Brak wiedzy doświadczenia i umiejętności często idzie w parze z agresywną postawą wobec pacjenta i łapczywością na pieniądze.
Ponieważ większość znanych mi lekarzy głosowała na PO, warto się dziś zastanowić nad tym problemem. Nie mam oczywiście na myśli wszystkich lekarzy, bo wiemy, że trafiają się wśród nich prawdziwi bohaterowie. Jest ich jednak coraz mniej.
Brak wiedzy doświadczenia i umiejętności często idzie w parze z agresywną postawą wobec pacjenta i łapczywością na pieniądze. Im mniej wie lekarza tym bezczelniej oszukuje wizytujących go pacjentów. Szczególnie widać to w przypadku takich chorych, którzy muszą odwiedzić go kilkakrotnie, oraz w przypadku dzieci. Rodzice chorych i cierpiących na rozmaite zespoły zwyrodnieniowe dzieci są łupieni przez medyków bez miłosierdzia. Rozmaite przypadłości, które dadzą się opisać, jako „rozwojowe” lub można się ich pozbyć za pomocą łagodnych terapii lub ćwiczeń diagnozowane są, jako ciężkie przypadki kwalifikujące się niemal do operacji. Lekarze potrafią także wymyślać choroby, których nie ma i których nigdy nie było. Łżą w żywe oczy, że skonstruowane przez ich mózg przypadłości istnieją i przepisują na nie lekarstwa, każą pacjentom przychodzić na kilka wizyt i za każdą pobierają opłatę. Dla ludzi, którzy z medycyną nie mają do czynienia lub stykają się z nią sporadycznie opinia lekarza to świętość. Szczególnie jeśli lekarz i pacjent pochodzą ze środowiska małomiasteczkowego lub wiejskiego.
Synowi mojego znajomego zdiagnozowano łuskowatą stopę. Znajomy w to uwierzył i zaczął wykonywać z dzieckiem ćwiczenia, które zalecił lekarz. Jeździł do niego kilkakrotnie z tą łuskowatą stopą i on za każdym razem przyglądał się małemu i jego nóżce z wielką uwagą i miał taką mądrość w oczach. Potem kręcił głową i mówił, że niestety – nic się nie poprawiło i trzeba przyjechać jeszcze raz. Za każdą wizytę pobierał opłatę w wysokości 150 złotych. Znajomy płaciłem, bo zależało mi na zdrowiu dziecka. Po jakimś czasie zaczął coś podejrzewać i wybrał się do specjalisty z prawdziwego zdarzenie, z tytułem profesorskim. Kolejka była długa i do tego musiał tam jechać całą noc pociągiem, ale warto było. Kiedy powiedział mu co nasz doktor mówił o łuskowatej stopie nie mógł uwierzyć, w to co słyszy.
Każdy rodzic wie co to znaczy dysplazja stawów biodrowych u dziecka. W wypadku zdiagnozowania takiej przypadłości lekarze zwykle zalecają umieszczenie nóżek dziecka w specjalnej szynie-rozwórce. Przez trzy lub cztery miesiące wesoły tłuściutki bobas zamiast rozwijać się, jak inne dzieci, próbować siadać o własnych siłach, machać nóżkami i wkładać sobie stópki do buzi leży, jak kłoda i nie może się ruszyć. Jego tłuste nóżki rozciągnięte są plastikową konstrukcję, która przytrzymywane jest szelkami obejmującymi ramiona. Wszystko po to, by maksymalnie rozciągnąć na boki nóżki dziecka, co umożliwi poprawne wykształcenie się panewek stawów biodrowych. Po takiej terapii nie będą one płytkie i główka kości nie będzie z nich wypadać, co niechybnie by się stało, gdyby rzecz całą pozostawić bez ingerencji. Bardzo wielu lekarzy diagnozuje dysplazję stawów biodrowych u niemowląt i rodzice po takiej diagnozie mogą się co najwyżej rozpłakać. Nie powinni tego jednak robić, powinni poszukać dobrych specjalistów-ortopedów. Wielu lekarzy bowiem diagnozuje dysplazję nie mając pojęcia czym ona jest, są nawet tacy którzy nie potrafią czytać zdjęć rentgenowskich, a mimo to diagnozują. Są tacy, którzy nie są ortopedami, a zabierają głos w sprawach schorzeń układu kostnego. Są wreszcie tacy, którzy mając pełną świadomość tego, że niemowlę leżące przed nimi i wesoło machające nóżkami jest całkowicie zdrowe, a mimo to nakazują rodzicom założyć mu rozwórkę. Robią to ponieważ ich szwagier, kuzyn, teść lub kolega ze studiów mają sklep z akcesoriami ortopedycznymi i sprzedają takie rozwórki. Biznes to biznes.
