Generał Parulski doskonale zdaje sobie sprawę, w moim przekonaniu, że śledztwo smoleńskie zostało na początku całkowicie źle przeprowadzone i że jak wyjdą na jaw te elementy, to wszystko się może na nim skupić.
Kolejny ciekawy materiał z Naszego Dziennika.
Z Bogdanem Święczkowskim, byłym szefem Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, prokuratorem krajowym w stanie spoczynku, członkiem stowarzyszenia "Ad Vocem", rozmawia Zenon Baranowski
Prokurator Marek Pasionek biega pijany po mieście z aktami smoleńskimi w teczce – tak ma twierdzić szef Naczelnej Prokuratury Wojskowej gen. Krzysztof Parulski w swoich zeznaniach…
– Jestem przekonany, że oczywiście nie jest to prawda. Ponadto to, co robi prokurator po pracy, to jest jego sprawa, o ile nie narusza godności prokuratorskiej. Natomiast moim zdaniem Parulski, jeżeli te zeznania są prawdziwe, chciał Marka Pasionka zwyczajnie "umoczyć". Podawane w mediach treści zeznań wydają się całkowicie nieprawdziwe. Nikt przy zdrowych zmysłach nie brałby do torby turystycznej naręcza akt śledztwa smoleńskiego, żeby je np. dziennikarzom pokazywać. Nie wierzę absolutnie w to, co mówi Parulski.
Pana zdaniem chodziło o pokazanie prokuratora Pasionka jako osoby, która nie tylko ma przekazywać informacje dziennikarzom, ale nawet pokazywać im akta?
– Jeżeli to jest jego przełożony – naczelny prokurator wojskowy, i taka sytuacja miała miejsce, to czemu natychmiast nie wezwał policji czy Żandarmerii Wojskowej. Przecież trzeba było zabezpieczyć te akta, przecież pijany śledczy mógłby je zgubić. Dlaczego wówczas tego samego dnia nie zapobiegł ewentualnej utracie dokumentów. Parulski, jeśli wierzyć jego zeznaniom, sam się oskarżył o niedopełnienie obowiązków. I dziwię się, że nie jest prowadzone w tym zakresie śledztwo.
Od początku tej sprawie towarzyszą komentarze wskazujące na osobiste animozje między gen. Parulskim a prokuratorem Pasionkiem.
– Przyznam, że Parulskiego oceniam bardzo krytycznie, ale nie będę tego kontynuował. Można przytoczyć wiele śmiesznych lub strasznych opowieści o nim i prokuraturze wojskowej, np. na 90-lecie prokuratury wojskowej zaprosił jako gości honorowych prokuratorów, którzy pracowali w okresie stalinowskim.
Prokuratura uznała, że nie ma podstaw do stawiania zarzutów Pasionkowi. Dlaczego próbuje się więc tę sprawę reaktywować?
– Nie było żadnych podstaw, żeby prowadzić śledztwo dotyczące prokuratora Pasionka, który jakoby miał ujawniać informacje dziennikarzom albo miał jakieś tajne spotkania z agentami amerykańskimi. To jest żenujące i śmieszne. Prokuratura powszechna postąpiła tutaj słusznie. Od początku do końca ta sprawa, według mnie, była mocno dęta. Chodziło chyba o to, żeby się pozbyć jedynego cywilnego prokuratora, który rzetelnie i kreatywnie nadzorował śledztwo smoleńskie.
Ale trwa jeszcze postępowanie dyscyplinarne.
– Nie mogę tego komentować, ponieważ jestem obrońcą prokuratora Pasionka, a to postępowanie jest niejawne. Pasionek jest już zawieszony 9 miesięcy. On się czuje jak w "Procesie" Kafki. Miał problemy z sercem, bardzo to wszystko przeżywa. Na szczęście lekarze zapobiegli zawałowi. Odnoszę nieodparte wrażenie, że pan Parulski "bawi się" ludźmi, bo ma przychylność Komorowskiego i organy państwa do dyspozycji. Podobno w aktach śledztwa prokuratorskiego są billingi rozmów moich i Ocieczka. Ale my nie dostaliśmy żadnych postanowień prokuratorskich o żądaniu naszych billingów, tak jak dostał np. red. Gmyz czy inni. Jeżeli tak jest, oznacza to, że ściągnięto je bez postanowienia, przypuszczalnie przez kontrwywiad wojskowy lub ABW. Jeżeli prokuratura wojskowa wykorzystuje przeciwko nam i prokuratorowi Pasionkowi kontrwywiad wojskowy, to jest już – w mojej ocenie – element niszczenia państwa. Można kogoś nie lubić, ale wykorzystywanie instytucji państwowych…
Do osobistych rozgrywek?
– Pojawiają się publicznie takie sugestie. Więcej, że ktoś kogoś chce zniszczyć. Generał Parulski doskonale zdaje sobie sprawę, w moim przekonaniu, że śledztwo smoleńskie zostało na początku całkowicie źle przeprowadzone i że jak wyjdą na jaw te elementy, to wszystko się może na nim skupić. Mam nadzieję, że w przyszłości, gdy już ktoś inny będzie prokuratorem generalnym, zostanie wszczęte śledztwo, które doprowadzi do ujawnienia tych uchybień i ukarania winnych. Stanie się to wcześniej czy później, a ja sam osobiście będę się temu bardzo dokładnie przyglądał po powrocie do tej czy innej czynnej służby.
Za kilka dni prokurator Andrzej Seremet jedzie po raz kolejny do Moskwy i po raz kolejny będzie prosił o wrak, czarne skrzynki itp. Spodziewa się Pan jakichś wymiernych efektów po tym wyjeździe?
– Ten wyjazd, w moim przekonaniu, można traktować jako wycieczkę turystyczną. Oczywiście nie z winy prokuratora generalnego. Jak wróci, powie, że Rosjanie zadeklarowali pełną pomoc i będzie to, co było wcześniej.
Taki dyplomatyczny przekaz?
– Należy podkreślić, że Seremet jako prokurator generalny nie ma realnej władzy w tym zakresie. Po to Platforma Obywatelska zrobiła taką reformę, żeby prokurator generalny nic nie znaczył. Poprzednio był on jednocześnie ministrem sprawiedliwości, który jako jeden z ministrów konstytucyjnych miał za sobą cały rząd Rzeczypospolitej. A kogo ma za sobą Seremet, nawet pomimo jego być może najszczerszych chęci? Nikogo. Jest jednym z urzędników, reprezentuje jeden z urzędów centralnych. On musi chodzić po prośbie do Sikorskiego, żeby MSZ wysłało jakąś notę dyplomatyczną. Może prosić premiera… Prokurator generalny, jeżeli nie ma silnego poparcia rządu, dyplomacji, nic nie znaczy w takiej sytuacji. Nikt go nie będzie poważnie traktował, zwłaszcza w Rosji.
Dziękuję za rozmowę.
Jeden komentarz