Po wystąpieniu twitterowego herosa naszej dyplomacji od razu odezwała się masa basujących mu usłużnie euroentuzjastów z hasłami wytrychami w stylu jedyne lekarstwo to więcej Europy.
Jak nam dobrze w tej Europie bo tylko dzięki UE możemy podróżować bez ograniczeń, uczyć się na zagranicznych uczelniach, a euro wprowadzimy tak szybko jak tylko się da. Deszcz pieniędzy spada na nas z UE. Podobne cuda wianki słyszałem przed akcesją do UE, a potem w czasie debat nad Traktatem Lizbońskim, który miał uczynić z Europy sprawny organizm a USA miały wreszcie jeden telefon, pod który mogą dzwonić jakby coś się stało. Tymczasem ….
Tymczasem UE to skostniały biurokratyczny twór, który jak w socjalizmie bohatersko walczy z trudnościami, które sam stworzył.
1. Przeregulowanie prawne wszystkich dziedzin życia w UE sięga absurdu. Słynne krzywizny ogórków, bananów, instrukcje obsługi drabiny to tylko najgłośniejsze przykłady. Przy czym te regulacje w niczym nie pomagają. Przykłady daje życie. Podobno jak nam się wmawia UE ma najlepszy system kontrolowania jakości żywności. Każdy właśnie ogórek na przykład ma być śledzony od chwili zerwania z krzaka do chwili spożycia go. Jak ten wspaniały system „działa” mogliśmy się przekonać wiosną tego roku gdy wybuchła panika związana z zatruciami żywnościowymi. I wszystko było jak w Radiu Erewań. Zaczęło się, że to ogórki z Hiszpanii. Na końcu okazało się, że to prawdopodobnie kiełki z Niemiec. Prawdopodobnie. Bo tematowi stopniowo ukręcano łeb. I do dziś nie wiemy czym się w końcu potruło i od tych zatruć zmarło kilkadziesiąt osób. Jak się okazuje więc ten najwspanialszy pod słońcem europejski system kontroli żywności jest o kant pewnej części ciała potłuc.
2. Euro. Ileż to było mlaskania z zachwytem nad wprowadzeniem tej waluty. Ileż pienia nad tym jak to dobrze Słowacy mają bo jako pierwsi wprowadzili ją z tzw. Nowej Unii. I jak się okazuje to wspaniałe euro przed niczym nie chroni – Grecja, Hiszpania, Włochy, Portugalia. Do tego KE przymykała oczy na fałszowanie danych gospodarczych przez np. Grecję bo przecież propagandowo ładnie wyglądało, że więcej krajów przystąpiło do strefy euro. Efekty mamy dziś.
3. UE jako wielkie mocarstwo. Pamięta ktoś jeszcze plany pięcioletnie? Tak za socjalizmu coś takiego było. W UE dla niepoznaki te plany nazywa się strategiami. Ot weźmy np. taką Strategię Lizbońską (nie mylić z Traktatem). Rok 2000. „Celem planu, przyjętego na okres 10 lat, było uczynienie Europy najbardziej dynamicznym i konkurencyjnym regionem gospodarczym na świecie, rozwijającym się szybciej niż Stany Zjednoczone.” Zostawię już na boku krótkowzroczność „mędrców” z Brukseli bo już wtedy należało porównywać się też do Chin i Indii a nie tylko USA. Czym się skończyła ta wiekopomna strategia – nazwijmy to po imieniu plan 10-letni? Resztę macie tu: http://pl.wikipedia.org/wiki/Strategia_lizbo%C5%84ska#Za.C5.82o.C5.BCenia
4. Deszcz pieniędzy z UE. Owszem nawet sporo kapie. I to kapanie ma wiele wad w tym zadłużanie się na siłę samorządów i państwa bo do tego deszczu trzeba swoje dołożyć. A, że kasy nie ma to pochodzi ona z kredytów i obligacji zwykle wieloletnich. Jak się podliczy ile w końcu tzw. wkład własny kosztował to często okazuje się, że nie na przykład 50% kosztów inwestycji, ale dużo więcej. Nie mówiąc już o sensowności brania i wydawania tych pieniędzy, które często idą w tzw. błoto. Nie jest ważna celowość czegoś. Ważne jest, że jest kasa do wzięcia. Pojawiła się cała kasta żyjąca z tego. Euroentuzjastom polecam artykuł w „Polityce” o tym. Chyba kogo jak kogo, ale „Polityki” nie można oskarżyć o to, że jest eurosceptyczna? http://www.polityka.pl/rynek/gospodarka/1521424,1,jak-sie-marnuje-dotacje-z-ue.read
5. Większa integracja? Jeden telefon do Europy? Traktat Lizboński miał lekarstwem na wszystko. Tak nam wmawiano. I jakoś znowu nie wyszło. Są marionetkowi i operetkowi Rompuy i Ashton a dzwonić trzeba i tak do Berlina i Paryża. Chociaż tutaj wiadomo kto tym interesem rządzi i kto podejmuje naprawdę decyzje. Tylko, że jakoś jak pompowano TL jako wiekopomny akt nikt nie powiedział, że decyzje i tak będą zapadać gdzie indziej.
6. Wolność podróżowania, której niby by nie było gdyby nie UE? Jakoś pamiętam, że w roku 1992 pojechałem sobie spokojnie ze znajomymi samochodem na tzw. Zachód. Jedyna różnica pas dla tych z UE i dla tych nie z UE na granicy. Dla wprowadzenia swobody podróżowania naprawdę nie trzeba dwóch siedzib parlamentu UE i tysięcy urzędników w Brukseli. Wystarczą porozumienia między zainteresowanymi taką swobodą państwami i już nie ma oddzielnych pasów. A jak wskazują niedawne przypadki z granicy duńskiej słynna Strefa Schengen i tak może być w każdej chwili zamknięta. Jednym słowem slogan o wolności podróżowania dzięki wejściu do UE to zwyczajne kłamstwo.
7. Swoboda studiowania i nauki, której niby by nie było gdyby nie UE? Nauka zawsze kosztuje i jakoś nie pamiętam żeby przed akcesją do UE istniał jakiś zakaz nauki w krajach UE osób z krajów do niej nie należących. Kto miał kasę mógł się uczyć wszędzie. Ba nawet dla osób spoza UE też były stypendia i programy pomagające w nauce. Istniały programy wymiany studenckiej, itp. Dziś studia, czy nauka za granicą też kosztują. Nic się nie zmieniło. Powtórzę. Jednym słowem slogan o tym, że możemy się uczyć gdzie chcemy dzięki wejściu do UE to zwyczajne kłamstwo.
Teraz dzięki twitterowemu herosowi znowu nam się wmawia, że jedynie większa integracja, ba nawet może oddanie części suwerenności jest lekarstwem na wszystko. Jak pokazują to powyższe przykłady to g……o prawda. UE to gnijący, bezwładny twór nie mający przed sobą wielkiej przyszłości. Kolejne integracje, zacieśniania, itp. to tylko przedłużanie agonii UE. Owszem jeszcze pewnie z kilkadziesiąt nawet lat tak się da. Ogłosi się nową integrację, nową strategię, znowu ogłosi się kłamstwa o tym jak to tylko dzięki akcesji możemy sobie podróżować swobodnie i uczyć się gdzie chcemy. Ciemny lud to kupi. A w końcu to wszystko pierdyknie tak, że ….. Chyba, że ktoś to wszystko postawi wreszcie z głowy na nogi.