Pół biedy jeśli ktoś ma minimalną nawet wiedzę medyczną i potrafią ją wykorzystać. Gorzej z tymi, co każde słowo doktora traktują z powagą i wykonują wszystkie zalecenia. Dlatego w przypadkach, gdy w grę wchodzi zdrowie i rozwój dziecka warto wybrać się do kilku lekarzy, najlepiej żeby przynajmniej jeden z nich miał renomę i był znany w kraju, jeśli nie w Europie.
Moja córka miała zdiagnozowaną dysplazję, nie chciało mi się w to wierzyć, bo wcześniej to samo miał mój syn. Siedział dwa miesiące w tej cholernej szynie, aż poszliśmy do drugiego lekarza, który to z niego zdjął i po prostu cisnął w kąt. W przypadku drugiego dziecka pojechaliśmy do najbardziej znanego specjalisty, do profesora Czubaka z Anina. Diagnoza była oczywiście odmienna, dziecko było zdrowe, a jeśli już któryś staw biodrowy był zbyt słabo rozwinięty to akurat nie ten zdiagnozowany przez panią z naszej przychodni. Dobrzy specjaliści to prawdziwy skarb i tylko do nich warto chodzić, choćby trzeba było zapłacić i czekać długie miesiące na wizytę. Ludzie przyjeżdżają do takich lekarzy z całej Polski, nie przejmując się odległościami i kosztami.
Wiem, że niektóre opowieści o lekarzach i ich wyczynach zaczynają przypominać urban legends, ale nie mogę nie opowiedzieć tu o zasłyszanej historii pewnego pana chorego na cukrzycę, który trafił do lekarza z owrzodzeniami stopy. Doktor zaś kazał mu tę stopę smarować z wierzchu insuliną. Powiedział, że na pewno mu pomoże.
Nie wiem czy to prawda, ale fakt, że takie historie krążą wśród ludzi nie przysparza medykom zwolenników, podobnie jak nie przysparza im zwolenników uporczywe trzymanie się politycznego establishmentu III RP. Szpitale – tak myślę – nie zostaną jednak sprywatyzowane, a oni – lekarze – nie będą się mogli na nich uwłaszczyć. To mrzonka. Za wiarę w nią przyjdzie im słono zapłacić.
Przypominam, że moje książki można już kupić w Warszawie w księgarni Tarabuk przy ulicy Browarnej 6, a także w sklepie Foto-Mag przy Alei KEN 83 lok.U-03, tuż przy wyjściu z metra Stokłosy, naprzeciwko drogerii Rossman. Można je też kupić w księgarni "U Iwony" w Błoniu oraz w księgarniach w Milanówku po obydwu stronach torów kolejowych, a także w tymże Milanówku w galerii "U artystek". Aha i jeszcze w galerii "Dziupla" w Błoniu przy Jana Pawła II 1B czyli w budynku centrum kultury. Cały czas zaś są one dostępne na stronie www.coryllus.pl Zapraszam. Uwaga! Atrapia i Toyah dostępne są jedynie w sklepie Foto-Mag, bo tak i już. Może kiedyś będą także gdzie indziej, ale na razie ich tam nie ma. Książkę Toyaha o liściu można kupić jeszcze w Katowicach w księgarni "Wolne słowo" przy ul. 3 maja. Gdzie to jest dokładnie, pojęcia nie mam.
Informuję także, że dnia 13 stycznia, w piątek, o 18.00, w Domu Polonii przy Krakowskim Przedmieściu w Warszawie odbędzie się spotkanie z blogerem coryllusem, autorem licznych książek i publikacji internetowych. Zapraszam.
swiatlo szelesci, zmawiaja sie liscie na basn co lasem jak niedzwiedz sie toczy