wielką celebrytką i muszę uciekać przed łowcami autografów. Kiedy jestem w domu, nikt mnie nie pyta o medale, ponieważ dla tutejszych ludzi, którzy szanują prywatność, jestem tylko zwykłą Marit – podkreśla biegaczka.
Naród narciarzy
O Norwegach mówi się, że rodzą się z nartami na nogach. Faktem jednak jest, że z powodu małego zaludnienia, dużych odległości oraz długich zim Norwegowie już od dziecka są zmuszeni do biegania na nartach. Najstarsze obrazki w norweskich jaskiniach, przedstawiające wojowników na nartach, liczą ponad 5 tysięcy lat. Na nartach jeździli Wikingowie, a gwardia przyboczna królów w XII wieku nazywała się Birkebeinere, czyli „ludzie z brzozami na nogach”.
– Od setek lat narty i technika wiele się nie zmieniły i jest to w dalszym ciągu najtańszy sprzęt sportowy. W najstarszych wspomnieniach zawsze biegałam na nartach, tak jak cała moja rodzina. Biegałam na nich do szkoły po kilkanaście kilometrów dziennie, tak jak wszystkie moje koleżanki i koledzy. Teraz mieszkam w Oslo, lecz i tu często po zakupy wybieram się z plecakiem i na biegówkach, które jak inni klienci zostawiam przed sklepem – mówi biegaczka.
Pieniądze
Podczas kiedy dla Justyny Kowalczyk sezon 2009/2010 był rekordowy finansowo, z premiami za medale olimpijskie w wysokości 700 tysięcy złotych, Bjørgen za swoje pięć medali w Vancouver nie otrzymała ani jednej korony, ponieważ Norweski Komitet Olimpijski z zasady nie przydziela takich gratyfikacji. Według zeznań podatkowych, które w Norwegii są przez urząd skarbowy upubliczniane, Norweżka zarobiła w 2009 roku zaledwie (w przeliczeniu na polską walutę) 100 tysięcy złotych.
– Nie dajemy bonusów finansowych, ponieważ nasi sportowcy to zawodowcy, którzy po zdobyciu medali podpisują lukratywne kontrakty sponsorskie i reklamowe. My pokrywamy koszty treningów, zgrupowań i wyjazdów oraz pensje trenerów i w ten sposób wszyscy są zadowoleni – tłumaczy szef reprezentacji Norwegii Jarle Aambø.
Jako „kieszonkowe” Bjørgen otrzymuje obecnie od norweskiej federacji narciarskiej NSF 250 tysięcy złotych rocznie w formie stypendium sportowego. Prywatnie podpisała czteroletni kontrakt sponsorski z norweskim stowarzyszeniem eksporterów ryb EFF.
Ryby to moja specjalność
Kontrakt jest gigantyczny i obejmuje również przygotowywanie recept na dania rybne i napisanie książki kucharskiej.
– W dzieciństwie nie lubiłam ryb, ponieważ były serwowane codziennie. Teraz je uwielbiam i od półtora roku są głównym składnikiem mojej diety. Jadam też befsztyki z wieloryba i codziennie piję tran i po kilkunastu miesiącach zauważyłam, jaki ta dieta ma wpływ na mój organizm. W ogóle nie choruję i mam o wiele więcej sił, niż kiedy odżywiałam się mięsem – opowiadała Bjørgen, zanim jeszcze została „rybnym ambasadorem”.
Ostatnio w norweskiej telewizji i kolorowych magazynach prezentuje swoje nowe potrawy.
– Łosoś, dorsz i makrela to są ryby szlachetne i tylko wyobraźnia ogranicza sposób ich serwowania. Moją specjalnością jest ostre taco dorszowo-fasolowe, spaghetti z łososiem, risotto z dorszem lub halibutem oraz nasza tradycyjna zupa bacalao gotowana na bazie suszonego na słońcu na Wyspach Lofockich dorsza. Oczywiście, bardzo lubię też sushi i łososiowego hamburgera, a najbardziej naszą norweską specjalność – tzw. ciastka rybne, czyli kotlety mielone z dorsza i mąki ziemniaczanej – opisuje.
Chcę być mamą
– Mam 30 lat, lecz cóż to za wiek. Zamierzam startować jeszcze przynajmniej cztery lata, do zimowej olimpiady w Soczi, lecz kto wie, może jeszcze dłużej. Może wydarzyć mi się przerwa, ponieważ bardzo chciałabym zostać mamą – powiedziała biegaczka B&B.
Jej partnerem życiowym jest dwukrotny mistrz olimpijski w kombinacji norweskiej, Fred Børre Lundberg.
– Fredowi bardzo się podoba perspektywa ojcostwa, bardzo się ucieszył z moich planów i obiecał mi, że po urodzeniu to on zajmie się dzieckiem, abym miała czas na dalsze starty. Wiele sportsmenek po urodzeniu dziecka wracało do sportu i odnosiło sukcesy, dlatego nie widzę nic, co mogłoby mi w tym przeszkodzić.
Na razie biegaczka szykuje się do mistrzostw świata w Oslo.
– Dla każdego norweskiego sportowca Mistrzostwa Świata u siebie w domu to wielki cel, ponieważ zdarza się tylko raz w karierze. Ostatnie MŚ w Norwegii odbyły się w 1997 roku w Trondheim, a w Oslo w 1983 roku. Dlatego zrezygnowałam z Tour de Ski, który wygrała Justyna i z tego powodu też nie mam szans na zwycięstwo w punktacji generalnej Pucharu Świata. Kryształową Kulę zdobędzie Justyna, lecz to ja będę nadawać ton w Oslo i moje konkurentki będą świadkami wybuchu. Jestem w nadzwyczajnej formie fizycznej, a w tak dobrej psychicznej dyspozycji jeszcze nigdy w swojej karierze nie byłam.
– Marit jeszcze nigdy nie była tak pewna i konsekwentna w tym, co robi. Wreszcie, po wielu latach startów, uwierzyła w siebie – powiedział trener biegaczki, Egil Kristiansen.
Idąc za ciosem, Bjørgen zabiera się do pisania książki. Już teraz, zanim jeszcze została napisana, nazywana jest bestsellerem, a jeżeli narciarka stanie się królową mistrzostw świata w Oslo pewne jest, że pobije wszystkie norweskie rekordy wydawnicze.
Biegaczka przyznaje: – Nie umiem pisać książek, ale otrzymam pomoc zawodowego pisarza, więc na pewno się uda. Tytuł roboczy jest prosty, po prostu „Marit”.
Zbigniew Kuczyński/ Business&Beauty/nr 2/