Bez kategorii
Like

Piątek poetycki

25/02/2011
379 Wyświetlenia
0 Komentarze
3 minut czytania
no-cover

 Nadeszła obiecana, by roztopić zamróz Zatoki zalodzonej kompletnie pierwszy raz od niepamiętnych czasów. Wiatr ucichł na amen, co u nas nigdy się nie zdarza. Słoneczna zimowa jasność i śnieg zastygły w powietrzu na kryształ. Uważny czytelnik spostrzeże, że Madonna ta idzie do nas z dawnych – hen czasów. Długo czekała. I niesie smak lata.Zatem niech każdy piątek będzie dniem wiersza. Nie prześmiewczego, lecz biegnącego Jej śladem.                        MADONNNA SOPOCKA   Och, jak znużona – w kruchtach porcelanowych kamieniczek siada z sąsiadką – babcią łaciatą I na drutach międlą brodę stryją Mojżesza Wstaje powoli – skrzydła Jej parują ciężarem Zwyciężyciela a włosy opadają spod beretu misternych wieżyczek i ganków malowanych cieniowaną akwarelą Wczoraj napotkała Rubensa w piekarni – teraz pyzata pulchna i […]

0


 Nadeszła obiecana, by roztopić zamróz Zatoki

zalodzonej kompletnie pierwszy raz od niepamiętnych

czasów. Wiatr ucichł na amen, co u nas nigdy się nie zdarza.

Słoneczna zimowa jasność i śnieg zastygły w powietrzu na kryształ.

Uważny czytelnik spostrzeże, że Madonna

ta idzie do nas z dawnych – hen czasów. Długo czekała.

I niesie smak lata.Zatem niech każdy piątek będzie dniem wiersza.

Nie prześmiewczego, lecz biegnącego Jej śladem.

 

                     MADONNNA SOPOCKA

 

Och, jak znużona – w kruchtach porcelanowych kamieniczek

siada z sąsiadką – babcią łaciatą

I na drutach międlą brodę stryją Mojżesza

Wstaje powoli – skrzydła Jej parują ciężarem Zwyciężyciela

a włosy opadają spod beretu misternych wieżyczek

i ganków malowanych cieniowaną akwarelą

Wczoraj napotkała Rubensa w piekarni – teraz pyzata

pulchna i chrupka skacze z półki na półkę rumiana od święta

Schorowany horyzont błękitno – zielonym okiem wysyła

podejrzany promień bryzy przewiązany węgorzem

w kolorową paczkę

Suknia Jej owinięta wiatrem wdychanym przez kanciaste kolisko

Żurawia i łzy – iskry solne podpływają na żaglach wspomnień

o świetności miasta  zapłakanej udręką starców

Oto kroczy śladem włocławków a wokół roje psów

ze stajni Mszczuja i Świętopełka rajcują w łaźni

na zmurszałym języku mola

Potem sunie do pachnideł jarmarku, gdzie tumany rzodkiewek

u Jej stóp i frędzle czosnku spływają do moździerzy

Zawija do kłusowników – w garści portfel mięsisty –

„ sera , Pani, sera !” – wielbłądy jajek szczerzą się kwaśno

Idzie miękko i cichaczem wsuwa się do walizki pełnej swetrów

i dziecięcych bucików

Szepce modlitwę z oczkiem perskim –

modlitwę zapobiegliwości

Cała w naręczach kwiatów wędrujących z Mazowsza

wykolejkowana i głodna – łupów tobołek taszczy

aż spłoszone koty – ichnie anioły –

wspinają się po oficynach do pieprzu

Z dymem wieczoru – dywanem brzozy

nakrapianej tłustymi krukami tuli się do Arki

A tam – w koszyku malowanym na czerwono

– MANNA

0

Anarchanio

Metakomentarz spoleczno-poetycko- humorystyczny !

68 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758