Coś się stało
20/02/2011
424 Wyświetlenia
0 Komentarze
4 minut czytania
„Coś się stało” (Something Happened),to tytuł drugiej powieści Josepha Hellera. Powieść została wydana w roku 1974, po 13 latach od ukazania się „Paragrafu 22”. Jeden z krytyków napisał w recenzji „Paragrafu 22” , że gdyby Heller już nic więcej nie napisał, to i tak już przeszedł do historii literatury. Tytuł mojej notki jest tylko pretekstem do tekstu poniżej. Coś się stało… Dziś, gdy Komisja Europejska domaga się od Polski czegoś, czego nie jest w stanie spełnić nawet Rostowski w komitywie z Davidem Copperfieldem , zastanawiam się , do jakiego miejsca na mapie Europy dotarła nasza gospodarka. Przypomnę, że UE domaga się od Polski zredukowania w ciągu jednego roku naszego deficytu budżetowego w stosunku do PKB, ni mniej, ni więcej niż o grubo […]
„Coś się stało” (Something Happened),to tytuł drugiej powieści Josepha Hellera. Powieść została wydana w roku 1974, po 13 latach od ukazania się „Paragrafu 22”. Jeden z krytyków napisał w recenzji „Paragrafu 22” , że gdyby Heller już nic więcej nie napisał, to i tak już przeszedł do historii literatury. Tytuł mojej notki jest tylko pretekstem do tekstu poniżej.
Coś się stało…
Dziś, gdy Komisja Europejska domaga się od Polski czegoś, czego nie jest w stanie spełnić nawet Rostowski w komitywie z Davidem Copperfieldem , zastanawiam się , do jakiego miejsca na mapie Europy dotarła nasza gospodarka. Przypomnę, że UE domaga się od Polski zredukowania w ciągu jednego roku naszego deficytu budżetowego w stosunku do PKB, ni mniej, ni więcej niż o grubo ponad połowę. Oni chcą, żeby było przynajmniej 3%, a my mamy na dzień dobry ponad 8% ( wg Rostowskiego 7.8 %). Na pozór żądanie KE może się wydać absurdalne, bo na chwilę obecną większość krajów UE nie spełnia owego kryterium, ale dziwnym trafem komisarz Olli Rehn pofatygował się do Polski już w dzień po tym jak minister Rostowski złożył wyjaśnienia w Brukseli. By być precyzyjnym, Rostowski przesłał przed czwartkowym spotkaniem w Brukseli do Rehn’a „założenia” do odpowiedzi – po kolejnym monicie z jego strony.
Rostowski dostał termin do precyzyjnej odpowiedzi, który upływał w piątek. Odpowiedz została wysłana. Co ta odpowiedz zawiera, tego nie wiemy.
Wiemy jednak, że aby zejść do owych 3% w ciąg u 2011 roku, nie wystarczy nawet zabranie całej „kasy” z OFE. To stanowczo za mało. Na dodatek, nie wyszło w ubiegłym tygodniu ze sprzedażą obligacji państwowych. Sprzedano za 3 mld zł, a liczono na 6 mld. Podniesiono nawet ( niestety) stopę oprocentowania owych obligacji. To chyba jednak jakiś tam akt desperacji. Obligacje rządowe, obojętnie w jakim kraju, cieszą się zaufaniem, gdy ich oprocentowanie nie budzi podejrzeń, czyli z „prostego na nasze”, gdy są powiązane ze stabilną (silną) walutą oraz obrotami na giełdzie ( w uproszczeniu). Nie pomoże wyższy VAT ani akcyzy. Nie pomogą mandaty, nie pomoże opodatkowanie lokat. To ciągle za mało.
Byłoby wyjście…
Wyjście w stylu Jessie Jamesa ( napadał na banki, ostatni czarny charakter wśród kowbojów Ameryki).
Można znacjonalizować nasze oszczędności w bankach. Wtedy by starczyło !
Przecież podano , że nasze oszczędności w bankach urosły jak nigdy od wielu lat. By znowu być precyzyjnym – urosły nagle, tak samo jak w początkach reformy Balcerowicza. I to pomimo kryzysu ! Dacie wiarę ?
Przy tym procencie, przy tym kursie złotego, przy bankach w większości z „obcym” kapitałem…
Średnio terminowa lokata to coś przynajmniej pożądanego.
No ale czy stać Rostowskiego na zabranie tym „ciułaczom”, którzy każdy grosz obracają trzy razy , by go wydać ?
To świadoma ironia z mojej strony.
Nikt nam „naszych” oszczędności nie zabierze. Nawet Kaczyński, który nie rządzi, ale dla wielu jednak rządzi.
Może jednak znajdzie się jakiś Hugo Chavez, albo inny Castro ?
Oczywiście do spółki.
Zapytajmy Rostowskiego, bo chyba warto.