Całkowicie nieobiektywny przegląd prasy.
29/11/2011
489 Wyświetlenia
0 Komentarze
4 minut czytania
Wpadł mi dziś w ręce najnowszy numer jednego z tygodników opinii. Ponieważ dawno do niego nie zaglądałem, więc wrażenie było piorunujące…
Od razu na pierwszej stronie, w „zajawce” tesktu o wynikach badań nad naszą seksualnością można było się dowiedzieć w nim o przeciętnej długości penisa Polaków.
We wstępniaku redaktor naczelny broni jak lew dotacji dla środowiska Krytyki Politycznej, przekonując, że prawdziwi terroryści są gdzie indziej – w środowisku Frondy, która próbowała powstrzymać nieletnią dziewczynkę przed zabiciem swojego poczętego dziecka.
W rozmowie z „autorytetem moralnym” można natomiast dowiedzieć się, że znak „zakaz pedałowania” nie zasługuje na żadną ochronę, bo obraża, natomiast podarcie Biblii przez satanistę zatrudnianego do udziału w programach telewizji publicznej nie zasługuje na interwencję prawa, bo jest to środek artystycznego wyrazu, a prawo powinno wkraczać tylko w przypadku czystego bluźnierstwa…
Z tekstu o Opus Dei wynika natomiast, że bycie katolikiem uniemożliwia pełnienie funkcji publicznych w Polsce, bo osoba taka przestrzega dogmatów (jak zrozumiałem podstawowym zarzutem stawianym przez autora tekstu tej organizacji jest to, że wymaga od swoich członków przestrzegania dogmatów, a co jeszcze gorsze, zachęca ona ich do rozwoju intelektualnego). Z dołączonej do tekstu dodatkowej informacji można się też dowiedzieć, że być może błogosławiony Jan Paweł II był finansowany przez Opus Dei, choć autor nie dopowiada, jakie to ma konsekwencje. Autor zajmuje się też wyszukiwaniem członków Opus Dei, w stylu, którego nie powstydziliby się twórcy „Młota na Czarownice”.
W kolejnym materiale były ambasador RP na Litwie przekonuje, że zupełnie niepotrzebnie ulegamy protestom polskiej mniejszości na Litwie, przecież to zupełnie naturalne, że Litwini chcą ją uczyć po litewsku i może nie do końca elegancki jest brak dwujęzycznych tablic, ale to przecież Litwa…
Co było dalej niestety nie wiem, bo po tym tekście nie zdzierżyłem i zrezygnowałem z dalszego przeglądania tego wiekopomnego wytworu myśli ludzkiej. Stąd od razu przepraszam za ewentualne uproszczenia w interpretacji przejrzanych przeze mnie materiałów, ale opieram się wyłącznie na swojej pamięci…
Pierwszy wniosek z tej lektury jest oczywisty – ewidentnie nie jestem w grupie docelowej tego tygodnika opinii, który od dłuższego czasu stara się udowodnić, że na lewo od niego jest tylko ściana i nie ma tam miejsca dla innego tygodnika opinii, który równie gwałtownie skręcił w tę samą stronę po przejęciu go przez innego telewizyjnego celebrytę…
Drugi wniosek, jest niestety zasmucający, ktoś jednak „kupuje”, co powyżej opisałem, bo pismo jak do tej pory nie zbankrutowało, zatem jest zapotrzebowanie właśnie na taki przekaz. A jednocześnie wbijanie odbiorcom tego typu treści do głów prowadzi do daleko idących konsekwencji. Trudno dziwić się, że mamy w Polsce kryzys demograficzny, skoro właśnie takie „wartości” próbują upowszechniać tygodniki opinii.
Ciekawe, czy właściciele marki udzielający licencji na wydawanie tygodnika w Polsce przez inną grupę medialną wiedzą jaki format przybiera ich pismo w Polsce?
Paweł Pelc
29.11.2011